wtorek, 6 października 2015

O tym, jak NIE mieć pięknych włosów w podróży czyli obrazki z głuszy


Długość podróży każe mniemać, że się w końcu przybyło. (Monteskiusz)
Po dziesięciu godzinach spędzonych w małym busie podrygującym niczym podekscytowany podlotek mogę śmiało powiedzieć…. a i owszem. O bogini… Nie ma nic ponad jazdę w blaszanej puszce, gdzie pasażerowie upchnięci niczym sardynki, raczą się obficie trunkami wysokoprocentowymi. Jak to stało w Antyfonie do gorzałki
Ciebie całe ludzkie plemię
Wielbi, ryjąc nosem ziemię. 
Zapach rozlanego gdzieś piwa, wyziewy własne ukiszonych w sfermentowanych odorach podróżnych, no… bajka. Natłok i przymusowa bliskość rodzi wśród pasażerów coś na kształt więzi. Nikogo nie dziwi, że ktoś tam zasypia na czyimś ramieniu, ktoś inny opowiada o kłopotach małżeńskich – cóż... Czas życia krótki, kropnijmy wódki.
Tyle wstępu drogowego, bo dziś nie o podróży a o kosmetykach podróżnych. Będąc osobą przezorną, dodatkowo wiedziona bezcennymi – jak mi się wówczas wydawało – uwagami Malkontentki skomponowałam swój własny travel kit, który w zamierzeniu miał mi zapewnić fantastyczny wygląd, bez względu na niesprzyjające okoliczności przyrody…. Co z tego wyszło? Ano coś. Nie powiem, że szydło z worka, bo to niepolitycznie… ale wyszło wielkie TO czyli małe g...
Cóż za bezcenne skarby znalazły się w moim kuferku….? A może inaczej… co zdecydowanie nie powinno się w nim znaleźć….!? Dziś skupię się jedynie na produktach do włosów, bo bez takich ograniczeń post zrobi się nadmiar rozwlekły w czasoprzestrzeni, a tego wolałabym uniknąć. Zatem…
Pianka do włosów Wellaflex…. Hmmm… specjał ten miał utrwalić i co najważniejsze unieść w trybie natychmiastowym (sic) moje pióra. Nie mam wielkiego doświadczenia z tego rodzaju preparatami ale kochani toż to jest jakiś paskudek w złotym puzderku! Miast uniesionej bujnej czupryny, uzyskałam spektakularny stóg przesuszonego sianka… Kosz!
Lakier takoż Wellaflex – nawet nie będę opowiadać, bo krew mnie zalewa na samo wspomnienie – kosz!
Szampon w wersji travel - a jakże, alterra wersja z granatem. Zakupiony z dwóch powodów. Powód a) odżywka z takim samym obrazkiem na opakowaniu jest bardzo przyzwoita, powód b) tylko taki w miniaturze był dostępny w Rossie. W przeciwieństwie do swej siostry odżywki, uczynił z moich włosów siano. Nie tak dramatyczne w wyrazie jak pianka, powiedzmy średnie sianko. Na tyle jednak obmierzłe, że… kosz!
Dobra…. Jest jeszcze coś. Wstyd się przyznać, ale omamiona wizją loków uniesionych z pomocą pianki i przymurowanych lakierem na fest… zabrałam ze sobą … takie małe loki termiczne! Zaprawdę powiadam Wam maluchne takie… 
Reszty chyba mówić nie muszę… Wiecie – dzicz, dzicy ludzie, dzikie zwierzęta, o braku zasięgu nie wspomnę… i ja w wałkach termicznych...tu się czerwienię niczym jabłuszko na wiosnę, ktore nota bene krąglością oblicza przypominam... Dobra wiem: Daj głupiemu tysiąc rozumów, a on będzie wolał swój własny. I z tą złota myślą Was zostawiam do kolejnej odsłony mojej opowieści - prawie że - prosto z trasy







31 komentarzy:

  1. ja tam generalnie pianek nie lubię :D też mam po nich busz :D a jak mi mówisz o tym zapachu piwa to mi się przypominają zjazdy do domu ze studiów... zawsze usiądzie obok mnie ktoś kto popija piwo! i nim śmierdzi :D nie to, że nie lubię piwa ale no... nie lubię gdy ktoś obok mnie nim śmierdzi, a ja go nie piję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię piwo ale smród piwa w samochodzie zmiksowany z odorem wódeczki...to daje...

      Usuń
  2. Jak widzę post u Ciebie, to idę zaparzyć herbaty, potem zasiadam i czytam :)
    Najlepsza rozrywka! Czyta się szalenie przyjemnie :)
    Co raz wybuchając śmiechem
    Dzięki!
    Jak dobrze, że blog długo zawieszony nie powisiał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę Cię w tych wałkach na głowie w tej dziczy :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczai wyobraźni widzę Cię po zastosowaniu tych wszystkich cudów włosówych. Dobrze , że wylądowały w koszu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądałam jakby mnie kto do prądu podłączył :)

      Usuń
  5. hahahahaaaaa :)
    wałki termiczne to był genialny pomysł! Jak będę następnym razem wyjeżdżać w mazurską głuszę to też sobie zakupię :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! I taki elektryczny turban żeby nakładać pod niego maski i odżywki :)

      Usuń
    2. I własny agregator prądu - tak na wszelki wypadek jakby głusza elektryczności nie znała :D

      Usuń
    3. No to sie rozumie samo przez się! Nie gadaj, że podróżujesz bez własnej mini elektrowni?! :)

      Usuń
  6. toś poszalała! ;D pianka, lakier i wałki to podstawowe wyposażenie w głuszy! :)

    http://lamodalena.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podstawa:). Tylko sauny do twarzy było mi zdecydowanie brak;)))) Doprawdy sama jestem sobą zaskoczona:))))

      Usuń
  7. A ja nawet lubię te lakiery, ale używam ich rzadko. Wałki termiczne? Szalona jesteś Kasiu :)
    A co do jazdy w śmierdzącym busie - nienawidzę takich rzeczy, a od zapachu strawionego alko mam odruch wymiotny. Jak Ty to przetrwałaś? Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja jestem przyzwyczajona. Nawet gdy polali mi spodnie tonikiem siedziałam jakby to była czysta przyjemność podróżować w smrodzie i w mokrych portkach:)

      Usuń
    2. O matko, toż to obóz przetrwania a nie delegacja :)

      Usuń
  8. O tak komunikację publiczną w przeróżnych jej wymiarach przerabiałam chyba najbardziej na studiach, gdzie wojaże małe i duże nie były takie straszne. Już nie mówiąc o tym, że sama pewnego niefortunnego dnia wracałam strasznie skacowana do rodzinnego miasta i obudziłam się z głową u nieznajomego chłopaka a ramieniu. No cóż...bywa.
    Co do kosmetyków szkoda, ze takie to się potoczyło, ja lakier nawet lubię, no ale każde włosy inaczej reagują :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak- też jeszcze! pamiętam takie czasy... ale wiesz, jak jest. Z wiekiem rosną wymagania:) Teraz marzy mi się podróż bez pijaków z boku, nieustannego lęku, że ktoś mnie czymś poleje/obwymiotuje etc. a gdyby jeszcze nogi dało się wyprostować... ech...

      Usuń
  9. :D czyli dla jakiegoś autochtona warto było się pindrować skoro, żeś chciała się stroić jak księżniczka :D i nawet termo-mini-loczki ala trwała ondulacja sobie walnęłaś ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było warto:). Widziałam jednego - był mocno nietrzeźwy... więc...

      Usuń
    2. Jaki nietrzeźwy - on był po prostu dobrze ZDEZYNFEKOWANY i gotowy przyjmować Twe wdzięki xD

      Usuń
    3. Podoba mi sie ta interpretacja!

      Usuń
  10. Dziś byłam w Naturze w celu nabycia saszetki błotnrgo szamponu z Bielendy... niestety nie mieli toteż pofatygowałam sie do Rossmana mały szamponik kupić chciałam ale jednak chęci porzuciłam zdając sie na czuja. z tego co czytam widzę iż dobrze uczyniłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ten mały to ta Alterra to zdecydowanie słusznie:)

      Usuń
  11. widzę, że Twoje włosy przeszły armagedon :D ból "pianek" znam, bo sama ich nie cierpię i nie wiem jak to coś można w ogóle stosować tak, aby nie posklejać włosów :)

    OdpowiedzUsuń