piątek, 26 lutego 2016

Nagrody, czyli akcja była i się zmyła

Był taki czas, kiedy myślałem, że mogę coś w sobie zmienić. (R.Riedel)

Na zmiany w sobie już chyba too late ale lekki szlif bloga wydawał się Malkontentce całkiem realny. Zaproszenie innych blogerów do współpracy w ramach akcji czwartkowa kawka miało być fantastycznym pomysłem integrującym Babilon. Globalnie wyszło średnio, indywidualnie – znakomicie!
Do akcji zgłosiły się cztery, barwne i niebanalne blogerki. Pat – interendo, Olivia - White Zephyr, Ewelina - secretaddiction86, Pola – Najbardziej szczupła. Bardzo Wam dziękuję. Uczyniłyście mi wielki zaszczyt i przyjemność. Taka różnorodność, kreatywność, eksplozja talentu – Wasze wpisy to prawdziwe perełki wśród postów na malkontenckim blogu.

Niestety – dziś cykl czwartkowy zmuszona jestem oficjalnie zamknąć. Ot – życie – nikt więcej nie zechciał wziąć udziału w naszej zabawie. Nad przyczynami wolę nie rozmyślać.

Formuła czwartkowej kawki zakładała nagrodę dla autora najbardziej rozczytanego posta, ale starannej lekturze i jeszcze staranniejszym namyśle stwierdzam, że to idiotyczne kryterium. No, ale czego się spodziewać po Malkontentce. Wasze posty są tak odmienne, ich formuła jest nieporównywalna i zasada komciów tu nie chwyta. W związku z powyższym postanowiłam zrobić przewrót blogowy i nagrody przyznać wedle własnej fanaberii.
Z niekłamaną radochą obwieszczam, że malkontenckie upominki trafią do…
Pat, Oliwki, Eweliny i Poli

Nagrody są równorzędne i powoli do Was trafiają. Proces wysyłania - z przyczyn technicznio- wirtualno- zakupowych zakończy się w okolicach 10 marca. Mam nadzieję, że paczuszki przyniosą choć moment radości.
Adresy Oliwia i Pola poproszę:)


czwartek, 25 lutego 2016

Opowieść Najbardziej szczupłej czyli czwartkowa kawka u Malkontentki - dziś zadufanej i wyniosłej:)

Witajcie mili Goście w moich siermiężnych progach. Usiądźcie wygodnie, filiżanki w łapki i lecimy!
Dziś czwartkowy poranek umili nam bardzo tajemnicza postać. Najbardziej szczupła - koniecznie zajrzyjcie na jej blog - będzie to interesujące doświadczenie i kto wie - może nawet motywacja do pracy nad sobą.
Zanim jednak rozkręcimy się na dobre, chciałabym powiadomić wszystkich - a w szczególności szanowną Autorkę, że odkąd Malkontentka stała się bohaterka posta, woda sodowa uderzyła jej do głowy i zachowuje się paskudnie. Łaskawie oświadczyła - a'propos poniższego tekstu - że jest zadowoloną Malkontentka, bo to żadna sztuka być niezadowoloną. A w jej przypadku mamy do czynienia z niejako wyższą szkołą malkontenctwa...
Dobra. Nie przedłużajmy - zapraszam do lektury opowieści Poli.
...
Moja głowa zazwyczaj pęka w szwach od pomysłów. Nie wyobrażasz sobie nawet jakie głupoty, a niekiedy i genialne rzeczy przychodzą do mojej małej blond głowy. Jasne, przecież od kilku dni jesteś dyplomowanym inżynierem. Twoje myśli to przede wszystkim wspaniałe struktury i układy o których się nie śniło ani Le Corbusierowi ani Howardowi, o innych nie wspominając. A ja się tylko śmieję, bo głównie to mam ochotę pójść spać. Albo coś zjeść. Ksiądz w kościele w niedziele powiedział, że „człowiek potrzebuje jedzenia aby żyć, a nie żyje po to aby jeść”. Cóż, nawet lokalny kapłan musiał pojechać po moich poglądach. No ale takie jest życie, nie może być za cukierkowo. W każdym razie odeszłam za bardzo od tego co chciałam napisać, a chciałam napisać o tym, że nie mam pomysłu co napisać. Kobieca logika, poziom: blond.

Gdy moja droga, kochana, wspaniała, najlepsza Malkontentka, mam nadzieję, że dla Ciebie również bardzo droga, kochana, wspaniała i najlepsza, ogłosiła, że jest możliwość opublikowania czegoś na jej wspaniałej, pięknej, idealnej stronie to od razu z entuzjazmem zgłosiłam się słowami ‘CHCĘ!”. No bo jak mogłabym nie chcieć napisać czegoś od siebie na jednego z najlepszych blogów na jakiego miałam do tej pory trafić, no jak? Ha! Już o razu miałam sto pomysłów na minutę, ale zapytałam i tak autorki tegoż wspaniałego bloga czy jest coś konkretnego co powinnam poruszyć. W odpowiedzi dostałam wolną rękę, a wszystkie moje pomysły poleciały heeen do góry, niczym uwolnione baloniki w kształcie Hello Kitty na lokalnym festynie.

Zaczęłam zatem szukać pomysłu. Zalogowałam się więc na facebook’a, standardowo nic się tam nie dzieje poza tym, że znajomi których nie widziałam od 8 lat, z którymi i tak wówczas nie zamieniłam ani słowa, nagle się zaręczają, mają dzieci i myślą, że wygrają iPhone 6s jeżeli tylko udostępnią post. Tak. Czas skasować facebook’a. W każdym razie, inspiracji szukałam również na Onecie, WP, RP.PL, Wikipedii, Nonsensopedii, na Pudelku, w „Kuchennych Rewolucjach”, na stronie Teatru Narodowego, w repertuarze najbliższego kina, w gazetce Kauflandu, słuchając programu pierwszego Polskiego Radia, zajrzałam również do lodówki. Znalazłam nic. No dobra, nic poza Monte. Ale nie o deserze mleczno-orzechowym miałam pisać.
Z rozpaczy i niemocy zgooglowałam zatem hasło ‘malkontenctwo’, bo cóż innego mi pozostało. Zatem według Wikipedii to „postawa nacechowana ciągłym niezadowoleniem z życia, wynajdywaniem we wszystkim cech negatywnych”. Ale czy w takim, razie nasza droga Malkontentka jest prawdziwą wiecznie niezadowoloną malkontentką? HA! Nie! Chciałabym napisać, że włożyłam nadludzki wysiłek aby znaleźć dowody na to, że Malkontentka nie zawsze malkontentką jest, ale to by było okrutne kłamstwo. Było bardzo łatwo i nie trzeba się było nawet za mocno pogrążać w otchłanie tego wspaniałego bloga. A cytować nie będę, znajdź sobie sam drogi czytelniku oznaki zadowolenia Malkontentki. Pytanie jednak wisi już w powietrzu: czy jestem zawiedziona, że Malkontentka sama siebie nazywa malkontentką? Tak. Jestem ogromnie zawiedziona.

A teraz zupełnie serio, nie, nie jestem zawiedziona. Chociaż nie powiem, gdyby autorka nagle zaczęła siebie nazywać ‘najbardziej-zadowolona-kobieta-polskiej-blogosfery’ to chętnie ‘przytuliłabym’ sobie malkontencki przydomek. Ja - geniusz zła. A teraz już naprawdę serio, autorka pewnie ma powód dla którego nazywa się tak, a nie inaczej. Najważniejsze, że redaguje dobrego bloga, pisze szczerze o tym co myśli, a ja się cieszę, że jestem wierną czytelniczką i nie zwracam nawet uwagi na oznaki niezadowolenia. I nie chciałabym aby Malkontentka była w 100 procentach malkontentką, bo zdecydowanie N I K T nie zasługuje na to aby być ciągle niezadowolonym.
Reasumując, przeczytałam to co napisałam i zdecydowanie nie wiem o czym jest ten tekst. Pomieszanie z poplątaniem, na dodatek długie. W każdym razie udowodniłam, że można napisać obszernego posta na pół o niczym, a na drugie pół o właścicielce tego bloga, której bardzo dziękuję, za to, że umożliwiła mi publikację. Jako że jest Malkontentką, to zapewne będzie bardzo z tego tekstu niezadowolona, no ale cóż – już zgłaszając swoją kandydaturę byłam o tym przekonana.



Dziękuję.

środa, 24 lutego 2016

Stara...

Poczuj się piękna
Poczuj się młoda
Poczuj się bardzo, bardzo zdrowa.

Zaśpiewało o świcie radio budząc Malkontentkę bezpiecznie okopaną kołdrami, poduchami i piernatami. Trzęsąc się z zimna, popełzła do łazienki przydeptując po drodze rozwleczone spodnie od piżamy. Z niechęcią spojrzała w lustro. Nie czuła się ani piękna, ani młoda ani tym bardziej zdrowa.

Tonik, lioton, krem podkład, puder… Jak zbroja.

Malkontentka wyszła z domu. Nic się nie z zmieniło. Nadal była zmęczona, brzydka i słaba. Nadal miała czarne cienie pod oczami i głębokie bruzdy przy ustach.

Pod tapetą…

Dziś Malkontentka jest stara...
I nie jara.

wtorek, 23 lutego 2016

Ktoś coś ma do krótkich włosów? No!

Dziewczyna rwie sobie włosy z głowy, mucha – z nóg (Słuchajcie)

Malkontentka już niczego sobie nie rwie, Malkontentka włosy obcięła. I nawet przy najlepszych chęciach – rwać nie bardzo jest co. Chyba że skoncentrujemy się na nogach.

Roczna walka z destrukcją ukrywającą się pod nazwą Organic Curl System zakończyła się tym, czym właściwie powinna się rozpocząć – ścięciem. Włosów, bo głowa dawno się zgubiła. Malkontencka przyjaciółka długo się nie wahała. Nożyce, noże i inne takie poszły w ruch…

Oto efekt.

poniedziałek, 22 lutego 2016

A może partyjkę…

Ale szachy to więcej niż gra czy rywalizacja. To wojna, teatr i śmierć. (Fabio Stassi)

Rozgrywając partię szachów można umrzeć, zmartwychwstać, upaść na samo dno, podnieść się, upodlić, przeżyć całe życie…
Wojna, teatr i śmierć – taka jest ta książka. Pełna. Wielka historia rodem z Tołstoja i ciemna strona rosyjskiej natury jak u Dostojewskiego -  rekomendacja wydawcy umieszcza poprzeczkę wysoko. I w moim osobistym odczuciu trąci to z lekka nadmiarem …wszystkiego.
Debiut Olgierda Świerzewskiego Zapach miasta po burzy jest literaturą znakomitą. Ale i irytującą. Książką, której momentami nie mamy ochoty czytać, ale jednocześnie nie możemy oderwać się od lektury. Magia! Bo czy opasły traktat o szachach może być ciekawy dla kogoś, kto nie jest zapalonym szachistą? Otóż może, ale tylko pod warunkiem, że pomiędzy figurami, na planszy znajdzie się też miejsce dla miłości i namiętności, dla upadku i triumfu, dla...życia. 
Drażniła mnie ta książka – może dlatego, że zbyt wiele w niej prawdy o człowieku. Człowiek poharatany wychodzi z lektury Zapachu miasta… goły. Prześwietlony do kości ogonowej włącznie.
Drażniła mnie ta książka, a jednak nie mogłam przestać jej czytać.
Drażniła mnie...
Znakomita pozycja, na poważne chwile, bo lekkiej rozrywki z pewnością na jej stronach nie znajdziecie. Nie znajdziecie też przekombinowania i zadęcia, niemniej jednak z Tołstojem i Dostojewskim dałabym spokój. Oddajmy Bogu, co boskie…
Kim jestem żeby negować opinie pro – fe – sjo – nal – nych recenzentów? Czytelnikiem kochani, czytelnikiem i … Kocham zapach miasta po burzy. Wszystko jest wówczas takie świeże, oczyszczone, obmyte z grzechu. To daje nadzieję…(O.Świerzewski)

PS. I jeszcze jedno! Zapamiętajcie po grób... Kto nie czyta, w wieku 70 lat może powiedzieć, że przeżył tylko jedno życie. Kto czyta, przeżył 5 tysięcy lat. Świat zgiął się wpół. Dobrej drogi Mistrzu... Umberto Eco odszedł w sobotę.




piątek, 19 lutego 2016

Zapierający dech w piersi prezent od Magdy – czyli Malkontentka wyciągnęła szczęśliwy los.

Oszalała z radości zaczęła krzyczeć: "Słuchajcie! Słuchajcie! Znalazłam głowę! To cudowne!" (Dennis Genpo Merzel)
Malkontentka nie może wprawdzie dzielić szczęścia Enyadatty, bo głowy nadal poszukuje, ale czy taki drobiazg, jak jej brak jest w stanie przyćmić radość roznamiętnionego żywota? Nie jest! Nic nie jest bowiem w stanie przytłumić malkontenckiego zachwytu nad istnieniem, a gdy dodatkowo owo istnienie ubarwiają przyjemności towarzyszące, no to już euforią lecimy. I taka właśnie euforia owładnęła malkontenckim cielskiem, gdy na Casablankę dotarła paczuszka od Madzika! Niesamowita przesyłka pojawiła się za sprawą rozdania. Tak. Los bywa przewrotny i choć niejednokrotnie kopie malkontenckie dupsko, to niekiedy spojrzy życzliwszym okiem i dźgając obfitym paluchem jeszcze obfitszą pierś naszej niebogi wychrypi: YOU.

Jakiś czas temu, kiedy Madzik zakręciła kołem fortuny… no to był ten moment! Malkontentka jest fuksiarą – to już trzecie jej zwycięskie rozdanie! I znów dostała prezent. Prosto z Krainy Próżności!! Radocha podwójna. A dlaczego? A dlatego, że blog Land of Vanity jest dla naszej bohaterki bardzo ważny i stanowi dla jej działalności fascynującą inspirację, o czym niejednokrotnie mogliście się przekonać. Ba – ta inspiracja stała się nawet źródłem sporego nieporozumienia między Malkontentką a autorką Land of Vanity – żeby nie było tak słodko pierdząco. Ale to przecież dodaje smaku życiu – emocje, emocje, emocje.
Elegancja, przekaz, kultura języka – to wszystko w blogowaniu jest istotne, ale u Madzi znajdujemy coś jeszcze, coś, co na Casablance cenią najsilniej – treść! I to treść niebanalną. Treść, ze wszech miar... treściwą. Magda nie boi się kontrowersyjnych tematów, i to tych, które w blogowym Babilonie omijane są szerokim łukiem. Pisze, co myśli i pomimo, że niejednemu po lekturze Madzikowych postów zagotowała się krew (a to bardzo groźne dla zdrowia, więc easy, easy) - pisze dalej. To się ceni! Malkontentka chętnie w tym kociołku uczestniczy, a teraz jeszcze kula się z radości. Oczywiście bloga Magdy znacie, więc zapraszać do wizyty nie muszę. Ale na fotkę popatrzcie.
Wiecie, to chyba najładniejsza kosmetyczna rzecz, jaka kiedykolwiek była w posiadaniu Malkontentki. Cudeńko! Bardzo, ale to bardzo dziękuję!!!!!

czwartek, 18 lutego 2016

Zwierciadło Eweliny K, czyli czwartkowa kawa u Malkontentki - odsłona trzecia

Elegancja to dobry gust plus odrobina odwagi. (C.Snow)

Elegancja stylu, elegancja pióra... elegancja, szyk, klasa...i więcej niż odrobina odwagi! Tak własnie odbieram Ten blog i jego nietuzinkową Twórczynię!
Ewelina K.
Mistrzyni ciętej riposty.
Niezależna i niepokorna.
Zagadkowa.
Niektóre Jej powiedzonka weszły już na stałe do mojego codziennego języka. 
Jestem dumna goszcząc dziś w skromnym malkontenckim kąciku autorkę bloga secretaddiction86.
Zapraszam do lektury...

Cześć Dziewczyny!

Miło mi gościć u Malkontentki:) Chciałabym dzisiaj poruszyć temat boxów kosmetycznych. Będzie pół żartem, pół serio!;)

Boxy kosmetyczne w krzywym zwierciadle:)


Tylko 49zł!
Damy Ci za to tyle dobra, że padniesz i nie wstaniesz! Pamiętaj, że wartość boxu znacznie przekracza tę kwotę więc taniej nie znajdziesz! Kosmetyczny orgazm raz w miesiącu gwarantowany! My Cię nigdy nie zdradzimy – wystarczy nr Twojej karty kredytowej. Już czujemy jej rozkoszny zapach:)

Konkretne pudełka występują tu jedynie w charakterze przykładu 
Będziesz Pan zadowolony!
Nasz box jest najlepszy i inny niż wszystkie! Znajdziesz w nim kosmetyki, które rozpieszczą Twoją twarz, ciało i zmysły! A make-up zrobisz taki, że nie ma wuja we wsi! Dla każdego coś dobrego! Żeby rozbudzić Twoją wyobraźnię uchylimy Ci rąbka tajemnicy, a reszty dowiesz się jeśli podejmiesz jedyną słuszną decyzję;)



Spiesz się bo zabraknie! 
Na co jeszcze czekasz? Zamów już dziś! Ilość pudełek jest ograniczona. Nie zamawiasz, nie żyjesz! Nasze pudełko jest limitowane i wyjątkowe.

Żartowaliśmy!
Będziemy Cię błagać o zamówienie w promocyjnej cenie gdy zostanie nam trochę na zbyciu;) Dorzucimy drugie pudełko -50% i może jeszcze jakiś uroczy badziew na zachętę (ale na razie ciiii…;))

Marian!!! Tu jest jakby luksusowo!
W naszym pudełku znajdziesz najlepiej wyselekcjonowane i luksusowe kosmetyki. Pierwsza dowiesz się o nowościach! Niejednokrotnie gwiazdy specjalnie dla Ciebie dobiorą swoje ulubione kosmetyki! Ależ oczywiście, że największe gwiazdy używają kosmetyków Avonu, Rexony i Dove! Chyba nie śmiesz wątpić?



Testuj mała, testuj!
Kremy do twarzy z miesięczną datą ważności? Masz jakiś problem? Bądź wdzięczna, że możesz wypróbować to cudo! Twarz masz tylko jedną więc dbaj o nią bo nie pomoże puder, róż kiedy gęba stara już! 5 antyperspirant? Możesz poczęstować pasażerów komunikacji miejskiej - będą wdzięczni (albo zarobisz z liścia). Piętnasta pasta do zębów? A o hollywoodzkim uśmiechu słyszałaś? Szoruj! Kolejny krem pod oczy? Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz! Używaj jednego pod jedno oko, a drugiego pod drugie i porównaj sobie efekty - liczy się fun! Hipisi się nie przejmowali. Bądź jak hipis – ciesz się!

Dostawa jak w zegarku
Święta za 2 dni? Spoko, przecież kurier bierze sobie za punkt honoru dostarczenie naszych boskich pudełek <3 Nie chciało mu się? Who cares? Wy-lu-zuj. Po świętach też jest dzień! A może samochód mu się zepsuł? Bądź człowiekiem! Pamiętaj, że czekanie uszlachetnia. Wyobraź sobie tę chwilę gdy w końcu otwierasz pudełko (mmm robi się gorąco prawda?). To może być jeden z najpiękniejszych momentów w Twoim życiu (obok prezentów z pierwszej komunii, ślubu i narodzin dziecka;)) Wizualizacja to jest to!


Serio?
Proces „tworzenia” pudełek przez gwiazdy praktyce wygląda tak, że gwiazda dostaje listę produktów oferowanych przez potencjalnych boxowych kontrahentów i wybiera te, które znajdą się w „jej pudełku”. Gdyby miała dowolność to z pewnością w pudełku znalazłyby się same „diory i szanele”, a klientki rzeczywiście poczułyby ten powiew luksusu. Tylko 49zł to często AŻ 49zł. Zwłaszcza, że nieraz zamawiamy jednocześnie dwa, a nawet 3 konkurencyjne pudełka. Nie wiem jak Wy, ale ja luksusu rodem z pudełka nigdy nie zaznałam. Przed świętami zastanawiałam się nad zakupem jednego z boxów, którego wartość miała przekraczać 900zł. Nie powiem, zadziałało to na moją wyobraźnię i byłam już bliska zamówienia. Jednak ochłonęłam i poczekałam do prezentacji zawartości. Okazało się, że gdybym zamówiła to tak naprawdę nic by mnie nie zachwyciło. Najbardziej żenujące w historii boxów były dla mnie częste zagrywki z krótkimi datami ważności. Firmy nie mogą sobie pozwolić na straty bo przecież hajs się musi zgadzać. Trzeba to więc gdzieś opchnąć, a ludzie zachęceni obecnością danej marki kupią nawet nie przypuszczając, że czeka ich walka z czasem;) W mniej znanych boxach zdarzały się nawet testery i wymacane kosmetyki. Ja często trafiałam na produkty lub miniaturki, które były zwyczajnymi kosmetykami dostępnymi w każdej drogerii. Często takimi, których sama bym nie kupiła albo były dziwne lub niedopasowane (krem wyszczuplający? No pewnie przecież każda Polka tego potrzebuje…). Zdarzały się też marki „krzak”, co do których miałam wątpliwości czy w ogóle użyć. Po dłuższym czasie doszłam do wniosku, że wolę dołożyć nawet 100zł (do tych 49) i kupić jedną porządną rzecz zamiast tej „super niespodzianki” mającej wywołać ekstazę.


Wszystko na nie?
Nie! Zdarzało się, że byłam zadowolona! Najczęściej jednak miało to miejsce gdy poczekałam do ujawnienia zawartości i decydowałam się na zakup już świadomie albo gdy zależało mi na jednym produkcie, którego obecność wcześniej została ujawniona, a ja np. i tak planowałam ten produkt wypróbować. Czasem naprawdę się opłaca np. gdy w boxie mają być perfumy, które akurat nam się podobają, a koszt całego pudełka jest nawet trochę niższy niż cena perfum. Po prostu trzeba mieć rękę na pulsie:) Gdy jednak kupowałam „kota w worku” nieraz wyobrażałam sobie gruszki na wierzbie, a najczęściej okazywało się, że najbardziej przyda mi się samo (puste) pudełko;) Na początku byłam bardzo podatna na te wszystkie zapowiedzi i właśnie to usypiało moją czujność. Trzeba pamiętać, że każda niespodzianka to ryzyko… niemiłej niespodzianki;)

A Wy jak widzicie zapewnienia vs. rzeczywistość?;)


Secretaddiction86

środa, 17 lutego 2016

Stylizacja mocno butna, czyli jak zrobić z Malkontentki blogerkę modową.

Onet, czyli mój ukochany odmóżdżacz poranny, powiada, że kariera jest możliwa. Kocham ten portal za frapującą zabawę słowem, z której jasno wynika, że język polska trudna. Wracając do kariery – otóż wczorajsza lektura (Onetu) uświadomiła Malkontentkę, że miliony i sława leżą w zasięgu jej ręki - wystarczy tylko z lekka ugiąć kolanka i schylić plecki, albo odwrotnie – stanąć na palcach i próbować wyrwać gwiazdkę z nieba. Każda metoda ma swoje wady i zalety więc należy sprawę głęboko rozważyć. Tak, czy owak kariera jest możliwa. A pierwszym krokiem do jej uczynienia może być… nic innego, jak prowadzenie bloga. Dowód? Proszę bardzo. Po zdjęciem urodziwej niewiasty Onet zamieszcza informację następującej treści: Zaczynała od bloga, dzisiaj jest właścicielką biznesowego imperium… czego i Wam życzę. Niestety, nie przeczytałam artykułu, który być może zawierał w sobie poradę, jak taki skok biznesowy uczynić, ale tak to w złych bajkach bywa - byłam o krok od zdobycia bezcennej wiedzy, jeno splot niefartownych okoliczności spowodował, że nadal tkwię w biednej nieświadomości. Tkwię mocno miast przesypywać złote monety – koniecznie upierścionymi, tłustymi paluchami, popijać kawior szampanem, strącając jednocześnie ze stoliczka poniewierające się tam w bezładzie diamenty, aby uczynić miejsce na kieliszeczek. Ech życie.

Kariera podobna jest kurtyzanie: najpierw dla własnej przyjemności, później dla przyjemności innych, a w końcu dla pieniędzy. (M.Achard) Aspekt pieniędzy, szczególnie z okazji dna finansowego, w którym chwilowo się kręcę, budzi we mnie potężną żądzę. Ale z drugiej strony… Widzicie Malkontentkę jako ikonę stylu? Albo – nie daj bogini – dyktatora modowego… Spuśćmy nad tym zagadnieniem wstydliwą zasłonę milczenia i zleźmy z obłoczków. Poza tym brzydko roztkliwiać się nad pieniążkami, zwłaszcza że prawdziwi dżentelmeni o nich nie gawędzą a Malkontentka to fajny chłop i dżentelmen w jednym – niczym ten szampon Head and Shoulders. Tylko z łupieżu nie leczy. To już dermatolog.
Jestem trzeźwa.
Bredzę.
Świat mnie przerasta.

Zanim jednak zdecyduję, czy zwariować w sposób absolutnie doskonały i taplać się w cudownie różowej aurze nieświadomości swej świadomości, czy raczej nie wariować, tylko zbić ten wielki majątek, zapraszam na premierę! Oto pierwsza na blogu stylizacja modowa! A co! Kto mi zabroni? Dziś w roli głównej prawa malkontencka noga obuta w delikatny acz stylowy trzewik plus nogawka dżinsów granatowych, ręcznie obszytych – czyli jest sztuka… Posadzka też awangardowa – bunkier pracowy. Styl a’la Malkontentka really? Ktoś się pisze?




Najbardziej straconym dniem jest ten, w którym się nie śmiałeś
. (N.Chamfort)
Zatem poproszę o uśmiech. Zwłaszcza, że Na świecie nie ma nic piękniejszego od pobudzania ludzi do śmiechu. (A.Allais)





wtorek, 16 lutego 2016

Nie straszmy Malkontentki, czyli o etyce w blogosferze gawędy ciąg dalszy.

Może jestem sentymentalny, ale wolę egzekucje w starym stylu… (Przed egzekucją)

No to się Malkontentka doczekała… Łeb chcą jej odrąbać … sentymentalnie i tradycyjnie - toporem, niczym w średniowieczu.
Wiecie, że Babilon jest miejscem bardzo niebezpiecznym? Często pod płaszczykiem czułych poklepywań i ciepłych słówek skrywa paskudne oblicze ziejącej nienawiścią paszczy (żeby nie powiedzieć dupy z kupą). Tydzień temu Malkontentka opublikowała ot taki post… W swojej naiwności nie spodziewała się, że w związku z nim stanie się  ofiarą jakiś dam wylewających jej pomyje na głowę, rzucających klątwy i wysyłających śmieszne maile. Na boginie – komuś odbiło i w główce się przestawiło? Czy naprawdę jednostka, która nakazuje Malkontentce natychmiastową likwidację bloga, pod grubokalibrową groźbą zniszczenia jej w necie, bojkotu i ogólnego rzygu naprawdę sądzi, że Malkontentkę wystraszy? Cóż… w tym przypadku sugerowałabym ostrożność. Poważnie:)
Generalnie niezły klops. Działa to zdecydowanie na zasadzie – uderz w stół… Żeby apel o pisanie rzetelnych recenzji spotkał się z takim morzem agresji i falą nienawiści? Straszliwe… Jakże bolesne musiały być zatem malkontenckie uwagi skoro tak drastyczny odzew. Ale to paradoksalnie krzepiące – jeszcze kogoś - coś - gdzieś rusza.

Przy okazji oświadczam, że:
Malkontentka nie jest wściekle zazdrosna o współprace – sądzę, że formuła historyjki pod nazwą Strzeż się pociągu a’priori wyklucza nawiązywanie takich kooperacji, bo i cel bloga jest nieco inny…więc błagam – więcej inwencji w zarzutach. Może coś bardziej z fantazją…

No ale żeby Malkontentka aż tak zakręciła...no no, no… i ktoś tak się przejął. Chyba spuchnę! Póki co, spadam na kawkę, bo cytując klasyka: Ten skecz robi się coraz głupszy. (Latający Cyrk Monty Pythona)


poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozczarowania...

Błogosławieni, którzy nie oczekują niczego, albowiem nigdy się nie rozczarują. (A.Pope)
Strzeżcie się rozczarowań. Dają bardziej niż cios w ryło i kop w pupę. Strzeżcie się!
Ja idę niczego nie oczekiwać. Nocny spacer po Casablance...

Zmienić demona w słidkaśną przytulankę, czyli Malkontentka poleca…

Demony tracą władzę, kiedy wyciągamy je z czeluści, gdzie się ukrywają, i patrzymy im w twarz w pełnym świetle.(I.Allende)
Podobno każdy ma swojego demona, który go podgryza i co jakiś czas rzuca silnym kopniakiem na glebę. Malkontentka ma ich stado, ale to akurat jest przypadek ekstremalny, bo przytłumiony pewnym rodzajem równowagi sił. W zależności od rozdania – raz demony potrząsają Malkontentką, a innym razem Malkontentka – demonami… Jak widać można. Można a nawet trzeba stać się demonem dla swojego demona, ale to kwestia czasu i przeznaczenia… Tak czy owak, warto dokładnie swoje demony zanalizować – dla zdrowia psychicznego i ku pomyślności ogólnej.

 …Malkontenckie demony miewają zatem zgryz, natomiast demony przynależne Mai musiały długo czekać, aż dojrzeje na tyle, by spojrzeć im w oczy… Wcześniej radośnie podrygiwały w takt jej szalonej jazdy na samo dno… Bo bohaterka naszej dzisiejszej opowieści - Maya jest dziewczyną, która coś tam w życiu przegrała, gdzieś zabłądziła, kogoś spotkała. Po pierwszym ciosie popłynęła wartkim nurtem prochów a stamtąd był już tylko krok do szemranego środowiska przestępców różnego kalibru. No z takiego gnoju wygrzebać się nie jest łatwo, zwłaszcza gdy przeszłość depcze nam po piętach i to przeszłość gotowa do natychmiastowej i wyrafinowanej zemsty. A to może być bolesne – i mentalnie i fizycznie…
Genialne. Kolejna absolutnie genialna pozycja w dorobku Isabel Allende. Książka z duszą i przesłaniem. To nie kasodajny kryminał, czy kiczowaty wyciskacz łez. To brutalna, rzeczowa opowieść o człowieku i problemie. O człowieku i przeszłości. O człowieku i jego demonach. Bez nadęcia i zadęcia, ale o czymś – żadnego mielenia ozorem po próżnicy i marnowania nieszczęsnych drzew, żadnego potworka wciskanego nam przez gluciaste łapki operatorów maszynek do mielenia mózgów. A ten język! Kochani, kto dziś pisze tak malarskim językiem! Namalować obraz słowem! To jest Sztuka. Ta prawdziwa. Chapeau bas! Kawał godnej literatury.

Dziennik Mai Isabel Allende. Polecam. To nie będzie stracony czas! Myślę, ze zaspokoi nawet najbardziej wysublimowane gusta. Przeczytajcie. Dajcie ponieść się magii prawdziwej literatury, posiłkując się refleksją mistrza Problem ze świadomością polega na tym, że twoja przeszłość zawsze żyje gdzieś w tobie. Jeśli zapędzisz psa do kąta i przestraszysz go, to wyjdzie z niego wilk i cię pogryzie. (J.Carroll)

sobota, 13 lutego 2016

Ostatni moment na...

Chciałbym przypomnieć, że nasz kumpel Doug pewnie leży w kanale. (Kac Vegas)

Tfu...nie o słidkaśno ululanych kumplach miałam dziś gawędzić, bo sobota z mordą pijaną dopiero się rozkręca... Póki więc oczko jeszcze bystre, a myśl trzeźwa...pragnę przypomnieć - nie o koleżce w kanale - a o akcji pod nazwą:
CZWARTKOWA KAWKA U MALKONTENTKI

Chcesz uświetnić smutny malkontencki blog swoim postem, obrazem, pomysłem,inwencją?
Zrobić dobry uczynek?
Wsadzić kij w mrowisko?
Rozsierdzić tłumy?
A może kogoś rozbawić?
Zachwycić?
Porwać?
Zapraszam!

ZAPISY TU:
kasiotla@poczta.onet.pl

Na zgłoszenia czekam do 15.02.2016 r.

piątek, 12 lutego 2016

Zimowa paczka, czyli stos prezentów od Ani

Panie i panowie, otwarte losowanie!
Los tej loterii ciąży na jednej karcie.

(Paktofonika)

Zimowa paczka czyli kolejna prezentowa loteria w Babilonie. Tym razem - po jakże udanej akcji mikołajkowej pod dowództwem interendo - trudy organizacji przedsięwzięcia wzięła w swe umanikiurowane łapki Terii. Otwarte losowanie - panowie i panie. Malkontentka trafia na cudną parę. Ania z bloga Perfect Foundation.
Chciałam tylko zapytać, co to jest nie-urodzinowy prezent?
– Jest to, oczywiście, prezent, który otrzymujesz nie w dniu twoich urodzin.

Alicja z Po drugiej stronie lustra woli prezenty urodzinowe, Malkontentka - wręcz przeciwnie. I ten nie-urodzinowy, skrzętnie przez Ankę skomponowany, trafił wczoraj do Casablanki wywołując ferie zachwytów rozszarpującej pudło Malkontentki. Chcecie wiedzieć, co było w środku? 
Ta dam! 
Franka wdzięcznie zaprezentuje!

Nie-wia-ty-god-na ilość wspaniałości! Stado maseczek! Maski nocne, które na Casablance są mocno cenione. Babcia A w najmilszym wydaniu, czyli mydło cedrowe i specjał pobudzający wzrost włosów! Kremy na oblicze i pod malkontenckie oko. I wreszcie ... nadchodzi ... ten pierwszy raz z YR. Hmm... Malkontentka jest jakby dziewicą w tym temacie... Świeczka do masażu, cukiereczki. No i balsam i peeling i smarowidło do ust i szminka i cień...
Ania. Malkontentka jest uśmiechnięta pełnym krzywym uzębieniem. Gdyby nie odstające uszy śmiałby się nawet na potylicy! Dziękuję!  Dziękuję też Terii za świetna zabawę!

czwartek, 11 lutego 2016

Opowieść White Zephyr, czyli czwartkowa kawka u Malkontentki - odsłona druga

Lecz więcej z twarzy nikt nie wyczyta,
Tajemnic ducha nie zoczy
. (S.Korab-Brzozowski)

Kiedy o Niej myślę przed oczami staje mi jedno słowo... Tajemnica...
Uduchowiony wrażliwiec, piękne pióro, cięta riposta - to wszystko skrywa się za intrygującym awatarem...
Najbardziej tajemnicza osoba w Babilonie.

Dziś na kawce u Malkontentki:
Oliwia - White Zephyr



- jeśli przyjaźń ma być umieralnią miłości, nienawidzę przyjaźni.
- miłość od przyjaźni dzieli tylko skóra. A skóra jest cienka..
- uważasz, że to niewiele? Dla mnie to gruby mur. "

~Eric-Emmanuel Schmitt, Napój Miłosny




Kochani, zaczęłam pisać namiętną i zarazem ''ostrą'' opowieść.. lecz dziś jej nie przeczytacie! Chciałabym Wam przytoczyć pewną historię, którą przeczytałam w 2011 roku. Historia ta jest prawdziwa i chciałabym prosić Was o wyrażenie swojej opinii po przeczytaniu :) Zapraszam do lektury..

Przez wiele lat prowadziłem jedną z największych firm eventowo reklamowych w Polsce. Pracowałem z czołówką polskich artystów, jeździłem w trasy koncertowe i sam byłem “muzykiem” rockowym... długie włosy, tatuaże, czasem (dość często) palenie trawki. Generalnie wiodłem bardzo rozrywkowy tryb życia, co również miało wpływ na moje relacje z kobietami. Ciekawostką jest to że nigdy w życiu nie piłem alkoholu, co w mojej branży było zjawiskiem niespotykanym.

Bóg sprawił, że poleciałem na wakacje na Cypr, wraz z mocną ekipą która jako pierwsza wchodziła i jako ostatnia schodziła z parkietu. Ostatniego dnia pobytu wypatrzyłem sobie dziewczynę i jak zwykle pomyślałem że będzie moja. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy i widziałem że jest mną zainteresowane, ale nic się nie działo. Wypróbowałem wszystkich sztuczek, a ona nic, nawet nie dostałem buziaczka. Więc wprost zapytałem się o co jej chodzi. Ona odpowiedziała że pochodzi z Libanu, jest muzułmanką i nie przekroczy pewnej bariery która jest pozostawiona dla jej męża zgodnie z nakazem Boga w Islamie. Pomyślałem sobie, OK, było miło i już się chyba nie spotkamy.

Wróciłem do polski i przez trzy tygodnie myślałem tylko o niej, o jej wyborze i podejściu do życia. Nie wiedziałem skąd bierze się tak silne uczucie, tym bardziej że spędziliśmy ze sobą tylko 6 godzin. Byłem pod wielkim wrażeniem jej skromności, tego jak szanowała swoją osobę, tym bardziej że nie mogłem zrozumieć jak była w stanie oprzeć się moim podchodom... a próbowałem wszystkiego :)

Po tych trzech tygodniach poprosiłem ją o jeden dzień, o jedno krótkie spotkanie na Cyprze. Zgodziła się, informując mamę, lecz zrobiła to w tajemnicy przed ojcem i przyleciała z Bejrutu na Cypr. Rozmawialiśmy przez kilka godzin i Bóg natchnął mnie do wypowiedzenia tego jednego zdania ”czy będziesz moją żoną”. Oświadczyłem się, a ona powiedziała TAK. Nasz ślub miał miejsce po 4 tygodniach w Bejrucie.

W tamtym czasie nic nie wiedziałem na temat Islamu, gdyż nikt o tym nie uczył. Choć od zawsze wiedziałem że jest jeden Bóg, lecz miałem masę pytań, które po mimo mojego Katolickiego liceum nigdy nie zostały mi wyjaśnione. Nie zgadzałem się z twierdzeniem że Jezus jest bogiem, że ludzie mogą być świętymi, negowałem rytuał spowiedzi, byłem przeciwny hierarchii kościelnej, hipokryzji i przepychowi wśród księży itd. Więc po spotkaniu z Imamem w Bejrucie zrozumiałem ogólne przesłanie Islamu w tych kwestiach i wypełniłem pierwszy filar Islamu dając Szachadę, czyli świadectwo wiary, wyznając to w co wierzyłem, że jest jeden Bóg i że Muhammad jest jego Prorokiem.

SubhanaAllah, Hamdulillah, jesteśmy w szczęśliwym małżeństwie od ponad 13 lat i mamy troje cudownych dzieci. Lecz to co jest moją największą zdobyczą, to poznanie prawdy o Bogu i wiara w przesłanie jego Proroka niesione słowami Koranu i Sunną.

Zapytacie się, co na to Twoja rodzina, znajomi i przyjaciele.

Praktycznie wszyscy byli w szoku, gdyż należałem do ludzi którzy żyli życiem, ciężką pracą ale również dobrą zabawą. Często prosto z całonocnej imprezy jechałem do pracy... a tu ślub! Z kobietą której nikt nie zna, która jest muzułmanką, a do tego ja sam przyjąłem Islam. Trochę dużo jak dla rodziny i większości moich znajomych.

[...] Moja żona zdobyła serce moich rodziców, rodziny , przyjaciół, a dzięki łasce i wszechmocy Boga ja zdobyłem religię i wiedzę która odpowiedziała na wszystkie dotychczasowe pytania i wątpliwości.

środa, 10 lutego 2016

Malkontencka lista zachciewajek – czyli napisali wishlistę na Casablance

Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się nie zdarzy 

Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć.


No i się Malkontentka wyspała i chrapiąc donośnie niczym niedźwiedź namarzyła marzeń, że ho ho… Wiem, to dziwaczne, ale Malkontentka - nawet Malkontentka ma jakieś marzenia. Takie wielkie – intymne, rozgrywające się na poziomie mistyczno-irracjonalno-błagalnym, średnie – możliwe do realizacji po zaciśnięciu pasa i przerzuceniu się na dary łąk i lasów a jednocześnie wymagające rezygnacji z wszystkich innych drobniejszych pragnień – czyli w ogólnym rozrachunku szkodliwe - tacy mordercy snów. I najszybsze, najprostsze i chyba najbardziej drenujące kieszenie, czyli chciejstwa natychmiastówki. Dziś o tych ostatnich.
Jak blogowy Babilon długi i szeroki wszyscy smarują jakieś wishlisty… Casablanca też postanowiła wystąpić z takim wątkiem… no i się zaczęło kombinowanie. Co właściwie marzy się Malkontentce…

Elegancja jeża – pozycja, której za cholerę nigdzie nie można nabyć - co jest wysoce irytujące, żeby nie powiedzieć frustrujące.

… duszyczka w cielsku Malkontentki pokurcz mały, to i potrzeby duchowe jakby niewielkie. Prawie jak dla szympansa…

Dla cielska znajdzie się zapewne więcej:

Tigi Bed Head Small Talk – krem do zwiększania objętości… chyba wyjaśnień nie potrzeba, jak się ma 7 włosów pajęczych na głowie, wszystko co robi sztuczny tłok wydaje si ę być pożądane
Tigi Tweens Bed Head Epic Volume – szampon i odżywka do zagadnienia jak wyżej
Tigi Bead Head Totally Baked – beza na objętość – sprawa jasna
Kerastase – jak leci na objętość i wzmocnienie
Zarąbisty krem na noc – poważnie bogaty dla starczej, zjechanej życiem cery Malkontentki

I’ts skin power 10 formula Q10 Effector Effector Serum odmładzające – ano niestety to JUŻ
I’ts skin power 10 Formula Syn_AKE Serum wygładzające – owo JUŻ wymaga szybkiego, zmasowanego ataku wszelkich dostępnych środków
Black Opium YSL – tu bez komentarza… tak pachnie raj
Skin79 BB Cleanser pianka oczyszczająca do twarzy i ta szminka dwukolorowa mmm… i puder… no i tak sobie można w nieskończoność.

No to się namarzyło Malkontentce. W tym kierunku będą zmierzały tegoroczne zakupy - rzecz jasna w granicach rozsądku, bo cytując klasyka Czasem nierealne marzenie może stać się realnym koszmarem więc po cholerę ryzykować.

wtorek, 9 lutego 2016

Co było w paczce od Moniki i dlaczego Malkontentka jest dobra i miła i grzeczna…

Rick Blaine: Pamiętaj, celuję ci prosto w serce.
Kapitan Louis Renault: To moje najmniej czułe miejsce.

Pokrewieństwo Malkontentki z tymi dwoma powyżej jest przerażające, no ale my, skazani na Casablance tak już mamy – czy to na świecie, czy w powiecie. Casablanki były, są i będą. Pełne poharatanych… Co się jednak zdarzy, gdy taki menel jak Malkontentka spotka osobę miłą, subtelną a do tego ze wszech miar życzliwą? Ha! Posłuchajcie… To nie bajka…
Mówiłam Wam, że Malkontentka jest szczęściarą? Zupełnie bezzasadnie i niespodziewanie jest szczęściarą i koszmarem zarazem, prawie jak Lucky Luke – tylko konia Jumpera brak… Na jej drodze często pojawiają się fantastyczni, ciekawi, urzekający ludzie, którzy samym faktem istnienia upiększają malkontencką egzystencję. Dzieje się to w Casablance, zadziało się wielokrotnie w naszym tu blogerskim Babilonie… (no nie żeby tylko tak słodko było, bo i trolla na swej potężnej piersi Malkontentka też wyhodowała – ale to w sumie odlot mieć takiego własnego prywatnego trolla – taką jakby wredną przytulankę). Dziś jednak nie o trollach, chociaż temat wart rozkimy. Dziś będzie o Monice. Znacie Monikę? Nie, nie tą z naprzeciwka, tylko z bloga Włosowe inspiracje. To osoba, którą warto poznać. Wulkan dobroci, ciepła i życzliwości. Gdy Malkontentka z oczami królika angory, rzężąca niczym dychawiczny trabant zapakowany w maskę p-gaz, wykaszliwała swe żale na blogu – została natychmiast przywołana do porządku, postawiona do pionu, wysłana do wetery- tfu… lekarza i generalnie wirtualnie zaopiekowana. Przy takim oceanie dobroci ugładziła piórka, grzecznie słuchała poleceń z przejęciem kiwając głową, przestała wycierać nos w rękaw, tylko w zgodzie z postępem cywilizacyjnym – w chusteczkę i kupiła leki! Udała się nawet do znacho… tfu lekarza, ale natychmiast wróciła zobaczywszy kłębiące się pod przychodnią rozhisteryzowane tłumy… A wisienką na torcie był podarek od Moniki. Tu Franka ładnie zaprezentuje…

 Uprzedzając pytania – nie, karteczki nie napisałam sama, tylko nieskromnie sfotografowałam kalkulatorem, bo była dołączona do paczki! TAK!!! Cudna nie.

A w środeczku…

A my tak – po kieliszku, po troszeczku
Popijamy calutki ten dzień
– Próbujemy nalewki
Z dzikiej róży, z porzeczki
Żeby sprawdzić – czy zima

No właśnie… naleweczka i soczek i jeszcze olej kokosowy!

Monika dziękuję Ci serdecznie! Naleweczka tego… bajeczka.

A tak obok tematu, ale z okazji nadciągających Walentów – zasłyszane w radio.
Kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze, to nie jest miłość tylko MMA.
Fajne! A jakie życiowe!

poniedziałek, 8 lutego 2016

„Gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca”, czyli spotkanie z…

Dla mnie to najpiękniejszy i jednocześnie najsmutniejszy obraz świata. To ten sam obraz, który jest na poprzedniej stronie, lecz narysowałem go jeszcze raz, abyście dobrze zapamiętali to miejsce, w którym zjawił się na ziemi i znikł Mały Książę. Przyjrzyjcie się uważnie, abyście mogli rozpoznać ten krajobraz, jeśli któregoś dnia będziecie wędrować przez afrykańską pustynię. A jeśli kiedyś znajdziecie się w tym miejscu, nie spieszcie się, błagam was, zatrzymajcie się na chwilę pod gwiazdą! Jeśli przyjdzie do was śmiejące się dziecko o złotych włosach, nie odpowiadające na pytania - zgadniecie kto to jest. Nie zostawiajcie mnie wtedy w moim smutku: bądźcie tak mili i napiszcie mi szybko, że wrócił... (Antoine de Saint-Exupéry)

Jestem szczęściarą. Jestem prawdziwą szczęściarą. Gdziekolwiek bym nie wędrowała, zawsze trafiam w to miejsce pod gwiazdą. Spotykam złotowłose dziecko i rozkoszując się chwilą, drżę jednocześnie w lęku przed rozstaniem. A potem pielęgnuję to wspomnienie w sobie, dbam o nie, tulę i rozpieszczam. Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym. Ja pamiętam i jestem z tego cholernie dumna!
Żyjemy w dziwnych czasach kochani. Zdobywamy kosmos, wycieńczamy naszą planetę, mordujemy marzenia, nie potrafimy pochylić się nad samym sobą, odtrącamy drugiego człowieka. Dress code, makijaż, buzia w ciup – pro-fe-sjo-na-lizm! Ma być fachowo, zimno, sztywno. Żremy biurowe gówno od świtu do nocy, spalamy się w wyścigu szczurów. Nagroda – koryto i puste łózko… A gdzie spontaniczność, gdzie wrażliwość. Kolekcjonerzy płytkich wrażeń. Chytry wzrok, znudzona twarz kogoś, kto był kiedyś małym księciem, to najstraszliwsza zbrodnia wobec ludzkości.
Taka nietypowa recenzja… Pozycja tytaniczna niczym wieczne miasto. Jedna z najwybitniejszych książek w historii Mały Książe Antoine de Saint-Exupéry. Kto nazwał ją książka dla dzieci? Powróćcie do niej. Chyba teraz nadszedł właściwy czas spotkania małego księcia –spotkania i zrozumienia…A póki co…
Narysuj mi baranka.

piątek, 5 lutego 2016

Etyka a współpraca, czyli zachwiana wiara Malkontentki

Musisz uwierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda,
musisz być waleczny jak Lion on Juda.
Pamiętaj, że Babilon to jedna wielka obłuda,
hej bracie, hej siostro, nie bądź dłużej smutna
. (Natural Dread Killaz)

Co do Babilonu to chyba zaczynam powoli się zgadzać, zwłaszcza jeśli bazuje on na współpracy. Tak! Współpraca – słowo niemal magiczne, pobudzające zmysły i pragnienia wielu blogerów. Sprawa niewątpliwie fajna – ktoś nam coś przysyła, my testujemy, smarujemy recenzje. Jasny układ. I pewnie byłby nawet przeczysty, gdyby nie jedno maluchne ale…

Zanim się "rozaleluje", drobna dygresja – temat za mną wędruje odkąd przeczytałam u Madzi TO a zwłaszcza TO - znakomity, ważny i boleśnie tkliwy post! I od tego czasu problem nęka i drażni... Samo zagadnienie gryzie mnie w tyłek - nie z zawiści, bo jak wiecie i na mnie spadła - wprawdzie nieoczekiwana, za to jakże intratna - propozycja współpracy... w zakresie handlu ludzkimi organami. Musiałam odmówić: 
  • z uwagi na rozterki moralne, które dręczą każdego absolwenta brodatej filozofii – zwłaszcza po kilkuletnim kursie etyki; 
  • szło o moje prywatne organy, z którymi jestem silnie emocjonalnie związana. 
Zatem nie zawiść, tylko kurde niewiara! Jestem człowiekiem mocno zbłąkanym, małej wiary i zapewne paskudnej duszyczki, a do tego zalewa mnie nieustanna fala sceptycyzmu. Wiara może i czyni cuda ale raczej w wymiarze metafizycznym, bo jeśli ściągniemy dupki z obłoczków, to okazuje się że tu na planecie, nawet w naszym blogowym Babilonie różnie bywa. Otóż zadziało się to, że przestaje wierzyć recenzjom. Rzecz jasna nie wszystkim, ale niektóre – zwłaszcza te podyktowane źle pojętymi współpracami bywają cokolwiek …hmm…. Rzecz jasna – nie generalizuje, jestem świadoma, że w przeważającej większości blogerzy są totalnie obiektywni i nie oprószą gówienka brokatem nawet z nożem na gardle, ale bywa też przerażająco. Kiepskie wytwory fatalnych marek zachwalane niczym rarytasy z najwyższej póki, bezkrytycznie aż do wymiotu. Niektóre blogi wręcz odstraszają… Wszystko jak leci a przyszło w "gratisie" jest absolutnie doskonałe – ludzie to aż rachunek prawdopodobieństwa gały wywala. Czyżby niektórzy, pasieni przez firmy różnorodne wszelkimi dobrami zapomnieli, że produkt, który otrzymują do testowania nie jest!!! zapłatą za pochlebną recenzje?!
Całkiem niedawno – przypominam – Malkontentka postanowiła uraczyć swą osobę dietą proszkową z Rossy. Nieświadoma, że jakiś czas wcześniej producent specjału rozesłał w ramach współpracy do różnych blogerów zapasy diety, zaczęła wnikliwie czytać opinie o produkcie. Zachwyty nad smakiem, aromatem i walorami specjału spowodowały, że rzuciła się na niego, jak na ambrozje wprost z Olimpu i… no z lekka się rozczarowała. Kurde, ja rozumiem, ze komuś TO może smakować wszak de gustibus non disputandum est, ale - na boginie - toż badziewiak smakował niebiańsko wszystkim zaangażowanym w akcje blogerom. Ludu, jakie to opisy Malkontentka czytała tych rozpasanych uczt i doznań smakowych… Chyba nie tędy droga, bo to już jest nieetyczne jakby… i niesmaczne i nieuczciwe do jasnej anielicy! 

czwartek, 4 lutego 2016

Interendo opowiada, czyli czwartkowa kawa u Malkontentki

Kochani Goście. Witajcie na pierwszej czwartkowej kawce u Malkontentki. Siedzicie wygodnie? Anna Linka ciasto przyniosła? Zatem kochani - filiżanki w łapki i jedziemy. Poproszę o chwilę skupienia.
Dziś czeka nas uczta nadzwyczajna. A wszystko to za sprawą Pat, która jest nie tylko piękna i zdolna ale też odważna - niełatwo być pierwszym! Pat przygotowała sprawę niezwykłą, poruszającą, no i co tu kryć - pozostawiającą pewien niepokój. Opowiadanie, które - ja już to wiem - jest częścią czającego się w głowie autorki większego projektu. Być może niebawem będzie o tym głośno, ale pierwsza odsłona - tylko dla nas - tu i teraz - na malkontenckim blogu. Zapraszam do lektury! Tekst i ilustracja - interendo!
...

Essential Killers





Nie wolno ronić łez, bo to porażka ciała pokonanego przez serce, albowiem dla nas to co określane jest "sercem może" stać się co najmniej dowodem, że nasze istnienie jest zbyteczne                                   - I prawo Chaosu




Nonna był znudzony. Jego nogi wisiały na oparciu tronu, a głowa wisiała w dół. Uderzał niewielką piłeczką o ścianę. Był zdecydowanie chory psychicznie i co rzadko się zdarza ZDAWAŁ SOBIE Z TEGO SPRAWĘ. Kiedyś bardzo dawno temu na jego drodze stanęła Gwiazda, która oślepiła go swoim blaskiem i wypaliła swoje piętno w jego umyśle. Od tego czasu nie był w stanie o niczym innym myśleć i wszystko co robił podporządkowane było jednemu pragnieniu SPRAWIĆ ŻEBY WRÓCIŁA I NA ZAWSZE Z NIM ZOSTAŁA. Kontakt z nią spowodował nie tylko obsesję, ale też dzięki niej Psychonon stał się nieśmiertelny. Ludzie bali się go, bo był okrutny, ale też czcili go za to, że dawał im iluzję złudnego porządku . Tak naprawdę to on był przyczyną bezustannych wojen, rozbicia, paniki i śmierci, którą lubił. Po prostu miał talent do manipulacji potrafił zrobić tak, żeby inni chcieli zrobić coś dla niego i nie wiedzieli, że to on ich do tego zmusza. Przez tysiące lat polowań na Białe Wiedźmy, fanatycznego religijnego konserwatyzmu oraz podpuszczania rzeszy arystokracji stał się Szarą Eminencją - Hierofantem. Niszczył Układ Słoneczny Operonu Laktozowego Galaktyki Cassiopei w sposób świadomy i konsekwentny, bo tak naprawdę nienawidził ludzi. Przez nich odeszła - mówił do siebie- Oni mi ją zabrali, ale obiecała, że wróci kiedy ten świat będzie miał zginąć.
Monotonny odgłos obitej piłki przerwało otwarcie się ciężkich drzwi przez, które wkroczył Kajfasz ociekający krwią, podtrzymywany przez Annasza.
- Muszę coś zrobić, żeby moi Prokuratorzy nie byli tacy obleśni.- przebiegło Psychononowi przez myśl. Widok zakrwawionego Kajfasza nie robił na nim żadnego wrażenia, jego gęba i tak była brzydka bez tego.
-Panie problemy!- zaczął Annasz. Nonna niechętnie podniósł się ze swojej ulubionej pozycji i nie mówiąc nic wzrokiem dał znać, że czeka na ciąg dalszy- nie lubił marnować energii na głupoty.
-Znaleźliśmy dziewczynę, tę co zwykle, ale z nią było coś nie tak...
Hierofant poczuł łagodne mrowienie przebiegające po kręgosłupie, fala podniecenia zalała jego umysł.
-Suka mnie zraniła!!!- wydyszał Kajfasz. Psychonon podszedł do niego i uderzył rannego w twarz.
-Nie masz prawa tak mówić, bo następny raz utnę ci język.- jego wzrok był zimny jak stal. Kajfasz nigdy nikogo i niczego się nie bał, ale jego Pan, był przerażający pomimo swojej amorkowatej urody.
- Nie była normalna Panie, chociaż wyglądała jak tamte było w niej coś innego. Jakieś takie..-Kajfasz nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa na to co zobaczył, z natury był tępy i ograniczony a do opisu tego co widział nawet człowiek wykształcony miałby znaczne problemy.
-Światło.- dokończył za niego Annasz, który był trochę bardziej rozgarnięty.
Na te słowa Nonna poczuł bezgraniczne szczęście, które zalało jego ciało, ale musiał się upewnić na 100%, jeśli to prawdziwa ONA, to on musi dzisiaj zobaczyć swoją kolekcję! Swoją piękną kolekcję, która napawała go dumą, ale za nim to zrobi musi wejść w umysł tego debila, choć bardzo tego nie chciał. Psychonon z natury był estetą, a ta szumowina zdecydowanie nie była estetyczna, od wieków utrzymywał przy życiu tego potwora, bo tylko ktoś taki jak on może doskonale wykonywać swoje zadanie - znajdował wszystkie kobiety, które śmiały bezcześcić jego Ukochaną Gwiazdę swoim brakiem skromności i miały jasne włosy. Od wieków Kajfasz z Annaszem posądzali je o czary i palili na stosie. Wszystkie poza tymi, które wyglądały jak Ona. Te czekał specjalny los, bo tam gdzie była Ona tam był i ten, którego Nonna nienawidził z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich. Hierofant podszedł do Kajfasza, z którego oczodołu wystawał nóż -Aż dziwne, że przeżył coś takiego, ale najwidoczniej szprycowanie przez wieki biohazardem i takich jak on uodparnia.- pomyślał z pogardą i wziął jego twarz z obrzydzeniem w swoje ręce.
-Jeśli to wyciągnę na pewno umrzesz. Musi tutaj zostać. Postaram się zatamować krwawienie, przykręcił mu z tyłu noża śrubę. - a teraz pokaż mi to co widziałeś.- Kajfasz przeraził się nie na żarty. Przez lata zabawiał się ze swoimi ofiarami nawet z tymi, które miały być tylko dla Psychonona...
-Panie nie błagam! - jęczał, ale Nonna był nieubłagany, a jego uchwyt żelazny. Powoli wtapiał się w umysł wijącego Kajfasza, aż w końcu zobaczył to czego szukał i był pewien, że to na pewno ONA, ale oprócz tego zobaczył też całą masę obrazów, o których Kajfasz nigdy nie wspominał. Wściekłość zawrzała w jego żyłach. Kiedy wyszedł z umysłu Prokuratora wyciągnął nóż ściągnął mu spodnie i uciął przyrodzenie. Potem z obrzydzeniem rzucił w niego jak zabawką. Kajfasz zaczął płakać z bólu.
-Nie bój się padalcu. Tacy jak ty nie zdychają tak łatwo, ale może teraz nauczysz się, że nie dotyka się nie swojej własności! Możesz pobawić się tym kiedy chcesz i jak chcesz! Zabrać go!
Psychonon odwrócił się i poszedł w miejsce, które koiło jego nerwy. W sali, do której tylko on miał dostęp znajdowała się cała masa szklanych akwariów, w których znajdowały się ciała. Wszystkie wyglądały identycznie - piękne blondwłose dziewczęta o delikatnych rysach i błękitnych oczach. Ich twarze zastygły w przerażeniu. Nonna chodził pomiędzy nimi i dotykał każdej z osobna mrucząc do siebie:

Każdy zabija kiedyś to, co kocha
-Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni,
Inny spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny- ostrzem ze stali!*

Psychonon topił tę dziewczęta. Robił to w sposób okrutny i wyrafinowany. Patrzył jak walczą i jak gasną ich życia, widział ich strach, przerażenie i nadzieję na to, że ktoś je uratuje- na próżno. Obserwował też reakcję tych chłopców, którzy wyglądali tak jak ten, którego nienawidził z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich, bo jakimś dziwnym zrządzeniem losu oni zawsze byli razem. Ubóstwiał ich bezsilność, łzy i rozpacz, a najbardziej to, że rozdzielał ich na wieki, bo mimo wszystko one na zawsze pozostaną razem z nim. I to czyniło go naprawdę szczęśliwym.


*fragment wiersza Oscara Wilde'a "Ballada o więzieniu w Reading"

środa, 3 lutego 2016

Kryolan czyli bez okoliczności łagodzących

Brzydota jest dla kobiet okolicznością łagodzącą, tak jak pijaństwo i całkowita niepoczytalność. (Pitigrilli)
Lubię tego starego zbereźnika Pitigrillego. Lubię go, rzecz jasna z czasów rozpasanej młodości i skandalizującej pikanterii, bo wersja a'la św. Augustyn jakoś do mnie nie przemawia. Ha – generalnie nie przekonują mnie indywidua, które w rozkwicie żywota bawią się radośnie, grzesznie i nieomal perwersyjnie – albo i nawet bez nieomal, a w jesieni życia - zapewne w przeczuciu nadciągającego końca - przechodzą gwałtowne uświęcenie. Pół biedy, jeśli czynią to jedynie w zakresie własnej osoby, celem zaklepania sobie spokojnej synekury po zakończeniu ziemskiej egzystencji, ale jeśli taka persona postanawia siać słowo wśród ludu i to za pomocą ognia i pały to gore bracia, gore… Taka dygresja - miało nie być politycznie, a jakoś zawsze coś mi tam z prawego zwoju wycieka… Jestem sceptykiem. Szczególnie sceptycznie szczypie mnie tyłek w obliczu nagłych objawień, oświeceń, nawiedzeń, uświęceń... Jestem cynikiem.
Wracając do Pitigrillego, lubię go, bo jak nie lubić gościa, który w brzydocie kobiety widzi okoliczność łagodzącą!? I nie jest to wcale szowinistyczne podejście. Raczej praktyczne i życiowe. Potrzeba tylko otwartego umysłu i pewnej dozy tolerancji. Wiadomo, że kobieta, którą macocha natura kopnęła w tłusty zadek ma święte prawo do niezadowolenia i siłą rzeczy – powinno jej się to permanentne niezadowolenie wybaczać… i widzę tu potrzebę regulacji legislacyjnych! Chociaż z drugiej strony - tak po głębszym zastanowieniu… Pijaństwo, przy pewnym uporze i innych sprzyjających czynnikach wypływających w z woli opitego, jest szansa porzucić… brzydota raczej idzie w stronę całkowitej niepoczytalności. Ba – jestem tego nawet pewna przyglądając się szpetnej postaci Malkontentki, która rozlewa się tu na fotelu z dość bezrozumnym wyrazem twarzy, patrząc w jakąś kartkę. Bosku… Nie wiem, czy ona potrafi przeczytać, co tam stoi… Kanapka kochani. Totalna kanapka.

Na szczęście – poza osobnikami malkontentkopodobnymi występują też na tej planecie niewiasty bystre, inteligentne i kreatywne. I zapewne właśnie jajnicza solidarność wobec mniej udatnych sióstr pozwoliła im wymyślić makijaż! Tak właśnie. Ostatnia deska ratunkowa dla Malkontentki. Mimo że rozumu to za wiele w tej głowinie nie ma, ale to akurat pamięta – nie wychylać się z gawry bez namalowanej twarzy… Malkontentka maluje się ochoczo - efekty bywają różne – od ubielonej grubej zjawy, po żałosną clownessę, ale niekiedy coś tam się uda. A udaje się zazwyczaj, gdy w ruch idzie poważnie dobry kosmetyk. I dziś o takim słów kilka.

Kryolan paletka cieni Berlin – szarości i czernie … Staram się usuwać z zasięgu Malkontentki cienie kolorowe, bo jeszcze ją gdzieś na ulicy złapią, zamkną i będzie kłopot z wydobyciem jej z miejsca odosobnienia.
Paletkę otrzymała Malkontentka w darze. Sama w życiu by jej nie kupiła, albowiem opakowanie jest zbyt proste, zbyt minimalistyczne, zbyt eleganckie. Zero uwodzicielsko kuszących pudełeczek TheBalm. Kryolan stawia na treść! I chyba na dobrego konia stawia, bo poważnie rzecz ujmując skądinąd urocze cienie TheBalm gonią przy takiej konkurencji w końcówce gonitwy. Cienie Kryolan są rewelacyjne! Fantastycznie napigmentowane, nie osypują się, nie rolują, nie włażą w zmarszczki i zagłębienia. Cały dzień wyglądają świetnie! Malkontentka nakłada je bladym świtem – gdzieś w okolicach 4 rano - zmywa około północy… a one wciąż świeże! Poza tym Malkontentka jak wiecie jest mocno ruchoma – wyłazi na deszcz, śnieg i wiatr. Czochra się, drapie. A cienie constans. Niewzruszenie tkwią gdzie tkwić mają.
Zużycie godne malarza!

Zachęcam Was do zapoznania się z tą marką. Cena raczej nie mała, ale można bliskim życie zatruć marudzeniem – zawsze jest szansa, że jakiś mniej odporny kupi dla świętego spokoju.


wtorek, 2 lutego 2016

Organic Curl System, czyli jak w dwie godziny oszpecić się na lata za grubą kasę

Kiedy jesteś zły, policz do czterech. Kiedy jesteś bardzo zły, przeklinaj. (Mark Twain)

Przeklinanie nie pomogło… Gniew! Gniew Malkontentki jest wielki. Gniew Malkontentki wybucha spienioną falą jadu przy każdym – nawet przypadkowym – zerknięciu w zwierciadło. Horacy nauczał, że gniew jest krótkotrwałym obłędem. Owszem to prawda, jest obłędem, ale w przypadku naszej bohaterki z pewnością słowo krótkotrwały jest nieco na wyrost. Malkontentka ciska się w szaleństwie i pewnie jeszcze trochę to potrwa. A za sprawą czego? No zgadnijcie! Organic Curl System! Tak. Dawno o tym malkontenckim wyczynie nie było, albowiem nasza nieboga cierpliwie czekała roku, by pozbyć się gówna z włosów. Sorki, ale dziś wersalu nie będzie… jedziemy mięsnie i pieprznie! Bo to, co czyni ten zabieg na pustych głowach, bądź co bądź ludzkich, woła o pomstę do bogini! Wszak głowę trzymamy na widoku, wyprowadzamy do ludzi – bierze czynny udział w naszej egzystencji, więc – na ciemne moce – ta głowa powinna jakoś wyglądać, zwłaszcza gdy fundnęło się jej tak drenujący kieszenie zabieg! Gwoli przypomnienia – lekko ponad rok temu, Malkontentka pragnąc upodobnić się do bujnowłosych lal z Holyłudu, dała sobie wcisnąć kurzy bobek zapakowany w błyszczący papierek i skusiła się na zabieg Organic Curl System, który miał zamienić jej proste strąki w burzę fal i loków. Zamienił – w stóg przesuszonego siana. Przez ten czas Malkontentka straciła fortunę na środki ratujące znikająca czuprynę, popadła w konflikt z bandą pt. True Keratin Polska (dystrybutora kurzego bobka) – twarz Malkontentki służy w gawrze tej mafii za tarczę do rzutków. Generalnie kanapka. Trzeba było czekać z pokorą, wierząc – o naiwności – w słowa producenta, że specjał trzyma się na pustym łbie maksymalnie rok. I co – kupa! Rok minął, curl system ma się dobrze – na dzień dzisiejszy wygląda jak zrastająca mokra włoszka (do młodzieży – ceniona fryzura lat 80-tych) – rzecz żałosna i wymagająca stylizacji – non stop. Sam fakt trwania tego specjału na łbie jest smutny, gorsze jednak co wydarzyło się z włosami. Czy płyn wylewany w różnych konfiguracjach na malkontencką głowę w trakcie czynienia katastrofy wpłynął jakoś na potencjał cebulek? Czy inne nieszczęście, ale Malkontentka ma połowę czupryny! Nie jest to może spowodowane gwałtownym exodusem a raczej jakością odrastającego włosa. Jest cienki jak nić pajęcza. Kochani, to jest dramat i sprawa naprawdę nieładna, bo przedziałek na głowie wygląda jak autostrada A1 – i nie mówimy o jej pięknie, tylko szerokości i zakolach!

Ponownie przestrzegam przed braniem przykładu z Malkontentki i uczynieniem sobie takiego domu publicznego - znanego też dosadniej pod nazwą burdel - na głowie.

poniedziałek, 1 lutego 2016

To kiedy ta miłość - rano czy wieczorem...

Kocham panią Nurowską, kocham miłością tak wielką, że chociaż wyrzuca z siebie coraz słabsze i coraz bardziej komercyjne pozycje, wciąż je kupuje i kupować będę. Kocham panią Nurowską. Tytaniczną w Pannach i wdowach, kontrowersyjną w Niemieckim tańcu, niepokorną w sadze lwowskiej czy namiętną w Rosyjskim kochanku. Ale pani Nurowskiej w Miłości rano, miłości wieczorem nie lubię. Podobnie jak nie zachwyciła mnie w Zabójcy czy w tej nieszczęsnej serii o wilkach, która jechała najpuściejszą odmianą harlekina...
Co do tych wilków, to po wciśnięciu w siebie solidnej porcji kiczu, byłam porządnie zaskoczona, że coś takiego wyszło spod pióra - i to TAKIEGO pióra. Szybko jednak przywołałam się do porządku, wszak bycie wiernym fanem zobowiązuje ... no przynajmniej do akceptacji. W ramach powyższego oraz prób wyjaśnienia sobie wybryku autorki, uznałam - tak po chłopsku - że pisarka rozpaczliwie potrzebowała kasy. Zdecydowanie mnie to uspokoiło. Wszak moja ulubiona twórczyni po godzinach staje się biologicznie człowiekiem i pewnie też trywialnym, ludzkim potrzebom podlega... No nic. Gadu gadu a książka czeka... A właściwie kolejne rozczarowanie.

Opowieść Miłość rano, miłości wieczorem jest tak dziwaczna, że aż nieprawdopodobna. Miłość i wojna - piękny temat, który zawsze łatwo się sprzedaje. Rozstanie zakochanych i spotkanie po latach - szalenie romantyczne i byłoby może fajnie, ale wyskakujące nagle z kapelusza dorosłe dzieci - nikomu poza matką - rzecz jasna - nie znane - do tego zaangażowane w działalność terrorystyczna, ba stojące wysoko w hierarchii władz Frakcji Czerwonych Brygad, porwania rodem z amerykańskich filmów akcji to już było. W serialu "Dynastia". I już wówczas, pomimo że pacholęciem byłam uznałam, że ta historia zahacza o ostatnie stadium obłędu reżysera. Ale żeby pani Nurowska... Książka niestety fatalna.Taka tam lektura dla infantylnych panienek, albo...rany ...nie wiem. Szkoda w sumie czasu. Czyta się szybko, ale to nie to, to nie ta literatura, do której autorka przez lata nas przyzwyczajała.