sobota, 31 grudnia 2016

Noworoczne przesłanie Malkontentki

Jazgoczące polityką mordy burzą mój ciężko wypracowany spokój. Skostniałe poranki nie dają dziarsko przeskoczyć ze snu wprost w portki codzienności. Kreski na skórze budzą gniew. Dokuczliwy ucisk w piersiach, zadyszka i czerwone plamy coraz cześciej pojawiajace się na chusteczce boleśnie przypominają o przemijaniu. 
W mojej głowie trwa wojna, ścierają się   demony, wybuchają petardy a ja wciąż jeszcze z łagodnym uśmiechem smaruję masłem pajdę chleba. Z folii. Musze tylko starannie wybierać nóż. Taki profesjonalnie tępy. Istnieje szansa, że jestem szalona. Dobrze, że nikt się połapał. Dotychczas przynajmniej...

Podoba mi sie dzisiejszy poranek. Casablanca pokryta cieniutką warstwą szronu. Cichutko. I tak czysto. Dziewiczo. Tylko ja, roztańczone zwoje mojego mózgowia i sennie płynący patrol policji... No cóż. Rzeczywistość zawsze gdzieś nas dopada.
Chciałabym cofnąć czas. 
Chciałabym miec 19 lat, zieloną drelichową spódnicę i czarną koszulkę.
Chciałabym znów poczuć ten lipcowy, gorący wieczór.
... gdyby tylko było możliwe przeżyć ten dzień ponownie
...wówczas z pewnością nie wsiadłabym do pociągu relacji Łódź Kaliska-Słupsk.

Pamiętajcie! Strzeżcie sie pociągu.
Witam Was w Nowym Roku!

środa, 21 grudnia 2016

Mikołaj od interendo czyli o czym szumią rury

Korba: Dobra. Powiesz mu, że słyszysz głosy mówiące do ciebie z kibla.
Gośka: No ciebie, Korba, całkiem pogięło.
Korba: Naprawdę… Naprawdę. Dwa lata temu, przysięgam, rura od kibla wpadła mi w rezonans i odbierała Radio Maryja. Ja tu tego…, a z kibla „żałuj za grzechy”.

Mam to. Mam. Czuję się tak, jakby ta rura od kibla właśnie do mnie przemówiła. A wiecie dlaczego? Ano dlatego, że wymyśliłam gwiazdkowy prezent dla Pat - interendo i natychmiast wpadłam w samozachwyt, jaki ja to kurza dupka zarąbisty pomysł miałam. Ba - wzruszyłam się nawet własnym sprytem i nieomal przez łzy widziałam już minę Pat, ktora odpakowuje przesyłkę... i krzyczy w ekstazie nad fantazją ciotki Malkontentki. 
No żesz... Czas biegł, paczka wystartowała z dorocznymi perturbacjami a ja żyłam sobie w obłoczku osobniczej wspaniałości dopóki nie otrzymałam paczki od Pat. Paczki dla mnie i mojej małej kumpelki. Teraz wstydzę się własnej, żałośnie zawiniętej w gazetę po śledziku... Nie wiem co rzec o podarku od Pat. Nie wiem, bo to jakiś obłęd jest. Wywalą ją z domu, jak nic. Wywalą! Ale spoko - cioteczka M służy adopcją:) Lepiej miast ględzić - pokaże. Patrzcie ludzie, co dostałyśmy - ja i moja dziewczynka... Możecie tarzać sie z zazdrości... zrozumiem;)
Pat... Pat... dziękujemy i myślimy intensywnie nad odwetem:)


Szczegóły:








niedziela, 18 grudnia 2016

Papużka


Wysłałam to zdjęcie mamie.
Odpisała...

Ot rozmowa...
Mama - ale śliczne!
Ja (zszokowana, bo czego jak czego, ale umiłowania do brutalnego naturalizmu z tej strony raczej się nie spodziewałam) - co niby jest śliczne?!
Mama - no ta papużka...

Mój świat już nigdy nie będzie taki sam... Chyba poległam na wszystkich frontach. 
Papużka...

sobota, 17 grudnia 2016

Bo kiedyś nadejdzie jutro...

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
(Cz.Milosz)
Rozpoczęło się odliczanie. Zegar przyspieszył...
No pasaran!

poniedziałek, 12 grudnia 2016

O niespodziankach od Anuli i Mongi ciepłych słów kilka...

W głupim życiu Malkontentki czas płynie inaczej niż wskazywałyby na to wąsy zegara. Nie ma płynności, nie ma stabilności, nic nie dzieje się regularnie i rutynowo. Rzeczywistość szarpana gwałtownymi skokami uniesień nie pozwala na chwilę wytchnienia... Może kiedyś Malkontentka napisze książkę. O namiętności. I o gównie. A czasem i gorzałce. Składowych istnienia. Ech... nic to. W tym dziwnym, zasraniutkim, ale i cieplutkim miejscu, jakim jest żywot własny Malkontentki, poza salmonellami, chorobami, delegacjami i Organic Curl System jest też miejsce na cuda... a cuda bywają różnorodne... Ciepła pogawędka ze wspaniałą Mongą, która nie chce się przyznać, że pożarła toksyczna parówkę, bilety do teatru od przyjaciółki, biały puch na Casablance i mikołajkowe podarki od blogowych kumpelek...
Anula moja. Kochana. I daktyle! Kto z was nie kocha daktyli, żyje tylko na pół  gwizdka. Alleluja! A chałwa, rzecz jasna, jest dodatkiem frywolnym, mile widzianymi i w ekstazie pożeranym...
Troszku już się pożarło...

Monga. Monga jest estetką, a Malkontentka pomimo że trochę na tym świecie już przebywa, nigdy nie widziała tak cudnie przygotowanej paczki! Monga to artystka! A piękno takich podarków budzi w duszy Malkontentki, zawodowo pakującej śledzia w gazetę, niebywałe emocje. Już samo pudełko zniewala, a co dopiero jego zawartość!
No... szczena opada, co?!


Z okazji mikołajek Malkontencka Komnata Dziwactw Wszelakich wzbogacona została kolejnymi eksponatami.
Lalki odlotowe. Kucharka w realu niepokoi nadzwyczajnie.

Babka szmaciana darowana za udział w imprezce charytatywnej i miś totalnie odjechany, ręcznie wykonany przez lokalną artystkę metodą tajemną - zdobył serce Malkontentki jednym spojrzeniem czarniawego oka.


Fajnie co? Tyle pięknych rzeczy dostała Malkontentka. I wiecie co - cieszy się durnisia, szczerzy krzywe zęby, jak głupi do sera. I dobrze. Bo radość ponad wszystko! 

sobota, 10 grudnia 2016

Gwałt niech się gwałtem...?

Opowiem Wam dziś historyjkę. Na dzień dobry, na dobranoc. Banalną bajeczkę o skręconym życiu. Do przemyślenia, do zapomnienia - jak tam sobie chcecie ... Posłuchajcie i ciii... Oto bajka...

Otóż była sobie dziewczyna. Nie żeby tam zaraz piękna, czy królewna. Raczej jakaś taka nijaka. Mistrzyni przeciętności. Niechciane dziecko bardzo odpowiedzialnych rodziców, którzy miłość ojcowską zredukowali do dyscypliny i kontroli... Karmili, ubierali, prowadzali do lekarza i pilnowali. Ot tak się zdarzyło. Widać więcej nie mogli dać śmiesznej kruszynie, która pojawiła się na świecie jako produkt uboczny pewnej gorącej, sierpniowej nocy... I rosła sobie nasza Nijaka - niepożądany objaw namiętności - pod nadzorem, starannie i rzeczowo hodowana. Chodziła do szkół, była grzeczna, bała się gniewu matki i rozczarowania ojca. 
Któregoś dnia zjadła pigułki. Żeby nie było kontroli, żeby nie było gniewu i rozczarowania. Ale nie ma lekko - w szpitalu, rura w żołądku wydobyła Nijaką z błogostanu nieskończoności. Ten jeden raz, zobaczyła Nijaka panikę w oczach rodziców. Ale nie, nie ma się co łudzić - panika nie była spowodowana strachem, że ich kruszyna nieomal zorganizowała sobie ostatnie pożegnanie, wieńce z napisem, pieśń o orszaku anielskim i kopczyk na górce, jeno wstydem... No bo co to ludzie powiedzą, że niby te pigułki... Przywrócona światu Nijaka z sińcami po życiodajnych kroplówkach była sobie na świecie dalej, kajając się za grzech zdenerwowania rodziców, którzy TYLE przez nią przeszli, TYLE dla niej zrobili, a ona wyrodna - TYLE im zawdzięcza a wdzięczną być nie umie. A za niewdzięczność jest kara - dla dobra skazanego rzecz jasna...
Oj, nie dla Nijakiej były prywatne lekcje angielskiego, korepetycje, obozy młodzieżowe czy nawet wieczorne dyskoteki. W ramach nauki - szkoda pieniędzy dla głupiego - nic z Nijakiej nie będzie, w ramach rozrywki - nie zasługuje na zabawę... Im bardziej żałosna wydawała się rodzicom ich Nijaka, tym większym szokiem była dla nich wiadomość, że ta beznadziejna córka (a działo się to w czasach konkurencji i ciężkich egzaminów na studia) dostała się na prestiżowy kierunek na dobrej uczelni. Jeszcze większym ciosem i siarczystym policzkiem okazała się informacja, że Nijaka na tej uczelni wyląduje nie sama, a z bękartem w brzuchu... Takie ziółko z Nijakiej... Ale jako że bękarta być nie może, to będzie ślub... Z księdzem i przysięgą, że można już na legalu...
Wiecie, jak czuje się kobieta idąca do ślubu z dzieckiem w brzuchu i gwałcicielem u boku? Ufam , że nie... cdn.

czwartek, 8 grudnia 2016

Mordownia...

Ten hotel przeskoczył wszystkie inne. To gówno idealne- perełka pośród obwymiotowanych mordowni. Odlot doskonały. Betonowy blockhaus z woniejacymi gorzałką pokojami, usytuowany na fantastycznym odludziu. Do najbliższych siedzib ludzkich jedyne 15 km. Wisienka na torcie to podejrzenie rozprzestrzeniania wśród gości salmonelli. Atmosfera jest mroczna i groźna. Pracownicy sanepidu, adorowani czule przez załogę hotelu, niczym posępne dusze snują się po korytarzach, kolekcjonując próbki czegoś - niewątpliwie - straszliwego. Adoracja jest chyba skuteczna, bo kuchnia miast być zaryglowana i oklejona taśmami policyjnymi, stosowanymi przy okazji krwawych zbrodni, działa radośnie i nadal podaje nam kuponośne posiłki. Trzeba być twardym... Ale przynajmniej wiadomo, w jakim celu porozkladano w pokojach Biblię - trza się modlić o przeżycie...
Jeślii Malkontentka przetrwa - pojawią się nowe posty, bo tak zacne dary mikołajkowe otrzymała od koleżanek blogerek, że grzechem byłoby nie chwalić się nimi na forum publicznym:). Poza tym, wiadomo - uwielbia, jak jej inni zazdroszczą...
Pozostańcie bez salmonelli...


środa, 16 listopada 2016

No to sobie utknęłam...

Każdy ludzki problem ma eleganckie, proste rozwiązanie i zawsze jest ono złe.
(H.L.Mencken)
…błądzę zatem pośród tych eleganckich rozwiązań, usiłując wybrać najlepsze spośród bardzo złych. Owo brodzenie tak szalenie mnie absorbuje, że nie jestem w stanie napisać żadnej sensownej notki czy postu – ba – mam nawet kłopot ze stworzeniem spójnej listy zakupów. Chwilowo utknęłam w czarnej pupie i intensywnie walczę żeby się z niej wydostać. I nijak nie pociesza mnie fakt, że tkwię w tej pupie wraz z licznym i co by nie powiedzieć - elitarnym towarzystwem. Chyba jednak wolałabym być tu sama… Innemi słowy – mam bolesne kłopoty. Bo choroba wśród najbliższych to klęska doskonała. Gdy tylko sytuacja się poprawi, w co głęboko wierzę – pociąg wróci na szybki tor, bo rdzewieje nieco na bocznicy. A tu Mikołaje przeróżne za pasem i trzeba się zmobilizować do życia.
Za bardzo szybkiego i fantastycznego Mikołaja dziękuję Kasi z bloga U babci na strychu
Zobaczcie. Baleowa orgia! Kasieńka dzięki, dzięki!!!!
... słuchajcie - te kapsułki pod oczy (tu, tu na dole foty) są wybitne!

sobota, 5 listopada 2016

Pomoc potrzebna od zaraz!

Kochane Dziewczyny, otóż Malkontentka wzywa każdego kto żyw i świadom własnego istnienia do natychmiastowej akcji informacyjnej...
Sprawa jest taka. Malkontentka miała przyjaciółkę. Przyjaciółka - córkę. Przyjaciółka cóż...była dzielna do końca. Córka została i też jest dzielna, fajna i piękna. Ma 13 lat. Malkontentka, jak przystało na stateczną i zrównoważoną ciotkę (mmm... tak właśnie jest!) nie raczy dziewczęcia piwskiem, ale stara się godnie celebrować wszelkie ważne wydarzenia - dni dziecka, urodziny, mikołajki itd... I teraz kłopot. Idą święta. Prezent zasadniczy czyli apartowska bransoletka ze słonikiem jest, ale... czas na jakieś kosmetyki. Młoda wkroczyła w wiek dojrzewania. Malkontentka - przejrzewania... więc z lekka im się rozjechały potrzeby. Doradźcie, jakie specjały dla młodej skóry, nabuzowanej hormonami dziewczęciu ciocia M. ma podarować? Linki mile widziane! A i generalnie doradźcie, co fajnego - rownież spoza kosmetycznego światka -można takiej osóbce podarować. Zapewne macie piękne pomysły, ktore w starczym malkontenckie mózgu nigdy by sie nie narodziły ...

środa, 2 listopada 2016

Ruda wiedźma

Czarownice mają oczy 
z cienkiego zielonego szkła
czarownice mają włosy 
z gniazda złotego pająka...
(H.Poświatowska)

Ruda przybyła do strasznego domu w Halloween. Bo jakżeby inaczej. Rasowe czarownice zawsze przybywają w Halloween. 
Piękna Ruda. 
Rozgania pomniejsze demony, kusi i zachwyca.
Prawdziwa z niej ognistowlosa Hella... 
Hella, lecąca w noc, leciała jak noc. (Bułhakow). 
Wiedźma...
...czaruje,
miesza w kotle, 
wznosi szklane oczy 
warzy tajemne eliksiry w srebrzystym kociołku...
Być może i dla Was wyczaruje coś niezwykłego....

wtorek, 25 października 2016

Straszny dom

Groza...
Groza czai się za tymi wrotami.
Syczy i drapie pazurami biały lakier muru.
Kościste dłonie strachu chwytają za szyję.
Zimny knebel paniki wdziera się do gardła...
Tu nie mozna krzyczeć...
Ciii...

W strasznym domu Malkontentki za drzwiami kryją się kalekie demony, wyblakłe duchy dryfują po komnatach podzwaniajac smętnie łańcuchami, a porcelanowe lalki spoglądają beznamiętnie szklanym wzrokiem... 
ciiii...
Sekretny świat lalek budzi się do życia po zmroku. Biada temu, kto naruszy ich mroczny spokoj...
Porcelanowe lale Malkontentki...
Oto najnowsze nabytki...


czwartek, 13 października 2016

Eksperyment

A jeżeli faceci są z Marsa, to niech tam, kurwa, wracają (Lejdis) zamiast nakręcać durne baby na kult wieczystego piękna i młodości. Do jasnej kuchni, ludzie ostatnio zachowują się jakby nigdy nie mieli umierać - naciągają sobie twarze, wciskają hektolitry kwasów pod skórę, odsysają przeróżne tkanki, doklejają włosy, wymieniają zęby na implanty (puk puk gdzie mózg) – a wszystko po to, by przystopować czas i zachować młodość… Ech, zaprawdę powiadam Wam, że życia w żaden znany ludzkości sposób się da zatrzymać bez ekspediowania jednocześnie obywatela w wiekuiste wymiary - rzecz jasna. Gorzko, ale latka nawet zakamuflowane najzręczniej odrestaurowaną fasadą i tak sobie pędzą i pędzić będą, o czym boleśnie przypomina peselek w dowodzie. I tak aż do wielkiego banera z napisem KONIEC. Zatem nie tędy droga kochani, magicznego eliksiru należy szukać w innym kuferku… Malkontentka nawet czai, w którym… Ha, chcecie wiedzieć, co tak naprawdę jest tajemnicą wiecznej młodości?
Umysł! Młody umysł! Bo moi państwo, jeśli Wam się w główce cosik zmieni a mózgownica zacznie ziać zgrzybiałą starością, to nawet podkolanówki, miniówka, botoks i skóra zawiązana za uszami nie pomogą. To będzie katastrofa - i to nawet nie piękna! Się sypnie, a nawet rozsypie.
Malkontentka, pomimo że natura obdarzyła ją urodą – delikatnie ujmując… trudną – do sztucznych włosów, paznokci, policzków etc. jakoś przekonać się nie potrafi. Jednakoż podjarana fotkami piętnastolatek, robiącymi w kolorowych czasopismach za czterdziestolatki, rzekomo młodniejące po zapodaniu na oblicze cudownych kremów, postanowiła przeprowadzić eksperyment. Nieomal paranaukowy.
Do eksperymentu użyto:
  1. Malkontentka sztuk jeden
  2. Różdżka galwaniczna Cougar - sztuk jeden
  3. Dermaroller - sztuk jeden
  4. Serum z komórkami macierzystymi DermoFuture - sztuk jeden
  5. Toner Hada labo z retinolem - sztuk jeden
  6. Serum perłowe Bielenda (bardzo dekoracyjne) - sztuk jeden
  7. Krem na noc Cougar - sztuk jeden
  8. Żel z jadem żmijki Cougar - sztuk jeden
  9. Krem Hada Labo nawilżający na dzień - sztuk jeden
  10. Peeling Skin 79 - sztuk jeden
  11. Maseczki – Mizon, Apis, Hada Labo, Holika Holika – sztuk wiele
  12. Szczotka soniczna z biedry - sztuk jeden
  13. Olejek do demakijażu DHC - sztuk jeden
  14. Płyn do mycia twarzy ślimaczy Holika Holika - sztuk jeden
  15. Tonik różany - sztuk jeden
  16. Płyn micelarny Garnier - sztuk jeden
Opis zdarzenia
Malkontentka jest z natury wszechrzeczy osobą nadzwyczaj ruchomą. Owa ruchomość dotyczy w dużej mierze gwałtownych ruchów czynionych przy udziale mięśni twarzy. Inaczej mówiąc – wciąż się marszczy, robi małpie miny, szczerzy zęby, wybałusza oczy itd. Smutnym efektem takich prymitywnych zachowań jest duża i głęboka pozioma zmarszczka na czole skrzętnie urywana pod zasłoną grzywki. Owa zmarszczka – z uwagi na dość spektakularny rozmiar stała się głównym polem eksperymentu paranaukowego.

Opis eksperymentu
W dużym skrócie… przez 30 dni Malkontentka poddawała swoją twarz a w szczególności czoło (tu duży pietyzm i staranność) intensywnej, regularnej i wypasionej pielęgnacji przy użyciu powyżej wyszczególnionych specyfików – z których kilka – co warto podkreślić – zostało ściągniętych z tzw. górnej półki. Dodatkowo, poza cowieczornym starannym oczyszczaniem twarzy przy użyciu szczoteczki sonicznej, Malkontentka dwa razy dziennie (świtem to nawet ryzykując spóźnienie do pracy) katowała zmarszczki i przyległości magiczną różdżką galwaniczną, a co trzeci dzień bohatersko jeździła po obliczu igłami dermarollera. Do tego pozostała pielęgnacja – masaże, maski, maseczki etc.,

Efekt po trzydziestu dniach
Wnikliwa obserwacja zmarszczki poziomej wydobytej na jaskrawe światło spod grzywki wykazała, że… zmarszczka zdecydowanie się pogłębiła i rozszerzyła – z cienkiej kreseczki, zmieniła się w grubą krechę, co nieszczególnie oczarowało Malkontentkę.


Dziękuję za uwagę….
I oświadczam, ze kocham zdania wielokrotnie złożone.

poniedziałek, 10 października 2016

Strach...


Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja.

(F.Herbert)

Umieram po wielokroć. Małą śmiercią strachu.

Strach
Odbiera rozum, kurczy duszę.
Czai się w kaszlu matki mozolnie wspinającej się po schodach.
Podaje kopertę z wynikami życia.
Dzwoni natarczywie telefonem.
Paraliżuje widokiem rozognionej karetki pod domem rodziców.
Kopie w brzuch bladą twarzą ojca podtrzymywanego przez ratownika.
Podcina nogi słowami lekarza o łagodnych oczach.

Leżę, zwinięta w kłębek przerażenia.
Wszystko się rozsypuje.
Nie umiem zatrzymać swojego świata.
Rozpada się na kawałki.
A ja patrzę…

Tatuś walcz.
Walcz.
Jesteś moim bohaterem.
Musisz BYĆ.

poniedziałek, 26 września 2016

Ratujmy kobiety

Pozwolę sobie "zapożyczyć" z fb. Szacun pani Joanno. Znakomity tekst. Ratujmy kobiety... ratujmy, póki czas. A zegar tyka. Na marginesie dodam, że zapewne jestem człowiekiem maluczkim, ale każdej pani, ktora podpisuje sie pod tą ustawą życzę, aby miała okazję jej zapisów doświadczyć na własnej pupie... Ciekawe, jakim głosikiem wówczas będzie śpiewała... I nie chce słyszeć nic o "woli bożej", bo idąc tym tokiem rozumowania należałoby zakazać wszelkiego leczenia, bo skoro Bóg zesłał na kogoś chorobę, widać taka jego wola i nie nam ingerować w boski plan. Szczegolnie zakaz korzystania z opieki medycznej powinien dotyczyć księży. Tu jeszcze  - zgadzam sie z panią Michalik - wskazana byłaby kastracja. Jak sie bawić to na maksa.
Nikt nie dokonuje aborcji dla zabawy. Ogarnijmy się. 
A teraz zapraszam do lektury tekstu pani Joanny Pachli:
"Do wszystkich zwolenników CAŁKOWITEGO zakazu aborcji, mam dzisiaj kilka pytań. sformułowanych w formie męskiej, ale panie zamienią sobie na odpowiednią dla siebie formę:

- ile razy dowiedziałeś się, że Twoja kobieta urodzi dziecko bez połowy czaszki, z mózgiem na wierzchu i wiszącą gałką oczną i powiedziałeś jej: spokojnie, to tylko kilka miesięcy, ponosisz je sobie w brzuchu, a później jakoś je przecież urodzisz?

- ile razy Twoja matka, siostra, żona była w ciąży pozamacicznej albo jakiejkolwiek innej, zagrażającej jej życiu, a Ty zabroniłeś lekarzom udzielać jej jakiekolwiek pomocy, bo przecież "życie", które w sobie nosi, jest święte? 

- ile razy Twoja matka, siostra, koleżanka ze studiów została zgwałcona i dowiedziała się o dziecku, a Ty powiedziałeś, że spoko, jakoś to będzie, pomogę Ci je wychować, a zimą będę zabierał na sanki?

- ile razy trzymałeś na rękach dorosłego człowieka, który od urodzenia przejawia czynności życiowe na poziomie sukulenta? ile razy pomogłeś jego matce go umyć, przewinąć, nakarmić?

- ile razy zrobiłeś przelew o wartości choćby 10 zł na dzieci przeraźliwie okaleczone, nieuleczalnie chore, których rehabilitacja pochłania miesięcznie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy złotych? ile razy matce takiego dziecka pomogłeś zrobić choćby zakupy?

- ilu spośród Twoich znajomych to ludzie sparaliżowani, przykuci do łóżek, zdeformowani, niezdolni do samodzielnej egzystencji? ilu z nich zdążyłeś już powiedzieć, że będziesz się nimi codziennie zajmował, gdy ich rodziców zabraknie? 

bo jeśli ani razu, to mam jedną prośbę: milcz, bo mówiąc o całkowitym zakazie aborcji, tak naprawdę nie masz pojęcia, o czym mówisz."

środa, 14 września 2016

...

Były dwie siostry: noc i śmierć
Śmierć większa, a noc mniejsza
Noc była piękna jak sen, a śmierć
Śmierć była jeszcze piękniejsza. (K.I.Gałczyński)
Iza, wierzę że tak właśnie Tobie się przydarzyło.
Wierzę, że było pięknie... że jest pięknie.
Wierzę, że przejście na tamtą stronę było odjechane.
Wierzę, że nic już nie rozrywa serca.
Wierzę, że nie ma strachu i samotności.
Wierzę, że otrzymałaś wreszcie to, czego tu Ci nie dano.
Wierzę, że odzyskałaś siebie.
Świat jest teraz Twój. 
I przestworza.
Leć. Leć...

Pamięci Izydory.

To miał byc fantastyczny rok. Miały być  uśmiechy i radość. Nie jest fantastycznie. Jest pusto. Są pożegnania. Zbyt wiele historii zakończyło się w tym roku. A każda jest jak cios - zostawia nas zwiniętych w bólu, bezradności i niezrozumieniu. Zbyt wiele...

poniedziałek, 12 września 2016

Komu w zęby, komu… czyli Malkontentka się zamyka.

W tolerancyjnej Polsce w poprzednich wiekach znalazła schronienie wielka liczba Żydów, których prześladowania wygnały z Hiszpanii i większości krajów Europy Zachodniej… tyle Montefiore i Romanowowie przy okazji rozważań nad krwawymi rządami pobożnego cara Aleksego. W tolerancyjnej…. Zwróciliście, o bystroocy czytelnicy, uwagę na to słowo: tolerancja… Muzyka dla uszu, miodzik na serce i stokrotka w zęby: w tolerancyjnej Polsce…. Duma, nie? Czujecie to? Fajnie się czyta u brytyjskiego, cenionego historyka – w tolerancyjnej Polsce…
Ano właśnie.

W tramwaju profesor UW dostał w zęby od lokalnego patrioty, bo kalał powietrze prowadząc telefoniczną rozmowę ze swoim odpowiednikiem z Jeny. I czynił to po niemiecku. Za po niemiecku – między jedynki. Współpasażerowie skrupulatnie oglądali paznokcie…

Młode Azjatki oberwały wymiotem ust innego patrioty, który rzuciwszy bluzgiem, grzecznie kazał im wypierdalać do swoich żółtków. Jeden pasażer dopomógł… Mam nadzieję, że jeszcze żyje i nie oberwał gdzie bejsbolem w krzakach.

W Poznaniu patrioci z Wolski dla Wolaków nieomal wyekspediowali w inny wymiar jakiegoś nieszczęsnego Hindusa, który po nieskalanej polskiej ziemi paradował w turbanie. W mordę za turban.

Wu zachwyca się malarstwem Adolfa Hitlera.

W warzywniaku w kolejce po pietruszkę przepychają się torsy odziane w patriotyczne koszulki, pięknie komponujące się z łysymi głowami.

Młodzież szkolna rusza masowo na film bliżej nieokreślonego gatunku - coś z pogranicza SF, baśni, horroru i thrillera politycznego - jednoznacznie wskazujący winnych „mordu smoleńskiego”, w który to w magiczny sposób zmieniła się dramatyczna, acz pozbawiona podbudowy ideologicznej katastrofa komunikacyjna. Wszystko zgodnie z obowiązującą linią… Nie ma katastrofy, tu musi być zamach. Musi! Crème de la crème głupoty, kiczu i kiepskiego aktorstwa. Pomysły reżysera też jakby odjechane. A już scena, w której duchy ofiar owego wypadku lotniczego rzucają się w ramiona duchom oficerów pomordowanych w Katyniu… to już doprawdy dla koneserów. Nas niegdyś gnano na Nad Niemnem. Było nudno. Ale zdrowiej. 

Ideologia padła gębą w błoto, ale ciągle gryzie i kopie. Szkoda gadać, kretyni piszą historię na nowo, zapominając że już się wydarzyła i to se ne wrati, ani nie zmieni. Przykro tylko, że Rodacy tak chętnie dają się uwieść tej pustomowie. Kafka by tego nie wymyślił, ba - chyba nawet Woody Allen byłby bezradny. Jak to wobec głupoty. Logiczne myślenie zostało odłączone. Kupmy sobie po bejsbolu czy coś… W tolerancyjnej Polsce… zapamiętajcie te słowa, wnukom kiedyś opowiecie, jak już ta całkiem nowa historia zostanie zatwierdzona i wdrożona w obowiązujący styl życia i myślenia. Jedyny i właściwy.

Malkontentka zaczyna poważnie myśleć o emigracji - przynajmniej wewnętrznej. Zamknie się w sobie i nie będzie wyłazić.

Z ostatniej chwili: będą ekshumacje wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej... Nekrofile zafajdani. Pora uciekać. Z dnia na dzień ten piękny kraj stał się jednym, wielkim domem wariatów. Ludzie potrafią tak bardzo wszystko zohydzić.

Który skrzywdziłeś człowieka prostego... (Cz.Miłosz)

sobota, 10 września 2016

Prezent od interendo... czyli jak uśmiechnąć Malkontentkę

Taka jest moja Pat...
Zawsze wie, kiedy Malkontentka uwieszona drugiego końca sznurka wpada w prywatny Rów Mariański i wyciąga głuptaka za uszy.
Taki ot wspaniały uśmiech mi wysłała:
Organique pianka i sól - ta dam! klękajcie narody. Maska do dłoni dziś będzie miała uroczyste entree. Lakiery są cudne, wypełniacz ust - ulubiony malkontencki gadżecik, no i płachta ślimaczkowa... wiadomo:). Pat, dziękuję. Piękna niespodzianka. Jesteś absolutnie niesamowita:). Mam nadzieję, że dam radę się odwdzięczyć i też wbiję się we właściwy moment!

środa, 7 września 2016

Dermaroller i cellulit, czyli krwawa opowieść o żelaznej dziewiczce…

Łucja: Najgorsze jest to, że ja mam wielką, gigantyczną, megadupę! Ona mi się całkowicie wymknęła spod kontroli. Ja mam swoje zachowania motoryczne, a ona ma swoje. Na przykład idę korytarzem, a ona mi się szyderczo dynda z tyłu.
Korba: Ja na przykład mam wszystko w dupie i to z każdym dniem więcej i dlatego muszę sobie coraz większy rozmiar kiecek kupować.
Monia: To jeszcze nic, ja ekstraduję cellulit z powietrza. Mój organizm jest w stanie wyłapać z powietrza niezbędne cellulitowi do życia tłuszcze i zamienić je w tłustą okładzinę.

Wypisz wymaluj Malkontentka – też ma wszystko w megdupie, rozmiar portek rozrasta się niewyobrażalnie a cellulit po prostu kwitnie. Trwa dzielnie, ma się dobrze i prawdopodobnie ekstradowany jest z zatrutego powietrza, bo wyraźnie nie zamierza odpuścić.
Bez względu na pochodzenie pomarańczowej skórki, obrośnięte zwałami tłuszczu malkontenckie uda nie nadają się do publicznych pokazów. Jednak żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, Malkontentka wytrwale acz beznadziejnie smaruje je wszelakimi dobrami, mającymi niedoskonałości wyeliminować. Grzeszki młodości, kanapa zamiast fitnessów, słodycze i hektolitry kawy, a do kompletu dwudziestokilogramowy podskok wagi na etapie pączkowania - wszystko to poczyniło swoje i Malkontentka skazana jest na długie i to mocno szerokie spodnie, pokaźne spódnice do kostek - generalnie to, w czym upchnie kilogramy słoniny. Co jednak najstraszliwsze – atak cellulitu przypomina inwazje karaluchów - jak się raz zalęgnie, ciężko cholerę wytępić. Wyobraźcie sobie, że nawet intensywne oglądanie zawodów sportowych w tv nie działa! Podobnie balsamy, kremy i cały ten badziew. Malkontentka jeśli chodzi o ujędrniająco-wyszczuplająco-cuda-czyniącą odnóżkę przemysłu kosmetycznego ma już chyba habilitację w testowaniu, ale… Ale okazało się, że jest coś, czego nie próbowała. Ot skromny przyrząd przypominający nieco średniowieczne narzędzie tortur – jakiś element żelaznej dziewicy, czy coś…. Ot mini żelazna dziewica, przyjmijmy - dziewiczka… Niewielki wałek gęsto najeżony igłami, czyli dermaroller. Malkontentka uczyniwszy klik w komputerze na stronie sklepu wyprzedażowego dziewiczkę zakupiła i pełna zapału przystąpiła do testów.

Działając zgodnie z instrukcją wyszorowała swe wdzięki, zdezynfekowała pole operacji i dziewiczkę - celem nie załapania się na sepsę, zapodała dedykowane udkom i sprzętowi serum, po czym przystąpiła do rolowania tłuszczu! Dobra! Która powiedziała że to nie boli? Hmmm? Otóż boli! Boli jak jasna cholera! Igły dziewiczki są ponoć niewielkie, bo jeno 0,5 mm, ale albo Malkontentka jest kolejnym wcieleniem księżniczki na ziarnku grochu, albo ktoś wciska kit publice – miało mrowić, a boli. Nic to jednak. Skoro trzeba cierpieć, żeby być piękną, to zacisnąwszy zęby zrolowała bohatersko co się dało, wyjąc przy tym smętnie i żałośnie. Po przejściu dwóch poziomów piekieł sprzęt umyła, ponownie zdezynfekowała i przystąpiła do oględzin. Uda, był czewoniutkie, w kropeczkowy rzucik plus jedna kropelka krwi! Krwi! A krew powinna być przecież w środku!!!!. Po pierwszym ataku paniki – mdleć czy nie mdleć?, wyciek został zaopatrzony, Malkontentka zaś odziana w koszulę i dostarczona na spoczynek. Spoczynek nie miał nic wspólnego z odpoczynkiem, bo w nocy uda piekły i uniemożliwiały błogie figle z Morfeuszem. Rano, ku najwyższemu zdumieniu Malkontentki nogi wcale nie wyglądały jakby-nic-się-nie-wydarzyło. Otóż wyglądały, że coś-się-wydarzyło! Były nadal fest czerwone. Instrukcja zapowiadała że po 2 godzinach zaczerwienienie minie…. No cóż, po 6 nie minęło, a na dodatek na ciele wystąpiły wypukłe zadrapania znaczące drogę przebiegu dermarollera… Średnio ładnie, żeby nie rzec obrzydliwie. Malkontentka wyglądała, jakby jej osobisty cellulit poszarpało stado wściekłych kotowatych.
Dodatkowo sytuację pogarszał fakt, że dzień wcześniej z wdziękiem baleriny nasza bohaterka spierniczyła się ze schodów i coś jej nieprzyjemnie chrupnęło w kolanku. Liczyła wprawdzie, że samo przejdzie, skoro niejako samo przyszło, ale niestety, ból się nasilił i Malkontentka planowała wizytę u chirurga. Uwierzcie, nie poszła. Nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić reakcję dowcipnego pana doktora na rozszarpane nóżki do tego przetrącone gdzieniegdzie… I teraz biedna, nie dość że podrapana, szczypiąca to jeszcze kulawa. Co automatycznie wyklucza jej uczestnictwo w zajęciach w fitness klubie dla seniorów… he he. No i co Wy na to mili Państwo? Rollować dalej czy odpuścić i iść na browara?

wtorek, 6 września 2016

Epitafium dla praw kobiet

W dniu 5 lipca 2016 r. został złożony w Sejmie RP projekt ustawy, który ma na celu całkowite zakazanie aborcji, nie bacząc na zagrożenie dla życia i zdrowia kobiet. Prawdopodobnie pierwsze jego czytanie dokona się lada chwila.
...
Akt seksualny z rewolwerem przy skroni. 

To nie jest tak, że puste słowa z paragrafów zawsze przytrafiają się innym a nie nam... W każdej chwili - teraz również - stają się czyjąś smutna rzeczywistością. Ciąża z gwałtu, zagrożenie życia matki, potworności o których nie chce się myśleć, bo po co psuć sobie samopoczucie... Rosyjska ruletka. Za zakrętem może zdarzyć się niejedno i to każdej z nas. We współczesnym świecie kobiety to towar. Są gwałcone, mordowane, sprzedawane. To, co wyprawia się z nimi w niektórych krajach islamskich czy w azjatyckich przechodzi wszelkie wyobrażenie. W cywilizowanym świecie zwierzęta mają większe przywileje niż te nieszczęśniczki. Brońmy zatem tego, co już raz zostało wywalczone. Bo to, że nad Wisłą kobiety występują przeciwko kobietom - to wstyd, hańba i zbrodnia. 
I jeszcze jedno. 
Jedynie systemy totalitarne uzurpują sobie prawo do kontrolowania rozrodczości obywateli. Zapamiętajcie!

Tania ta nasza demokracja. Poszła za 500 zeta.

A miał być post o dermarollerze...

niedziela, 4 września 2016

Wstydź się dziewczę wstydź – wyzwanie Trusted Cosmetics odsłona szósta

Jakie pan ma stopy duże,
Panie kangurze!
 (J.Brzechwa)
Oj panie kangurze… cóż my tu z tymi stopami mamy… No źle mamy. Stopy duże w wydaniu Malkontentki są zaiste kangurze. Przyznajmy ze wstydem – stopy to najbardziej zaniedbany element Malkontentki. Z dłońmi nie jest lepiej, zatem dzisiejszy wpis będzie krótki i zwyczajowo przenudny.

Grzech zaniedbania i niesystematyczności. Teoretycznie do smarowania spracowanych stóp Malkontentka winna używać tego:

No ale … generalnie zabawa kończy się raz w miesiącu, gdy do akcji wkracza śliczna Marzenka czyli pani kosmetyczka. Wówczas tradycyjnie Malkontentka odbiera comiesięczną opierkurke, przysięga poprawę i składa deklaracje solennego smarowania stóp. Powtarzalność sytuacji wywołuje znużenie - zarówno osoby udzielającej reprymendy, jak i odbierającej groźne uwagi (z pochyloną karnie głową). Malkontentka nie podlega resocjalizacji. Proces trwa od lat… 
Dłonie to podobna śpiewka… Ale tu mamy wyjaśnienie. A jak wiadomo każde usprawiedliwienie jest dobre, byle zrzucić winę z siebie… Otóż Malkontentka nie jest zupełnie normalna. Poza lekkim świrem i nerwicą cierpi też na różnego rodzaju fobie, z których na czoło wysuwa się Big Fobisko – czyli obsesyjny wstręt do kremów do rąk… Fobia objawia się zaiste dziwacznie – każdorazowe posmarowanie łap kremem, powoduje u Malkontentki jakąś fiksację i resztę dnia nieboga żyje w przeświadczeniu, że wszystko czego dotknie pachnie kremem. Szczególnie jest to niesympatycznie w sytuacji spożywania pokarmu. Kanapka z kremem do rąk, cukierek z kremem do rąk, nawet kawa zalatuje podejrzanie tym cholernym kremem. Ciekawostką jest fakt, że generalnie nie ma znaczenia, czy rzeczony krem ma jakąś woń czy jest bezzapachowy. Co fajne, pomimo tak macoszego traktowania, dłonie Malkontentki nie zamieniły się jeszcze w spracowane ręce robotnika budowlanego. Dzieje się tak zapewne za sprawą pani kosmetyczki, która przy okazji malowania paznokci czyni jakiś cud i łapki starczają na dłużej. Od wielkiego dzwonu traktowane są taką oto substancją. Czort wie, czy to jakoś działa….

Mam poczucie, że chyba dojechałam do końca wyzwania. Sorki, że mu nie sprostałam, a posty nie skrzyły humorem i nie powalały lekkością pióra. To chyba nie moja bajka i zbyt wysokie progi na krótkie malkontenckie nogi.

Pozostańcie z uśmiechem. Nadciąga jesień. Świat jest piękny.

czwartek, 1 września 2016

Historia Wu, czyli co zobaczyła Malkontentka...


Malkontentka jest obserwatorem. 
Kontempluje rzeczywistość, zdumiewa się, a potem zgryźliwe komentuje. Chwyta życie z zachwytem, ironią, krytycyzmem, czasem smutkiem a zazwyczaj pokorą. Celebruje chwile. Jednak... jednak odkąd na swojej drodze spotkała Wu – no … zaczęła się bać. Szczególnie przyszłości wyrastającej wraz z pozbawionymi refleksji jednostkami, podążającymi niczym stado baranów za jedynym prawdziwym słowem. Słowo sączy się z resortowych otworów gębowych i pomimo - a może dzięki swej bezdennej głupocie, staje się zagrożeniem... Świadomość pijackiego tańca nad przepaścią mocno osłabia malkontenckie ego i wali jej niepokornego ducha po głowie…
A wszystko to za sprawą Wu
Kim jest Wu?
Wu ma 19 lat i jeszcze cieplutkie świadectwo maturalne w kieszeni markowych gaci.
Wu wygląda jak lukrowany aniołek z ckliwych opowieści dla dzieciaczków. Taki blondwłosy anioł, o zielonym spojrzeniu i słonecznym uśmiechu.
Wu ma zamożnych rodziców z bardzo prywatną inicjatywą i nowy model iphona.
Wu popala w krzakach kosztowne fajki i robi roześmiane selfie za każdym rogiem.
Wu maluje i czuje się artystką. Niespełnioną, bo ignoranci przeprowadzający rekrutacje do artystycznych uczelni nie poznali się na jej talencie. Ale to tylko szlam, nie ludzie…żydzi i masoni, albo nawet gorzej - lewacy!
Wu ma zadarty uroczo nosek i głowę w lokach. Ma piękne usta z których nieustannie wylewa się potok najbardziej wulgarnego, rynsztokowego słownictwa, z jakim malkontenckie uszy miały przyjemność. A do wielkich delikatesów Malkontentka nie należy i subtelnie rzecz ujmując, też zdarza jej się nie przebierać w mowie ojczystej. Wu tą barwną nowomową ochoczo głosi swoje poglądy – społeczne i polityczne, jednak nerwowo wyrzucany z otworu gębowego wymiot plugawych przekleństw nie pozawala zorientować się w sensie przekazywanej bez-myśli.
Wu całe grube dziewiętnaście lat żywota spędziła w dostatku, pasiona wszelkimi wyszukanymi dobrami, w lecie wystawiana na gorące słońce egzotycznego nieba, zimą hartowana w ociekających groszem kurortach alpejskich. Wu w związku z powyższym ma głębokie doświadczenie i niejako z urodzenia wie, co dobre dla niej i innych. Wu stoi na stanowisku, że tylko osoby jej podobne - czyli nie nijakie normiki - mają prawo do kierowania biegiem historii. Normiki służą do pchania ciężkawego koła dziejów... 
Wu kocha trampki za dwie stówy, kolorowe kosmetyki i takiego jednego Jaśka z sąsiedztwa. Wu wyznaje zasadę supremacji białego człowieka. Wu nienawidzi – kolorowych, uchodźców, żydów, cyganów, gender, feministek, gejów, lesbijek i lewaków. Wu jest gorliwą patriotką i podziwia rządy silnej ręki. Każdej – jak świat długi i szeroki. Zwłaszcza tej, która budowała III Rzeszę. Wu w krawaciku i z upiętymi włosami ochoczo pozuje do zdjęć udając nazi-madel z BDM.
Wu sympatyzuje z odmóżdżoną formacją nacjonalistyczną… Wolska dla Wolaków… Ech...
Malkontentka nie może uwierzyć. I nigdy nie uwierzy. Na nienawiść i pogardę nie wyraża swojej zgody. Zastanawialiście się może kiedykolwiek dlaczego oczywistości są tak nieoczywiste? Dlaczego tak ciężko odróżnić dobro od zła? Czy naprawdę istnienie aspiryny usprawiedliwia bestialstwo eksperymentów medycznych w obozach koncentracyjnych? Jeśli ktoś tego nie rozumie – ma problem i rzeczywiście wymaga porządnego leczenia, albo solidnego kopa w dupsko! Tak dla otrzeźwienia! 
Kochani, nie dajcie się uwieść pięknym słowom, nie wierzcie w zapewnienia, że warto poświęcić pięciu, żeby stu żyło się lepiej… Szukajcie drugiego dna w górnolotnym patriotyzmie, który podnosi rękę na drugiego człowieka, a pod kaszmirowym płaszczem nosi dziurawe gacie. To ściema, nie patriotyzm, to nacjonalizm najgorszej jakości. Przynależność do neofaszystów automatycznie wyklucza uwikłanego osobnika z gatunku homo sapiens. To dno dna. Pamiętacie panią Czubaszek? Nie trzeba być patriotą, ważne by nie być idiotą! W punkt! Ona czaiła bazę! Korowodu idiotów nie da się już zatrzymać, ale nie musimy w nim uczestniczyć. Posłuchajcie księdza Tischnera, w którego wykładach Malkontentka miała ogromny zaszczyt uczestniczyć. Nie dajcie wkręcić się w obezwładniające tryby systemu, bo system piętnujący jakiegokolwiek człowieka, tylko z uwagi na jego inność jest z definicji niedopuszczalny a z natury - zbrodniczy. I kierują nim zazwyczaj bezmózgie yeti. 
Ludzie, którzy w 1939 roku podpalili Europę i zorganizowali gigantyczną machinę zbrodni byli półanalfabetami, całkowicie nieprzygotowanymi do pełnienia najwyższych stanowisk państwowych. A jednak dostali władzę, demokratycznie i pokojowo. Adolf Hitler – w wieku 16 lat zakończył edukację w Realschule. Martin Bormann, jego prawa ręka, zerwał ze szkołą na dwa lata przed maturą. Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych, uczył się w różnych szkołach i u prywatnych nauczycieli, ale do matury nie doszedł. Najbliższy współpracownik Hermann Göring: roczna nauka w szkole kadetów. Reinhard Heydrich, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, organizator eksterminacji Żydów: roczna szkoła kadetów marynarki wojennej. Heinrich Himmler, organizator terroru i eksterminacji narodów, po przyspieszonym zaliczeniu szkoły średniej, przez 3 lata studiował agronomię. Jedyny wykształciuch w tym towarzystwie to Joseph Goebbels, doktor filozofii. Wydawali się śmieszni, nadęci i pokraczni, a okazali się śmiertelnie groźni. Co było ich siłą? Nienawiść. Jaką odczuwa człowiek krzywdzony, prześladowany i niespełniony: za kalectwo i niski wzrost (Goebbels), odrzucenie przez kobiety (Himmler), przerost ambicji (Ribbentrop), poniżenia w dzieciństwie i młodości (Heydrich). Tę przepełniającą ich nienawiść przekształcili w ideę! Chcieli stworzyć społeczeństwo zdrowe, wolne od chorób genetycznych, odmienności np. homoseksualizmu, przestępczości i korupcji, jednolite etnicznie i politycznie, bogate. Nienawiść podsunęła im tylko jeden środek realizacji tej idei – terror obozów koncentracyjnych, obozów śmierci, masowych egzekucji, eutanazji i zbrojnych podbojów. Dlatego stworzyli III Rzeszę. Dla tego nowego tworu państwowego uchwalili nowe prawo, prawo nienawiści, i szybko, już rok po objęciu rządów, stworzyli sprawne narzędzie: policję polityczną. Minęło 12 długich lat zanim cywilizowany świat wydał na nich wyrok w Norymberdze. Kiedy dziś słyszę nienawiść, to boję się. Tego, co już było.... (Bogusław Wołoszański)
A Ty Wu…mogłabyś być naprawdę fajną dziewczyną… Zniszczysz sobie życie i nawet tego nie zauważysz...





wtorek, 30 sierpnia 2016

Kamień milowy na fejsbuku czyli ratujmy życie...

Z wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie ona musiała wejść do mojego. (Casablanca)

Do malkontenckiego też wlazła. Niestety. Kamień milowy na drodze życiowych rozczarowań. A może mądrości, od których bogini zdecydowanie niemiłościwie Malkontentki nie ustrzegła. No i baba wleźć musiała. Usiadła za barem i mimo, że koniec końców trzeba było stanowczo ją wyprosić, to jednak cień tej wizyty pozostał gdzieś w smutnej malkontenckiej duszy.
...
Przyglądam się jej twarzy lekko zezującej z ekranu komputera. Profilówka na fejsie. Głowa kobiety wsparta na poduchach opartych o wymyślne łoże, ramiona odkryte, pierś osłonięta halką, męska dłoń masująca nagą skroń. Portret "roznamiętnionej"… Pod zdjęciem komentarz – zapewne przyjaciółki -śliczna, ale dlaczego smutna!?!?... i z lekka nieoczekiwana odpowiedź "roznamiętnionej" – nie jestem smutna tylko dojrzała

Oj dziewczyno…dojrzała… dojrzała jak każda kobieta w średnim wieku, która zdjęcie w łóżku i ze zdobycznym facetem wrzuca do netu i ustawia, jako profilowe na fejsie…
Głupiaś nieskończenie...

Czasem bywa w życiu tak, że wyrywamy sobie wątrobę spod żeberka, ofiarowujemy ją komuś w potrzebie, a za jakiś czas przesyłką zwrotną otrzymujemy nasze flaki z powrotem tyle że skażone marskością… A potem dziwujemy się przez pół życia, nie rozumiemy – dlaczego, za co i po co zostaliśmy potraktowani jak biedny uchodźca z Aleppo przez naszych braci – tych od szabli i od szklanki… Tego rodzaju rozmyślania potrafią kapitalnie zatruć myślicielowi egzystencje, zwłaszcza jeśli posiada minimum wrażliwości i skłonność do samobiczowania. Jak Malkontentka. 

Kamień milowy… Mój kamień milowy ma się dobrze. Dojrzewa sobie na fejsbuku. I cudnie mu, bo prawdopodobne nie zaznał nigdy żadnych refleksji, a poczucie winy jest mu zupełnie obce. No taka kamienna natura... Czyż nie? Nie ma jak to rodzina… No prawie rodzina. Wszak Malkontentka to element obcy, doczepiony, inny. A że życie komuś ocaliła? No i co z tego!?! Nie trzeba dziękować...

Tak czy owak, Malkontentka zbyt długo gubiła się w rozmyślaniach. Czas zrzucić włosienice. 

Rick Blaine: Komu dałeś łapówkę za wizę? Renaultowi czy sobie?
Ugarte: Sobie. Miałem rozsądniejszą cenę.
Malkontentka też ma rozsądniejszą, bo tą wygórowaną już zapłaciła…



niedziela, 28 sierpnia 2016

Witajcie w Świrlandii czyli Malkontentka w krainie zapachów. Wyzwanie Trusted Cosmetics odsłona piąta.

Każdy dzień ma swój aromat. (M.Wańkowicz)
Echa tej myśli - (od zawsze, czyli tak mniej więcej od etapu zygotowego) zdecydowanie podzwaniają w malkontenckiej duszy, przymilnie sycząc w kierunku podświadomości… kup, kup sobie nowe perfumy, no kup, kiedy będziesz kupowała? Na starość…? Malkontentka, wobec takiej groźby kapituluje, podszeptowi ducha ulega – i kupuje, kupuje… 

Zbieractwo… Kolekcja kolorowych buteleczek rozpycha wątłą komodę… Bucha ferią aromatów, podzwania szlachetnym szkłem... Pachnący zbiór jest organizmem żywym, zmiennym, rozrastającym się w momentach dobrostanu i lekko szczuplejącym – w chwilach zapaści finansowej – ale generalnie utrzymuje się na w miarę stałym poziomie. Porzucenie i zapomnienie mu nie grozi, wciąż bowiem jest napędzany i zasilany nowymi pragnieniami. Swoiste perpetum mobile. Pragnienia mają siłę sprawczą, są też mocą destrukcyjną. Pod ich pręgierzem Malkontentka wije się jak piskorz i ulega, w mękach - ale jednak… Na top topie w kategorii biczujących potrzeb znów pojawił się niegdyś porzucony słonik Kenzo… Portfelu drżyj…
Malkontentka lubi zapachy mocne i wyraziste. Z silnie zaakcentowaną męską nutą – bycie fajnym chłopem zobowiązuje. W ten klimat wyjątkowo wpisuje się Tom Ford. Violet Blonde – dzienny a jednak zdecydowany i najwspanialsza filharmonia umiłowanego zapachu – tu padamy na kolana przed Black Orchid.

Jesienne spacery po Casablance i życiowe doły skłaniają Malkontentkę do sięgnięcia po zapaszek z lekka cmentarny… Bagienna Habanita Molinarda to przesłanie dla ludu – mam doła, spadajcie narody.

A może troszkę ukiszonej duszy, z rynkiem i wulgarną szminką? Bywa i tak czyli do akcji wkracza Maroussia i Slava Zaitsev.
Przeczysta i świeża – Malkontentka prosto z pralni z prześcieradłem pod pachą i pod rękę z czyściochami: ascent Issey Miyake i White Tea BSQ.
Nieco trachnięta? DKNY Woman zawsze w odsieczy.
Czasem i starsza pani lubi na rockowo…
Nicki Minaj Minajesty
Nostalgicznie?
YSL Black Opium, Givenchy Hot Cuture, D&G 14

I wakacyjnie bez zobowiązań...
Juicy Couture Peace&Love
A niekiedy zupełnie nijako…
Juicy Couture Couture Couture
Wiem, Malkontentka ma kuku w mózgostanie. Ale nic to. Wszak nawet w Świrlandii bywa zabawnie. Pozostańcie z uśmiechem.





piątek, 26 sierpnia 2016

Ale żeby zaraz przejmujący...?

Malkontentka czuje się zafrasowana. Ba - Malkontentka czuje się zdumiona. Ostatnio przeprowadziła bowiem sondę. Mmmm... Nie taką, jak nieodżałowani panowie Kamiński i Kurek, ale też fajną. I to wśród najbardziej odjechanych znajomych. Tych, którzy gotowi są wleźć na Kilimandżaro, zeżreć pieczoną larwę w afrykańskiej wiosce, przeczytać malkontenckiego bloga i leczyć zęby bez znieczulenia. Otóż powyżej opisana ekipa za najbardziej przejmujący post bloga uznała TEN...
Hmm? Co sądzicie?
Przy okazji, czy jest na sali lekarz? Co to za dżuma, gdy człowiek budzi się rano pokryty sporymi siniakami, a wyjatkowo nie brał udziału w żadnym mordobiciu dzień wczesniej?

niedziela, 21 sierpnia 2016

Polerka, czyli wyzwanie Trusted Cosmetics odsłona czwarta…

Lubię swoje ciało, choć mam go niemało. (M.Peszek)
Malkontentka też ma niemało, ale nie lubi. Bardzo nie lubi. Otłuszczone brzuszysko i wszechobecny cellulit to nie jest to, co da się pokochać łatwą miłością… No ale cóż - przyszedł czas spłaty kredytu za fiki-miki młodości. Przestrzegam - ładnie traktujcie swoje powłoki w pacholęcych latach, bo potem będziecie jęczeć jak Malkontentka, czego Wam serdecznie nie życzę.
Wracając do tematu… chociaż ciało nie zachwyca, to jednak nasza bohaterka jest osobą odpowiedzialną i traktuje je od czasu do czasu jakąś polerką. Wszak za dzielenie egzystencji z Malkontentką odrobina luksusu się należy, a zaprawdę powiadam Wam – nie jest to łatwa robota.
Oto skromny zestaw polerski...
Malkontentka wbrew pozorom jest straszliwym czyściochem. Myje się wręcz fobi- i hobbystycznie. Ostatnio przy użyciu poniższych środków, z których jeden jest sympatycznym zdzierakiem. 

Jeśli chodzi o zdzieraki, to przed myciem – o ile pamięć nie zawiedzie – lubi pobudzić krążenie w artretycznych żyłach za pomocą ukochanego przyrządu z Klubu Ostrej Szczotki.

Cielsko poza myciem należy również pastować. Tyle, że trzeba o tym pamiętać…. I tu akurat Malkontentka ma mały problem. Ale specjały do pastowania są i bywają – powtarzam bywają używane.
Cudeńko od Madzi Guły - polecam gorąco i słynny balsam psikany Vaseline…. Ta dam. Ależ on śmierdzi!

Wydawanie fortuny na kompletnie nieskuteczne preparaty likwidujące cellulit należy już do tradycyjnych obrzędów malkontenckiej pielęgnacji. Aktualnie nie działa u niej to:

Koniec i bomba, kto przeczytał temu gratuluję, bo w malkontenckim wydaniu to wyzwanie jakoś marnie się prezentuje. Nudy panie, nudy. Dotrwajmy dzielnie do kolejnej odsłony. Pozostańcie w pogodzie ducha i z rozchichotanym ciałem.








piątek, 19 sierpnia 2016

Dolce far niente

Urlop moze zmienić tuszę, nie duszę. (A.Cwojdziński)
I oby tak się nie stało i w tłuszcze nie obrosło! Nic nie obrosło! Zwłaszcza dupsko! Pożądanym byłby raczej efekt ścieśnienia nadmiar wybujałych elementów Malkontentki... Nad duszą nie będziemy się zatrzymywać, bo tu już pozamiatane. Robi, co chce.
Tak! 
Tak! Tak!
Malkontentka jedzie na urlop. No - urlopiczek właściwie. Taki mini. Ale to szczęście samo w sobie. Ekstaza rozkoszy. Wakacje! Będą góry, będą spacerki, obżarstwo i dolce far niente.
Pozostańcie z uśmiechem. My tu gacie upychamy do plecaków. Z uśmiechem. Tak...

czwartek, 18 sierpnia 2016

Filiżanka w sanatorium, czyli nieoczekiwany upominek

Kapitan Louis Renault: I co, u licha, przywiodło cię tutaj?
Rick Blaine: Zdrowie. Przyjechałem do Casablanki do wód.
Kapitan Louis Renault: Do wód? Jakich wód? Przecież jesteśmy na pustyni.
Rick Blaine: Wprowadzono mnie w błąd.

Filiżaneczki nikt w błąd nie wprowadził. Filiżaneczka pojechała do wód i do wód dotarła. Zażyć zdrowia. Odetchnąć świeżym powietrzem. Oddać się w fachowe łapki speców od rozpieszczania ciała i ducha. Jej sanatoryjne wczasy bardzo miłym echem odbiły się również na błotach (bynajmniej nie borowinowych) Casablanki. Zachwycona Malkontentka odebrała taki oto uzdrowiskowy upominek:

Filiżaneczko dziękuję. Bardzo dziękuję! Za ten prezent a przede wszystkim za wsparcie jakiego udzielałaś mi podczas ostatnich trudnych dni. Mało kto w tak subtelny sposób potrafi być i wspierać. Nie każdy jest w stanie to zrozumieć. Cudnie, ze jesteś. Dziękuję.

Moi Państwo, wszyscy zapewne znacie Filiżaneczkę, ale jeżeli jakimś dziwnym zrządzeniem opatrzności ktoś jeszcze nie dotarł na Jej bloga – zapraszam TU.

środa, 17 sierpnia 2016

UWAGA! Wpadka!

Ludzie kochani, chcecie poczytać o włosowych wpadkach? O tym jak Malkontentka dała ciała i o mały figiel... nie została bez owłosienia? O dylemacie - zgolić na glacę czy zakupić czapkę uszankę? Jeśli lubicie takie mięsne historyjki - zapraszam do Fair Hair Care. W TYM poście Malkontentka i inne dziewczyny pokażą Wam, co tak naprawdę oznacza słowo umoczyć!

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rzućmy sobie wyzwanie, czyli jak pomalować Malkontentkę. Wyzwanie Trusted Cosmetics po raz trzeci

Dziewczyna bez makijażu zawsze oznacza kłopoty. (M.Davis)
A Malkontentka bez makijażu to szczególnie duże kłopoty… Bardzo duże. 
Może ujmę to w ten sposób… Gdyby nagle wprowadzono ustawowy zakaz upiększania tego, co w swej łaskawości Matka Natura stworzyła (oglądając na bieżąco TV – stwierdzam, że nie jest to wcale tak szalenie odjechany pomysł) Malkontentka miałaby ciepło – bo albo dokonywałaby żywota za kratkami, odsiadując wyrok za popełnienie zbrodni użycia makijażu i poprawiania tego, czego poprawiać nie wolno, albo zwyczajnie – nie wychodziłaby z mieszkania, spędzając czas starannie ukryta przed wzrokiem innych obywateli. W sumie jest jeszcze hidżab – ale to raczej wybrałaby pierdel.
Jakby o tym nie mówić, jedno jest pewne – Malkontentka malować się musi. Bezwzględnie. Niczym bohaterka powieści Majgull Axelsson, każdy dzień rozpoczyna namalowaniem sobie twarzy z przodu głowy… A że mistrzem sztuk plastycznych nie jest, dzieła prezentują się różnorodnie, barwnie, śmiesznie, krzywo, no – po malkontencku po prostu. Za to arsenał środków niezbędnych do przysposobienia Malkontentki do wyjścia miedzy ludzi jest bogaty…

Korektor – aktualnie śliczna wróżka

Bardzo przyjemna niespodzianka, tak miłych rezultatów Malkontentka absolutnie się nie spodziewała. 

BB Skin 79 – no cokolwiek by nie napisać i tak zadmiemy w trąbeczkę - jest świetny i po temacie.
Puder - wiadomo - baba pudrem się przytrze...
Cienie… no tu wybór mamy spory…
Brewki – breżniewki z wiekiem tracą swą moc, więc trzeba je odrobinkę podrasować… - duża paleta TheBalm zachwyca aspektem praktycznym.
Kreseczka, bo bez kreseczki makijaż jest nieważny.
Tusz Benefit– cudeńko – prezent od Madzi Guły i EB z pudełka - ten jedynie obleci.
Róż – obowiązkowo, chociaż niekiedy udaje się uzyskać wygląd clownessy, ale róż być musi – tu taki śliczniutki też od Madzi – chodzi razem z rozświetlaczem z tego samego podarku.
I… do koloru do wyboru, w zależności od humoru, pogody, ślepej kury – bez znaczenia. Co kto lubi… 

Taka tam drobna choroba – zbieractwo się nazywa. Niewyleczalne. Rozwija się ewoluując wciąż w nowych kierunkach.

Przepraszam, ktoś to czyta? Czy tak se piję do zwierciadełka…

niedziela, 7 sierpnia 2016

Jak nie wystraszyć się BABY? Czyli Malkontentka i wyzwanie Trusted Cosmetics, odsłona druga

TEN dzień zapowiadał się zupełnie zwyczajnie. Żadnych znaków na niebie i ziemi, o jakich nie śniło się filozofom. Nic. Ani komety z krwawym ogonem, ani nawet feniksa nad miastem. Ot taka kanapka. Z bufetu robotniczego - z żółtym serem i zwiędłą sałatą. 
Ale może od początku...
Bo zaczęło się niewinnie... 
Rozczochrany, Obrzydliwie Listopadowy poranek. O dzikiej porze, która wszystkich normalnych obywateli kołysze jeszcze w kolebkach słodkiej nieświadomości, zaspana Malkontentka, klnąc pod nosem, dzielnie przemierzała błota Casablanki. Koncentrując się na przebrnięciu przez mokradła w stanie względnie żywym, nie przypuszczała nawet, ze już za kilkanaście godzin jej życie fiknie koziołka - kieszeń zacznie w panice wyrzucać brzęczącą monetę, ciało zanurzy się w bezwstydzie nieumiarkowania a umysł ogarnie rozkoszny chaos szaleństwa... Ale to dopiero za kilkanaście godzin. Póki co, wyszorowana do czysta Malkontentka rozpaczliwie wyrywała z bagnistej mazi nogi obite w solidne trapery. W perspektywie miała cały dzień. A dzień, jak to dzień, może zrzucić na łeb niejedna niespodziankę. Właściwie wszystko jest w stanie zrzucić. Niektórym ponoć zdarzyło się nawet dostać odchodem uczynionym przez człowieka a wyrzuconym z fruwającego samolotu! I to jest wielkie szczęście, bo zostać obkupkanym przez pikującego wróblasa jest trywialnie łatwo... Malkontentka żadnym wróblem nie zarobiła - dostała za to gromem z jasnego nieba. Ale to dopiero po zmroku, gdy już dzielnie przewalczyła cały bury dzień... Otóż owego pamiętnego Obrzydliwie Listopadowego wieczora Malkontentka spojrzała sobie w oczy za pomocą zwierciadła i zobaczyła... No jak myślicie, co? BABĘ! Babę zobaczyła. Nie dziewczynę, nie zadbana kobietę - ale Babę. Zapuszczoną i na poły dziką. Chcecie wiedzieć, co jeszcze wydarzyło sie owego Obrzydliwie Listopadowego wieczora? Ano przeraziła się Malkontentka. Zawyła smętnie i ruszyła przekopywać internety. Ratunek musiał się znaleźć. Czerpiąc wiedzę z blogosfery, niczym krynicy mądrości dowiedziała się nieboga, że woda z mydłem to zbyt mało, żeby cofnąć level Baba... Tu potrzeba znacznie potężniejszych środków... I tak do malkontenckiej kosmetyczki za sprawa mądrych, młodych i zdolnych zaczęły trafiać specjały wspaniale, egzotyczne i co najważniejsze skuteczne. Oto mała próbka...
Tadam! Żeby nie bredzić zbyt namiętnie o pielęgnacji, skoro wyczerpało się już cierpliwość czytelników bredząc o niczym, szybki przegląd pielęgnacji porannej czyli trudnej do ogarnięcia.
...
1. Zwyczajowo ochlapujemy niekumatą Malkontentkę lodowatą woda, licząc ze wreszcie podłączy sie do bazy. Reanimacja kawa- później.
2. Przecieramy malkontenckie oblicze micelem i tonikiem.


3. Wklepujemy omdlewającymi dłońmi cudzik Hada Labo emanujący pięcioma rodzajami kwasu hialuronowego.
4. Solidnie dozujemy krem pod oczy
5. I jeszcze krem na oblicze.
Thalion - krem z któregoś boxa - rewelacja!
Tak spreparowaną Malkontentkę można już zamalować i wypuścić miedzy ludzi. Schody zaczną się dopiero wieczorem, kiedy malkontencka pielęgnacja strzyknie bokami pod wpływałem nacisku Malkontentki - entuzjastki. 
I tu zabawę zaczyna demakijaż. 
1. Najwspanialszy olej świata - prezent od interendo!
2. Żel la Roche do wyszorowania oblicza.
3. Na La Roche idzie szczotka z Biedry, mająca imitować prima sort z Douglasa. 
4. Micel - jedna fotka na post Garnierowi styka.
5. Kwas hialuronowy Hada Labo tym razem z retinolem. 
6. Skin79 ze ślimakiem. 
7. Krem pod oczy na noc.
YR - całkiem przyjemny wybór
8. I ukochany Cougar - krem na noc - na oblicze. 
9. A jako że kobieta w odróżnieniu od ryby psuje się od szyi mamy tez Cougar szyjny! I go jest sprawa skuteczna i konkretna.
Dodatkowo maseczki... 
A pod maseczki zarąbisty peeling ze Skin79.

Nie wierzę, że to napisałam...
Wszelkie wyżej wzmiankowane kosmetyki zostały przetestowane przez Malkontentkę - być może z narażeniem życia i zdrowia... A jako że stanowią creme de la creme całego arsenału środków - są zaprawdę godne polecenia. 
Tyle na dziś. Rzeknę nawet - zbyt dużo na dziś - zostańcie w uśmiechu.