poniedziałek, 27 czerwca 2016

Tego się nie robi matce...

Niesiona silnym kopniakiem zadanym gwałtem w tylną cześć ciała, Malkontentka wylądowała w takich oto okolicznościach przyrody:
Nie ma przebacz. Nie ma litości. Wojna wojną a "naczalstwo" - jak widać - zawsze musi mieć rację. Ale Malkontentka sie nie poddaje. Przegrana bitwa to zbyt mało, aby złamać jej żelaznego ducha... 
Nocleg tym razem możliwy do zaakceptowania...
Z widokiem niczym z ptasiego gniazda...
A tak bez głupich śmichów-chichów, Malkontentka tęskni. Za małym synusiem... Tego się nie robi matce.

czwartek, 23 czerwca 2016

Mów mi wąż...

Mów mi wąż - to wyszczupla...
I kto powiedział, że delegacje niczemu nie służą? Ha - cytując (w dużym przybliżeniu) Mistrza - niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy jęzor! Że wyszczupla zapamiętam po kres ziemskiego bytowania. 
Mów mi wąż...;)
...
W poniedzialek miałam wylądować w kolejnym miejscu zesłania. Z uwagi jednak na gruby konflikt z szefem będę siedzieć w robocie, 
albo pojde siedzieć... 
Mów mi wąż... Póki co, bo w poniedziałek zamienię się w żmiję. Z ogromnym gruczołem jadowym. 

wtorek, 21 czerwca 2016

A tymczasem w delegacji...


Wiesław: Nie przywiozłem ci z delegacji amerykańskiej gumy?
Lucjan: Ale tato, ja prosiłem do żucia...

    Malkontentka gum nie przywozi. Żadnych. Malkontentka pilnuje żeby nie przywieźć kleszcza w pakiecie z boreliozą tudzież innych dżum nieomal-tropikalnych, bo w tym sezonie mamy w menu delegacje mocno outdoorowe...


    Widok piękny...
    Tyle ze z takiej celi...


    Dość nowatorski "stolik" pod komputer, a miejsca do wędrówek w sam raz dla siedmiu grubszych mrówek. Zapach umiarkowanie miły. Łazienka obleśna. Miłym zaskoczeniem jest już sam fakt obecności prądu i bieżącej wody...

    Za to las zdumiewa swą nasyconą mięsistoscią i bogactwem odcieni zieloności wszelakiej...


    Czujny malkontencki nochal wypaśne żarełko wyniucha nawet w dzikich ostępach...

    Bracia i siostry łasuchy pochylmy się nad niebiańskim aromatem tego żurku...
    ... 
    Kolejna noclegownia to absolutny wypas...

    Widok - rzecz jasna - na las. Dzikich ludzi ukrywamy w lasach... Uważajcie zatem podczas grzybobrania, bo nigdy nie wiadomo zza jakiego drzewa wyskoczy Malkontentka...


    A tymczasem...
    Rozpięty sandał i wymiętolony spodzień  Malkontentki kiwa Wam smętnie wprost z pralni umysłów... 

    sobota, 18 czerwca 2016

    Koniec...

    Aleją
    Śmierć kroczy.
    Zwiędłymi kwiatami pomarańczy
    głowa jej koronowana.
    Śpiewa i śpiewa
    pieśń,
    zawodzi jej gitara biała.

    (Lorca)
    Odeszła.
    Przed chwilą.
    Pokrzyżowała wszystkie plany.
    Była i ot... już Jej nie ma.
    Wiedziałam, że odejdzie. Ale wiedzieć, to coś innego niż poczuć.
    Nie umiem płakać.
    Czuję w gardle i pod powieką. Ale nic. Nie poleci.
    Życie kopało Ją w dupę, a Ona szła przed siebie z uśmiechem. Jak na bal. Tyle że bez sukni i pantofelka.
    Nie dostała nic... Kurwa nic.
    Ani miłości, ani radości. Żaden pieprzony książę nie skradł Jej serca. Żadna wróżka nie machnęła różdżką. Bo chorych od "zawsze" czary omijają.
    Boży Ptak...
    Nieustannie zawieszona gdzieś "pomiędzy"...
    Delikatna i krucha.
    Odfrunęła przed chwilą i nigdy już Jej nie będzie.
    Przyjaciele moi. Pomachajcie Jej na drogę. To bedzie wszystko, co dostanie. Od wspaniałych ludzi. Bo od zdechłego życia nie dostała nic.
    ...
    Pamięci mojej kochanej Bożenki...

    poniedziałek, 13 czerwca 2016

    Misja - Malkontentka na krańcach świata

    ... czyli jak spędzać żywot w delegacjach i nie trafić do wariatkowa...
    Plecak drzemie nieprzyzwoicie upchany przydasiami. Worek doładowany do granic zdrowego rozsądku usiłuje wymiotnąć zielonymi portkami. Laptop dyszy w drzwiach,a Malkontentka przebiera kończynami w blokach startowych. Sezon wygnańców został szumnie otwarty. Wrogowie systemu, niewolnicy pracodawców, zboki i odrzuty społeczne startują w niekończące się karne wyjazdy. Malkontentka w czołówce peletonu wyklętych wyrusza świtem w świat. Na sporym wkurwie. Oczekujcie mięsnych relacji.

    wtorek, 7 czerwca 2016

    Żre mnie...

    Odbiło ci. Masz fioła. Ale powiem ci coś w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci. (Alicja w Krainie Czarów)
    Żre mnie ta cholera.
    Żre.

    Wiecie co to jest strach?
    Taki strach, który zaciemnia umysł, skręca flaki, wiruje w głowie?
    Strach przed samym sobą…
    Nie czytam, nie piszę. Leżę pyskiem w gnojowisku i nie umiem się wygrzebać. Poczekam. Jak zawsze..
    Bo żre… Ale wreszcie kiedyś się nażre, bo ile można żreć. I nie rzygnąć. Oby się zadławiła…
    Pierwszy raz zaatakowała wiele lat temu... 
    Rzuciłam wyzwanie sobie i światu i w glorii niezłomnej maczówy wracałam w domowe pielesze. Wydawało mi się, że już niczego się nie boję.  
    Jak bardzo się myliłam… 
    To właśnie wówczas, gdy w samolocie sączyłam gorzkiego drinka w hołdzie podbitej przestrzeni, zainkasowałam pierwszy cios - prosto w zęby a potem już z gleby - jeszcze solidny kopniak w żołądek. Wróciłam – wystraszony kłębuszek trzęsącego się czort wie czego…
    To był ten pierwszy raz.
    Nie ostatni.
    Wraca regularnie.
    Kiedyś nawet próbowałam walczyć.
    Ale świat złożony z rojeń, obrazów i półprawd nie bardzo odpowiada mi jako aktualne miejsce pobytu. Zostawie to na później. .. Zawsze trzeba mieć coś na później.
    Ćpun ze mnie nadzwyczaj niewydarzony… i zawodowo w tym fachu raczej kariery nie zrobię.
    Dlatego nie walczę.
    Nie sprzeciwiam się - pozwalam jej ze sobą być. Poddaje się i jakoś razem płyniemy, kopiąc się z lekka po kostkach i spychając wzajemnie z łódeczki.
    Mówią, że to choroba duszy…
    Że nie odpuści.
    I nie jest to psia mać werterowski, romantyczny weltschmerz. Z romantyzmem to ma tyle wspólnego, co tłusta ruska baba w spoconej chustce na głowie, pochylająca bolące plecy nad balią z brudnymi gaciami swojego samca z cycatą pin-up girl wypinającą pośladki podczas pozornego pucowania czerwonej limuzyny na podjeździe amerykańskiego domu rodem z amerykańskiego snu.
    Czyli balia…
    Romantyzm choroby duszy to łeb w muszli klozetowej i nocne agonie. 
    Ciężko jest umierać milion razy. 
    Ciężko jest żyć z nerwicą.

    Witajcie w moim życiu. Krajowym śnie.