piątek, 10 kwietnia 2015

Kawa i ciasne spodnie czyli planistyczny skowyt duszy

Kawa… odtrutka wina, popędza wyobraźnię i usuwa w ten sposób ból głowy i troski, nie zachowując ich, jak tamten trunek, na dzień następny. (Julien Offray de La Mettrie - ładne nazwisko)
Dzisiejsza pogawędka miała tyczyć zdrowego stylu życia. Tak zaplanowałam wczoraj, sącząc ósmą kawę. Rozpuszczalną. Z wybielaczem zwanym potocznie śmietanką w proszku. Z cukrem. Białym. Gdy jednak siedziałam rozparta wygodnie w fotelu, racząc się ze smakiem kubkiem wywaru chemicznego, podgryzając od czasu do czasu cukierka toffi - znanego też jako mordoklejka (świetny na pozbycie się plomb), zerkając zza laptopa na ekran włączonego telewizora (zawody gimnastyczne), dokonał się w mym wnętrzu rachunek sumienia. Ba – analiz życiowych. I doszłam do wiekopomnych wniosków. Otóż… są tematy, na które wypowiadać się nie powinnam. Utwierdziłam się w tym przekonaniu dziś o świcie, usiłując bezskutecznie zasunąć zamek w spodniach. Zatem moi Mili, siedzę ja sobie właśnie zgarbiona przed monitorem, mam rozpięty rozporek, kawę przed nosem, a moje dżinsy usiłują eksplodować pod naporem upchanego w nich ciała (niby, że po zimie - usprawiedliwienie). I tak niekomfortowo wyglądając, stwierdzam ze smutkiem, że moje plany wzięły w łeb. O zdrowym stylu życia nie napiszę, bo byłoby to nadużycie. Napisze o planowaniu, w którym jestem fantastycznie dobra! To znaczy – planuje nieomal genialnie, gorzej z realizacją – słabo, a raczej no…nie realizuje…
Skarbnica mądrości wszelakich naucza: Planowanie – proces ustalania celów i odpowiednich działań, by je osiągnąć. Opisując bardziej szczegółowo, jest to projektowanie przyszłości, jakiej się pragnie, oraz skutecznych środków jej organizacji.
Buahahaha, toż ja nic innego przez całą świadomą egzystencję nie czynię, tyle że w moim wykonaniu nazywa się to nie planowaniem, a marzeniem… [...] po to, żeby czymś kierować, trzeba mieć bądź co bądź jakiś dokładny plan, obejmujący jakiś możliwie przyzwoity czas. Pozwoli więc pan, że go zapytam, jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia? Idąc zatem tropem wytyczonym przez Wolanda, czy tworzenie planu samego w sobie ma jakiś sens? Wszak o realizacji w dużej mierze decydują czynniki od nas niezależne! Czy może raczej warto planować tylko po to, aby mieć w odwodzie jakąś broń na wypadek gdyby jednak udało się przetrwać i jakimś cudem nie spadłoby na nas kilka ze słynnych plag egipskich? Często się w tym gubię i sama siebie zapytuję, czy są to aż plany, czy AŻ marzenia? Między boginią a prawdą, to chyba nawet wolę tego rodzaju działalność nazywać marzeniem. Daje to bowiem pewną przestrzeń, odrobinę swobody – marzenie nie musi się spełnić, może sobie we mnie spokojnie tkwić i ubarwiać smutniutką egzystencję, a plan… no cóż pod tym hasłem kryje się niejako imperatyw kategoryczny, coś sztywnego, starszliwego i bezwzględnego. Realizacja planów? Toż to jakaś fantasmagoria! Gdybym wiedziała, jak to czynić byłabym w zupełnie innym miejscu życia! Tylko czy lepszym? Jak planować eliminując czy też uwzględniając posępne zagrożenia rzucające się kłodami pod nogi jejmości Planorealizacji? Szacować ryzyka, robić ich mapy? I wszczepiać je - powiedzmy - na grunt uczuć? Bzdura! Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, rozprawiam o zagadnieniach z orbity życia prywatnego, bo plany - harmonogramy działań służbowych to są już totalnie odjechane zjawiska i zazwyczaj - o ile nie jesteśmy sami sobie sterem, żeglarzem i okrętem lub nie mamy szczęścia zasiadać u tzw. koryta - tworzymy tylko bierną miazgo-maszynę realizującą zadania - inaczej - za płot! Chociaż ma niezależna i buntownicza natura powtarza za Mistrzem: zbyt mnie straszyli i teraz niczym już przestraszyć nie są w stanie.

Ja zatem moim Mili będę marzyć, rzucając się śmiało w nurt z rozkoszną spontanicznością, a kto lubi niech planuje i obedrze to życie z resztek romantyzmu… 

22 komentarze:

  1. W życiu nie zrealizowałam żadnego planu. Ile razy coś zaplanuje natychmiast coś się dzieje i nici z planów. Tą ósmą kawą to mnie rozbroiłaś. I rozporkiem:). Lubie czytać Twoje posty.

    OdpowiedzUsuń
  2. w planowaniu, szczególnie zdrowego trybu życia, odchudzania i ruszenia moich zacnych czterech liter z łózka, jestem zapewne tak samo dobra jak Ty i tak samo kiepska w wprowadzaniu tych wszystkich planów w życie :P a sadełko rośnie i to nie tam gdzie chcę, czyli w cyckach, ale tam gdzie mam go po kokardy, czyli w biodrach i wspomnianych już czterech literach...

    OdpowiedzUsuń
  3. plany są to po by się ich... nie trzymać xd choć na razie plan nie wydawania kasy na pierdoły idzie mi nie aż tak źle:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, ze dasz rade! Ale to bardziej samozaparcie chyba :))))

      Usuń
  4. Ja zawsze lubiłam planować, ale nic to nie dawało, bo sprawy i tak toczyły się swoim rytmem. Dlatego jakiś czas temu odpuściłam i też idę na żywioł. Lepiej mi z tym!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten wpis jest genialny, czytając wstęp o kawie miałam banana na gębie;D co do planowania - pewne rzeczy planować warto, ja np kiedy stawiam sobie cel (a ostatnio postawiłam sobie tak ambitne cele, że nawet nie mówię rodzicom, żeby mnie nie zaczęli sprowadzać na ziemię...) to żeby go osiągnąć muszę zaplanować konkretne działania, które mnie do niego zbliżą. Mając rozpisany plan i widząc jak pokonuję małe kroczki (coraz więcej plusów przy wykonanych zadaniach), wiem wtedy że ten cel nie jest tylko w sferze marzeń, ale że to się DZIEJE i jest coraz bliżej:)
    Jednak planowanie preferuję właśnie tylko w wypadku ambitnych celów, nie planuję dnia od rana do nocy, posiłków, wyjść - tu staram się leciec na spontana:) planowanie życia od A do Z to właśnie odzieranie go z romantyczności, masz tu rację:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z uwagi na rozdwojenie jaźni i defetyzm, kryjący się w moim drugim ja nie mogę planować... Wystarczy, ze tylko maluchny planik zaistnieje w mojej głowie, natychmiast podłącza sie Malkontentka i syczy - i po to, przeciez wiadomo, ze sie nie uda;)

      Usuń
  6. Mordoklejka - świetna na pozbycie się plomb - jakże się nie zgodzić z Tobą Kochana? :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Znane sa rowniez przypadki złamania zęba!;)

      Usuń
  7. Planowanie, jak to pięknie brzmi, ale tylko brzmi, gdyż jak wiemy z realizacją jest już dużo gorzej, przynajmniej jeśli o mnie chodzi od jakiegoś czasu już nie planuję i o dziwo więcej spraw doprowadzam do końca :-) A, że boczki, że fałdki, kurczę Dziewczyny, ja też mam nadmiar tu i ówdzie, ba, nawet w cyckach też mam i cóż z tego, lubię siebie i chyba ludzie lubią mnie, to jest najważniejsze, gdyby tak każdy do tego podchodził i nie przejmował się aktualnie panującymi modami i 'wzorcami' świat byłby piękniejszy :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Norma - to magia. Nie planujesz, tylko marzysz i sie dzieje;). Jasne odrobina ciałka nie jest zła... ale Aguś -odrobina!

      Usuń
    2. Umówmy się, że odrobina to pojęcie względne! :-)

      Usuń
  8. czytam pijac 8 kawe z mlekiem 0% i słodzikiem - nie bij:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż - powiem nawet, że zdrowotnie, bo ten słodzik i 0 promila na mleku!

      Usuń
  9. Ja zawsze wszystko planuję, często kilka miesięcy w przód :) szkoda że tak naprawdę nigdy nie wiemy co przyniesie kolejny dzień i czy te plany się ziszczą :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Skąd ja to wszystko znam... Ach, skąd??

    OdpowiedzUsuń