Jak mnie ta kobieta denerwuje! Malkontentka znaczy. Nie uwierzycie, jakie to upierdliwe babsko. Nie ma to jak rozdwojenie osobowości. No nic… Najpierw nie pozwalała puszczać pary z ust na temat swojej przygody z sexy mamą, a teraz upiera się przy down boyu…
A co ja mam niby opisać? Że pójdę przez tą babę z torbami, bo sobie jeszcze paletkę upatrzyła…? Ok, parafrazując klasyka - czuję chaos. Chaos czuję... Po kolei zatem.
TheBalm. Po raz wtóry. Dziś na tapetę - po pudrze (jakiś fikołek językowy – tapeta po pudrze…) -dobra, jeszcze raz - po pudrze, który nie zdołał przeistoczyć Malkontentki z prostego chłopa w boginię seksu, ale poza tym sprawował się rewelacyjnie, przyszła kolej na róż! Róż Down Boy… A jak myślicie DLACZEGO nasza bohaterka go zakupiła? Bo ma słodkie opakowanie w stylu pin up? Bo kartonik jest tak uroczy, że po prostu trzeba go mieć, przynajmniej po to – by mieć? Czy może raczej dlatego, że miała wolną kasę - zbyt małą na nowe upragnione auto, a zbyt dużą na dwie tabliczki czekolady? No… w sumie po części … ale argumentem koronnym było hasło promujące kosmetyk… So many men, so little time…
…doprawdy nie wiem, co powiedzieć…
Spuśćmy nad tym - przez litość - zasłonę milczenia i przejdźmy do samego różu.
Róż, jak wspomniałam, ukryty jest w cudaśnym, charakterystycznym dla marki kartoniku, z tym sprytnie zaprojektowanym przez speców od marketingu obrazkiem, który budzi w damskich duszach - nie do końca zrozumiałą pod naszym krajowym niebem - tęsknotę za amerykańskim snem lat 50-tych. Te piękne, kipiące sexem kobiety, otoczone wianuszkiem mężczyzn…ech… Jakość produktu jest bardzo dobra – zaaplikowany bladym świtem, trzyma się mocno policzka cały dzień, o ile nie podejmujemy nierozważnych kroków mogących nieco osłabić jego żywotność – vide: zanurzanie głowy w wiaderku z wodą, wielogodzinne wystawianie twarzy na rzęsisty deszcz…
Kolor – i tu mamy problem. Otóż Malkontentka zakupiła róż, będąc jeszcze ognistą brunetką i było git… w tzw. międzyczasie przeistoczyła się w zrudziała szatynkę – dało się jeszcze wytrzymać, ale z aktualnym - biegunkowym kolorem upierzenia, róż gryzie się niewybaczalnie, nadając malkontenckiemu obliczu nieco sinego, z lekka - powiedziałabym - trupiego zabarwienia. W łagodniejszej wersji – czyli przy lekkim muśnięciu – róż wygląda raczej na dość porządny, ładnie rozplanowany siniak a nie makijaż. Pomijając kolor, który jak wiadomo nie jest w stanie subtelnie ewoluować wraz ze zmianami zachodzącymi w barwach właścicielki – produkt jest naprawdę zacny. A że paleta kolorystyczna, jaką oferuję theBalm jest może nie tyle szeroka, co konkretna z pewnością znajdziecie odpowiedni dla siebie odcień. Polecam. Jeśli nie możecie fundnąć sobie nowej fury, kupcie chociaż róż z namiastką amerykańskiego snu w gratisie (można to potraktować jako promocję – Nie-bieska usłysz mnie i hasło "promocja" klik)… ech...
Aha – jeszcze jedno, żeby uniknąć nieporozumień, tudzież nie robić sobie płonnych nadziei - po zastosowaniu różu Malkontentka wciąż nie przeistoczyła się w najbardziej pożądaną niewiastę na tej szerokości geograficznej, ale nic to… poszukamy, zobaczymy… Poza tym jest możliwość, że to tylko na nią tak NIE DZIAŁA.
A co ja mam niby opisać? Że pójdę przez tą babę z torbami, bo sobie jeszcze paletkę upatrzyła…? Ok, parafrazując klasyka - czuję chaos. Chaos czuję... Po kolei zatem.
TheBalm. Po raz wtóry. Dziś na tapetę - po pudrze (jakiś fikołek językowy – tapeta po pudrze…) -dobra, jeszcze raz - po pudrze, który nie zdołał przeistoczyć Malkontentki z prostego chłopa w boginię seksu, ale poza tym sprawował się rewelacyjnie, przyszła kolej na róż! Róż Down Boy… A jak myślicie DLACZEGO nasza bohaterka go zakupiła? Bo ma słodkie opakowanie w stylu pin up? Bo kartonik jest tak uroczy, że po prostu trzeba go mieć, przynajmniej po to – by mieć? Czy może raczej dlatego, że miała wolną kasę - zbyt małą na nowe upragnione auto, a zbyt dużą na dwie tabliczki czekolady? No… w sumie po części … ale argumentem koronnym było hasło promujące kosmetyk… So many men, so little time…
…doprawdy nie wiem, co powiedzieć…
Spuśćmy nad tym - przez litość - zasłonę milczenia i przejdźmy do samego różu.
Róż, jak wspomniałam, ukryty jest w cudaśnym, charakterystycznym dla marki kartoniku, z tym sprytnie zaprojektowanym przez speców od marketingu obrazkiem, który budzi w damskich duszach - nie do końca zrozumiałą pod naszym krajowym niebem - tęsknotę za amerykańskim snem lat 50-tych. Te piękne, kipiące sexem kobiety, otoczone wianuszkiem mężczyzn…ech… Jakość produktu jest bardzo dobra – zaaplikowany bladym świtem, trzyma się mocno policzka cały dzień, o ile nie podejmujemy nierozważnych kroków mogących nieco osłabić jego żywotność – vide: zanurzanie głowy w wiaderku z wodą, wielogodzinne wystawianie twarzy na rzęsisty deszcz…
Kolor – i tu mamy problem. Otóż Malkontentka zakupiła róż, będąc jeszcze ognistą brunetką i było git… w tzw. międzyczasie przeistoczyła się w zrudziała szatynkę – dało się jeszcze wytrzymać, ale z aktualnym - biegunkowym kolorem upierzenia, róż gryzie się niewybaczalnie, nadając malkontenckiemu obliczu nieco sinego, z lekka - powiedziałabym - trupiego zabarwienia. W łagodniejszej wersji – czyli przy lekkim muśnięciu – róż wygląda raczej na dość porządny, ładnie rozplanowany siniak a nie makijaż. Pomijając kolor, który jak wiadomo nie jest w stanie subtelnie ewoluować wraz ze zmianami zachodzącymi w barwach właścicielki – produkt jest naprawdę zacny. A że paleta kolorystyczna, jaką oferuję theBalm jest może nie tyle szeroka, co konkretna z pewnością znajdziecie odpowiedni dla siebie odcień. Polecam. Jeśli nie możecie fundnąć sobie nowej fury, kupcie chociaż róż z namiastką amerykańskiego snu w gratisie (można to potraktować jako promocję – Nie-bieska usłysz mnie i hasło "promocja" klik)… ech...
Aha – jeszcze jedno, żeby uniknąć nieporozumień, tudzież nie robić sobie płonnych nadziei - po zastosowaniu różu Malkontentka wciąż nie przeistoczyła się w najbardziej pożądaną niewiastę na tej szerokości geograficznej, ale nic to… poszukamy, zobaczymy… Poza tym jest możliwość, że to tylko na nią tak NIE DZIAŁA.
to może warto wrócić do tej ognistej brunetki a jak już Cię zmęczy wiecznie wszechobecny wianuszek mężczyzn i skończy się róż to wtedy sobie zmienisz coś na głowie ;D
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
Oj wracam. Fatalnie czuje sie w tym ubarwieniu:)
Usuńspokojnie Malkonentka dostanie paczuche od Kasi to sie przeistoczy w demona seksu;)
OdpowiedzUsuńTylko uwaga serum śmierdzi ale cóż dla urody trza cierpieć !
Wiadomo - czego sie nie znosi dla urody! Jejku, nie moge sie doczekać :)
Usuń:) tylko pamiętaj najpierw zrob test na zadku czy Cię nie uczula albo nie wysypie;) Kosmetyki naturalne lubią robic figle!!
UsuńTo trzeba pozyskać drogą kupna inny kolor magnesu na facetów :-)
OdpowiedzUsuńKochana - koszta za wielkie ;)
UsuńOch Ty kusicielko! Wystawiasz mnie na pokuszenie, a ja się tak dzielnie trzymam... od dwóch dni! TheBalm jeszcze nie nabyłam, więc się nie kurzy u mnie wśród miliona podobnych produktów. W kolorówce jestem notorycznie nieodporna na promocje automatycznych kredek do oczu (mam mnóstwo, ale wydaje mi się, że takie małe zawsze gdzieś upchnę) i lakierów do paznokci, które już zdominowały szufladę i próbują z niej uciekać tworząc zmyślne piramidy, stając jeden na drugiego... Co do wianuszka mężczyzn.. mnie by wnerwiali! Serio byś chciała, aby za Tobą stadko chłopów z uwielbieniem Twych wdzięków chodziło? Toż to ciągły chałas i tłok, a fuj ;)
OdpowiedzUsuńCzy Malkontentka, by ten wianuszek naprawdę chciała to ja nie wiem...:D. W moim natomiast przypadku blog jest raczej pewną kreacja rzeczywistości:) niz jej odwzorowaniem;). Mam szczescie miec jednego ukochanego - starcza za tłumy wielbicieli:)
UsuńA co do natręctw. Szminki:( Mogłabym chyba sklep otworzyć. Co ja mowie, jaki sklep... Market!
Ale patrz... Wystarczy, ze napisałam słowo "promocja", zatarłam łapki i natychmiast przelecialas mi przez myśl :). Bardzo sugestywny był ten Twoj wpis o promocjach :)
UsuńAż się boję co jeszcze z tej mojej paplaniny zapamiętałaś :) Przyznam, że zrobiło mi się miło, kiedy o mnie wspomniałaś!
UsuńCo do pomadek to ja mam na odwrót - dwie na krzyż i w dodatku pokryte grubą warstwą kurzu... Dobrze wiedzieć natomiast, że nie ja jedna mam jakiegoś bzika, może to wredne, ale od razu mi raźniej :D
Aha, też mam jednego chłopa, który mi wystarcza za stadko... Gada więcej niż ja i wszędzie go pełno :D
Usuńbiegunkowy kolor włosów rozbawił mnie do łez:P
OdpowiedzUsuńE, mnie srednio ;), bo go mam! Ha! Na własnej głowie :)
Usuńoj tam nie wazna jak sie kolr nazwie grunt zeby pasowal
Usuńhttp://celauto.pl/skup-samochodow-szczecin/
"So mamy men, so little time" :D Och, te opakowania, te hasła, te demony sexu promujące produkt...tylko...może to w Polsce nie działa?? Polski sen jest jednak nieco inny niż ten amerykański.
OdpowiedzUsuńO to to!!!!
UsuńMoze hmm... Jednak Donatan i Cleo? - śmiech, śmiechem ale cos w tym jest i nie mam tu na mysli muzy, bo tego... no... A kobieta z broda tez sie nie przyjmie:)
Dobrze, że nie mam wolnej gotówki bo jeszcze bym ten róż kupiła a co jeśli by na mnie podziałał tak, że ten wianuszek by się przypałętał? Nie nadążyłabym z ukrywaniem ciał, które z pewnością mój luby by zaszlachtował :D
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że ja tak kombinuję zeby ta wolną gotówkę miec! I to jest klęska. Chociaż piwnica zapełniona ciałami z wianuszka... Uuuu... Byłoby źle!
UsuńPoleciałabym na to opakowanie ;-)
OdpowiedzUsuńTo ich tajna broń- te piekne pudełeczka!
UsuńNa razie będę musiała sobie odpuścić, ale w przyszłości kto wie... :)
OdpowiedzUsuńMnie paletka męczy i męczy...
UsuńAle ciekawy post! I cudowne opakowanie! :D Kusicielka!/
OdpowiedzUsuńObserwujemy?
O dzieki serdeczne;)
UsuńMnie na razie szał na TheBalm na szczęście (dla mojego portfela oczywiście) omija szerokim łukiem razem z tym wianuszkiem chyba:)
OdpowiedzUsuńTwoje obrazki są zajefajne :)
No wreszcie człowiek z dobrym gustem - poznał sie na moim malarstwie...grafice?;) Dziekuje moja droga:). A theBalm jest sympatyczny, co zaś do wianuszka, no to sama widzisz;)
UsuńMoja droga, w kwestii malarstwa... eee grafiki... czy czegoś tam jestem ekspertem! Sama się takim mianowałam oceniając prace mojej siostrzenicy :) Tyle że ona specjalizuje się w nieco innym stylu - kolorowym znaczy się :D
Usuńwianuszek a nawet wianuszki facetów to mieć się będzie li po użyciu feromonów;p
OdpowiedzUsuńAaaaa.... No nie wiem;). Kto próbuje?;)
UsuńHahahahahaaaaaaa :))
OdpowiedzUsuńSzereg cennych rad sobie zanotowałam - nie zanurzać łba w wiadrze z wodą mając róż na paszczy, dopóki nie uzbieram na auto przepuszczać kasę na kosmetyki :DDD
Piękne są Twoje rysunki :DD a styl pisania porywający!
Dokładnie - jestem usatysfakcjonowana ;)... Ten aspekt edukacyjny bloga;)))). Wiadomo - szminka lezy gdzies pomiędzy batonem a nowa furą ;)
UsuńDzieki za komentarz- uwielbiam takue poczucie humoru!:)
:D Ty Wariat jesteś :D Już Cię lubię! I zostaję u Ciebie na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńNa początek zapamiętać muszę co robić by róż mi szybko z twarzy nie znikał, że też ja o tym nie pomyślałam! ;)
Ha- wydało sie ! Zanurzasz glowe plus oblicze z różem w wiadrze z woda! No nie wolnooo;) witam serdecznie :)
UsuńAleż Ty jesteś cięta na tę swoją czuprynę! I cóż tu teraz począć, zmieniać kolor na głowie czy na twarzy? Raczej taniej wyniesie Cię opcja druga, ale z drugiej strony, kiedy uporasz się z czupryną łatwiej Ci będzie dobrać kolor na twarzy ;-) Ja i tak uważam, że ładnemu we wszystkim ładnie i na tym się skupmy :-)
OdpowiedzUsuńAguś. Toz ja patrzec na siebie w lustrze nie moge. Wiesz- co rano wyzwanie - spojrzeć i nie zwariować ;)
UsuńA to prawie tak samo jak ja :-) Nie należę do grona szczęśliwców, którzy po przebudzeniu wyglądają jak milion dolarów i bez krępacji mogą pokazać się ogółowi ;-) Ale właśnie od tego mamy make-up, oh yeah! :-D
Usuńhaha biegunkowy kolor????haha chcialabym Cie taka zobaczyc :D
OdpowiedzUsuńNie chciałabyś :) tylko Ci sie wydaje :). Konsekwencje mogłyby byc straszne - nocne koszmary itd;)
Usuńa ja się muszę zapytać - co Ty kochana bierzesz, że takie świetne posty piszesz hihi ? :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię the balm i ten róż kusi mnie od dawna. Myślę że przesadzasz, powinnaś nam się w nim pokazać i ocenimy :)
OdpowiedzUsuń