Od tygodnia zastanawiam się, jaką książkę wyciągnąć dla Was z lamusa.
Nie chce mi się pisać o nowościach – reklamowanych wszędzie, do bólu i odruchu
wymiotnego. O tzw. bestsellerach będących li i jedynie wyrazem bluźnierstwa
wobec drzew, które musiały polec by je wydano. O wielkiej kupie niczego, którą
pchają w nasze mózgi nienażarci wydawcy, sprzedając nam kurzy bobek owinięty w
złoty papierek. Ciężko jest wybrać odpowiednią pozycję literacką… Wprawdzie
moja domowa biblioteka to kilka tysięcy książek, ale nie będę gawędziła o
każdej – o niektórych nie chce pisać, o niektórych nie wypada, o jeszcze innych
– zwyczajnie nie potrafię. Przeżywam też etap zniechęcenia. Mam dość Greyów,
wampirów, a już szczególnie opowieści durnej treści w stylu Bóg znajdzie ci
prace. Nie znajdzie, bo nie robi w instytucji dedykowanej takiej
działalności i arogancją byłoby oczekiwać zaangażowania sił najwyższych w
poszukiwanie dla nas zatrudnienia, gdy wokół giną ludzie i światy. Temu, kto
wymyślił poradniki – zwłaszcza podbudowywane ideologicznie – w tak przewrotnie
durny sposób – kopa w tylną część ciała.
W tramach buntu, odwrotu i czort wie czego jeszcze postanowiłam dziś
sięgnąć do klasyki ale takiej nietuzinkowej. Pamiętacie Klaudynę? Bohaterkę
cyklu powieściowego Colette? Biseksualną, ekscentryczną, czarującą Klaudynę?
Och, jakże ja ją uwielbiam …J
Trudno zadowolić jednocześnie wszystkich i samą siebie. Wolę zacząć
od siebie….
Credo…
Zawsze frapowało mnie do jakiej grupy wiekowej adresowana jest ta
powieść… Cykl 4 tomów – zapewne omamiona niewinnym tytułem – zakupiła mi leciwa
cioteczka, gdy byłam uczennicą szóstej klasy szkoły podstawowej. Prawdopodobnie
wyobrażała sobie, że darowuje mi lekturę zbliżoną do poczciwej (i ukochanej
rzecz jasna) Ani z Zielonego Wzgórza. Oj, gdyby wiedziała, jakie to
myśli rozpaliła w młodej głowie. Ba – pewnie przez bogobojną ciotuchnę wyrosłam
na starą lubieżnicę. Ale co tam…
Klaudyna kochani to sprawa z lekka skandalizująca… nie, nie dla
współczesnej młodzieży – która primo – książek nie czyta, secundo - erotyczne
wzorce znajduje w badziewiaku stulecia czyli moim ukochanym worku treningowym
Greyu – ja już chyba tak się nad tym nieszczęśnikiem napastwiłam, że w końcu go
polubię J. Wciąż tego nie czaję – w
końcu, jeśli już zdobywać, to wysokie bazy – zatem odpuście Greyowi i łapcie
się za Markiza – jak się bawić to na maxa. Kto da radę dotrzeć do
końca Sodomy opowie nam wszystkim i po wszystkim, jak się z tym czuł J. Wracając do tematu. Klaudyna
swego czasu musiała być książką skandalizującą. Dziś z pewnością jest odbierana
inaczej, niemniej jednak trzeba przyznać, że ma swój smaczek i nieco mocno
frywolnej pikanterii. Ot takiej sympatycznej pikanterii. Dość swobodnie porusza
temat seksualności wśród pensjonarek, homoseksualizmu wśród chłopców czy
lesbijskich romansów młodych żon…nazwijmy to… starawych mężów... Bez pruderii i
fałszywej skromności. Ale wszystko z klasą, humorem i w granicach dobrego
smaku. Przy tym historia jest przeciekawa, czyta się cudnie, ze smaczkiem,
posmaczkiem i kurde, z jakąś nostalgią. A język Colette – wspaniały,
niepodrabialny styl wielkiej damy, która kręcąc paluszkiem loczek i
przygryzając koniuszek języczka z uśmiechem Giocondy opowiada nam takie
zbereźne historyjki. Polecam! Wywalcie Greya w kosz i powróćcie do Klaudyny.
Mój zaczytany egzemplarz właśnie kontempluje Franka – ona nawet jakoś nieźle
wkomponowuje się w klimacik – zbereźnica jedna.
Sama sie zastanawiam skąd ta popularność Greya... ba! na jednym z blogów czytelniczki podjeły dysputę w obronie ....
OdpowiedzUsuńJa moze nie jestem wielce wyrobionym czytelnikiem, ale chyba czegos innego oczekuje od literatury. Na temat Greya juz nawet post był;) a co do zasady- nie jestem przecziwniczka czytania tej durnisi w ramach totalnego - nie wiem w sumie czego ;). Jestem przeciwniczką nazywania tego literaturą. To jest czytadło :). Ma swoje miejsce w czasoprzestrzeni, ale jest czytadłem. A Klaudyna- wiadomo -miodzio:)
Usuń:)) przypomniała mi sie moja sąsiadka "kolezanka" imieniem Klaudia, zwana Klaudynką... pobożna, kościółkowa a na imprezach wyzywająca do bólu... kiedyś poszłyśmy na inwentaryzacje do marketu... jak ona tam sie zachowywała... normalnie zwierze w rui... kierownicy ja napominali... oni na chwile przestawali i dalej.... masakra jak tak można... laska trzydziestoletnia prawie.... Klaudynka...
UsuńUff:). Niezle :). Ale to zdecydowanie nie była ta Klaudyna :)))
Usuńojaaa nie czytałam Klaudyny ;o muszę ją zaraz obczaić:D
OdpowiedzUsuńJa też nie czytałam, ciekawa jestem tej książki. :P
UsuńNo kobitki świetna lektura na takue słoneczne dni :)
UsuńTeż nie mam pojecia czym oni sie tak jarają w grayu, a tą klaidyne... chętnie bym łapneła w swoje łapki ;D
OdpowiedzUsuńUpoluj, nie pożałujesz:)
UsuńPrzyznam się bez bicia, że ksiązki nie znam zupełnie. Ale rozbudziłaś we mnie iskierkę ciekawości :-)
OdpowiedzUsuńPoszukaj, teraz chyba nawet cala seria pojawiła sie w księgarniach
Usuńoho :D Coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńWarto!!
UsuńNie czytałam, dobijam książkę i w środę pędzę do biblioteki, obczaiłam w mojej jest o nawet dostępna :) więc od śr będę się zaczytywać :)
OdpowiedzUsuńI zaczynasz sie! Tylko po kolei. Od Klaudyny w szkole, przez Paryż i małżeństwo:)
UsuńTak, tak zrobiłam sobie rozpiskę ;)
UsuńW takim razie i Renia spróbuje (bo jakoś ostatnio ma mało czasu na czytanka) dorwać 'Klaudyne' :)
OdpowiedzUsuńRenia niech czas znajdzie! Bo sie jej spodoba!
Usuńojojo, kusisz do przeczytania! :D
OdpowiedzUsuńKusze z premedytacją!
UsuńJako polonistka odczuwam wręcz fizyczny ból przy każdej nowej głupkowatej wydanej książce... Dziś na przykład dowiedziałam się, że Izabela Saint-James, znana z bycia prostytutką Hefnera, wydała niedawno książkę, w której opisała kulisy bycia "króliczkiem Playboya"... Takie książki teraz zalewają rynek :(
OdpowiedzUsuńNa szczęście mało kto je kupuje i czyta, potem lądują w marketach jako wyprzedaże za 5zł (gdzie często zapuszczam żurawia, że się tak wyrażę). Tak było z wszelkimi życiowymi mądrościami pani Cichopek (niczego jej nie ujmując), jednej z aktorek "Gotowych na wszystko" (tytuł związany z tostami?) albo album o Lady Gadze... Leżą tam miesiącami, aż ktoś się nad nimi ulituje i kupi w "mega hiper super" wyprzedaży za 1 zł, aby pod biurko wstawić co by poziom trzymało. Tylko tych wszystkich drzew żal, oj żal...
UsuńDrzew żal najbardziej. Ciekawe co przyświeca wydawcom tych arcydzieł. Toz to sie nie moze udać!
UsuńW końcu spokojnie tu u Ciebie mogę przyznać, że nie czytałam i nie oglądałam Greya... i nie zamierzam się tym "dziełem" katować. nie czytałam również Klaudyny ale dzięki Twojemu opisowi nabrałam wielkiej chęci :)
OdpowiedzUsuńKażda z tych wszystkich twarzy Greya jest beznadziejna:). Zaświadczam jsko stary spec od libertynizmu :)
UsuńWiesz ja nie lubie czytac czegos co jest na topie wole sięgac po cos starego lub nieznanego :) a Greya nie czytałam tzn zaczełam ale czułam sie jak głupi w krainie konopi i przestalam ale obejrzałam w celach blogowych aby zrobic diy inspirowane greyem zeby blog miec na topie i o greyu :)
OdpowiedzUsuńWywalcie Greya, zdecydowanie :) :)
OdpowiedzUsuńPopieram :) Próbowałam to przeczytać i nie da się, naprawdę się nie da! Lepszą książkę napisze każda w miarę inteligentna trzynastolatka....
UsuńA objętość tego dzieła! Zniewala:). Treści tam w sam raz na 15-sto stronicowe opowiadanie:). I kto wie, czy Grey by nie zyskał ;)
Usuńkolezanka co czytała dokładnie mi to samo powiedziała jakby psała 13 latka i zastanawiała sie tylko czy to wina przekładu czy taki klimat faktycznie jest
UsuńTaki klimat. Zdecydowanie.
UsuńRaz na mocno zakrapianej imprezie kolega zaczął czytać 'złote cytaty' z Greya - to był mój jedyny kontakt z tą książką. Mimo alkoholu we krwi, nie wiedzieliśmy, czy śmiać się, czy płakać. Nie rozumiem jak to się dzieje, że takie gówna są tak popularne. No ale chyba właśnie o to chodzi. Masowe pranie mózgu :-)
OdpowiedzUsuńTej Klaudyny to nie znam wcale i w ogóle, ale Ty jak zwykle tak piszesz, że zachęcasz na maksa. Myślisz, że przyjemnie by się taką literaturkę na łące pod drzewkiem czytało? :-D
No co Ty, nie odkryłaś w sobie "wewnętrznej bogini" :D
UsuńZlote mysli z Greya:). To musi byc miodzio:)))). Tego nawet chyba po flaszce nie da sie przetrawić:).
UsuńKlaudyna- pod drzewko! Idealna! Ja wogole stawiam, ze ta lektura Wam kobitkom, ktore sa za pan brat z natura - matka natura- szczegolnie przypadnie do gustu!
Przyznam, że nie znam książki ani autorki. Uwielbiam takie retro klimaty w literaturze, kiedyś skandalizujące dziś interesujące, a niewulgarne. Ostatnio z takich retro lektur czytałam "Bel Ami" ("Uwodziciel") Guy'a de Maupassant. Przyznam, że mi się podobała. A z naszego podwórka sentymentem darzę czytane dawno temu "Dziewczęta z Nowolipek" Poli Gojawiczyńskiej, może niezbyt skandalizująca, ale napisana w 37, dla mnie to retro jak nic ;)
OdpowiedzUsuńKocham Dziewczęta z Nowolipek i Rajska Jabłoń!!! Spodoba Ci sie Klaudyna:)
UsuńNo to wystarczy zanotować sobie w mózgu tytuł i szukać po bibliotekach, mam nadzieję, że są tam dostępne?
UsuńMnie Grey'owy szał jakoś ominął, między innymi dzięki kilku znajomym które dały się porwać i później powiedziały zgodnym chórem, ale każda z osobna (da się tak?): "Monga, nie czytaj!".
OdpowiedzUsuńA za Klaudyną się rozejrzę :)
Dołączam do chóru ;). Monga- nie czytaj;)
UsuńA ja czytałam Klaudynę! Jest znakomita. Chętnie do niej wróce.
OdpowiedzUsuń