Dziś miałam szczery zamiar niczego nie napisać, w pracy markować robotę, w domu markować zaangażowanie w życie rodzinne i tak markując wszelką ruchomość fizyczną i umysłową miło spędzić dzionek celebrując jedynie dolce far niente. Planowanie nie jest jednak moją mocną stroną. Miało być dolce – wyszło, jak zwykle. Ot jakaś upierdliwa wróżka – specjalistka od chaosu - rzuciła na mnie urok antyplanowy… Cóż czynić miast nic nie czynić… Usiłując przynajmniej nie do końca wypaść z toru nieróbstwa wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł – znany skądinąd różnym gospodyniom domowym – że zaserwuje Wam tu kotlet odgrzany acz nienadgryziony w postaci jakiejś starej recenzji. Ale po przemyśleniu uznałam to za myśl niegodną i obmierzłą mej uczciwości. Z najwyższym przeto mozołem wzbudziłam w sobie iskrę zaangażowania. Czyli inaczej mówiąc -podniosłam swe mentalne cztery litery z barłogu dekadencji umysłowej i zwarta i gotowa siedzę przed klawiaturą. Tylko pomysłu brak. Kreatywność – jeden. Polot umysłowy – zero. Finezja – puka w dno. No nic. Będę improwizować – ot i myśl złota przez czwarty zwój od lewej mi przemknęła! Pamiętacie Państwo książkę Eugenidesa Intryga małżeńska, co do której miałam mieszane uczucia – jakoś z uwagi na snobistyczne pobudki nie potrafiłam zjechać jej zbyt gorliwie? Jeśli nie pamiętacie to trudno. Dziś – aby nie wyjść na wredziochę absolutnie doskonałą, opowiem o innej książce wyżej wzmiankowanego. Książce, która mnie zachwyciła – chociaż nie - nie jest to dobre słowo - ona nie zachwyciła a raczej otumaniła, porwała, zabrała na dwa wieczory. Przekleństwa niewinności.
Sprawa absolutnie wciągająca. Jak wiecie wszelkie upadki są nadzwyczaj ciekawe – oczywiście nie dla upadających czyli bezpośrednio zainteresowanych, ale gapiów wszelkiej maści. W Przekleństwach… stajemy w tłumie gapiów i analizujemy z zaciętością doświadczonych plotkarzy upadek rodziny… Upadek, zapoczątkowany – wróć - zasygnalizowany przez – no właśnie – upadek… tyle że na stalowy sztylet ogrodzenia… Początek był gdzie indziej i zaczął się o wiele wcześniej – biała sukienka rozdarta na płocie to jedynie preludium końca, wstęp do ostatecznego... Wszystko już się bowiem wydarzyło - kawalkada śmierci i obłędnego tańca życia to zaledwie rozpaczliwy epilog. Odkąd zgłębiłam trudną sztukę składania liter w wyrazy, takiego opisu poszczególnych stadiów destrukcji nie czytałam…
W przypadku większości osób samobójstwo jest jak rosyjska ruletka. Pocisk jest tylko w jednej komorze. Natomiast w przypadku córek Lisbonów magazynek był pełny.
W opisie powieści stoi: Przekleństwa niewinności to fascynująca powieść, zarazem mroczna i zabawna, lepka od soku pierwszej miłości, młodzieńczych obsesji i pełna hipnotyzującego uroku.. Poniekąd racja… Ale czy ta książka jest zabawna… no chyba brak mi poczucia humoru. Samobójcza seria lecącej głową w bruk rodziny jakoś nie rozbawiła mnie do łez… Książka znakomita – rzeczywiście mroczna i soczysta. Polecam.
Ot widzę właśnie, że spod ręki pani Coppoli wyszedł film oparty na powieści Eugenidesa… Ciekawe. Oglądał ktoś?
Sprawa absolutnie wciągająca. Jak wiecie wszelkie upadki są nadzwyczaj ciekawe – oczywiście nie dla upadających czyli bezpośrednio zainteresowanych, ale gapiów wszelkiej maści. W Przekleństwach… stajemy w tłumie gapiów i analizujemy z zaciętością doświadczonych plotkarzy upadek rodziny… Upadek, zapoczątkowany – wróć - zasygnalizowany przez – no właśnie – upadek… tyle że na stalowy sztylet ogrodzenia… Początek był gdzie indziej i zaczął się o wiele wcześniej – biała sukienka rozdarta na płocie to jedynie preludium końca, wstęp do ostatecznego... Wszystko już się bowiem wydarzyło - kawalkada śmierci i obłędnego tańca życia to zaledwie rozpaczliwy epilog. Odkąd zgłębiłam trudną sztukę składania liter w wyrazy, takiego opisu poszczególnych stadiów destrukcji nie czytałam…
W przypadku większości osób samobójstwo jest jak rosyjska ruletka. Pocisk jest tylko w jednej komorze. Natomiast w przypadku córek Lisbonów magazynek był pełny.
W opisie powieści stoi: Przekleństwa niewinności to fascynująca powieść, zarazem mroczna i zabawna, lepka od soku pierwszej miłości, młodzieńczych obsesji i pełna hipnotyzującego uroku.. Poniekąd racja… Ale czy ta książka jest zabawna… no chyba brak mi poczucia humoru. Samobójcza seria lecącej głową w bruk rodziny jakoś nie rozbawiła mnie do łez… Książka znakomita – rzeczywiście mroczna i soczysta. Polecam.
Ot widzę właśnie, że spod ręki pani Coppoli wyszedł film oparty na powieści Eugenidesa… Ciekawe. Oglądał ktoś?
czytałam i omawiałam na studiach powieść ową:D
OdpowiedzUsuńJa wstyd przyznać - dopiero niedawno...
UsuńNie czytałam,....póki co pożyczyłam polecaną Klaudynę ;))
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia!!!!
UsuńJA nie oglądałam ani nie czytałam...
OdpowiedzUsuńKsiazka znakomita, a z tego co widzę obsada filmu tez całkiem, całkiem...
UsuńCzytałam i uwielbiaaaam <3
OdpowiedzUsuńNo robi wrazenie:)
UsuńMój dzisiejszy stan umysłu aż nadto prosi się o wygodne łóżko, coś słodkiego i dużo leniwego... Niestety to byłoby zbyt piękne! Czytadła nie znam, poczytam o nim więcej kiedy nastanie mój lepszy czas :-)
OdpowiedzUsuńKochana, zostaw to na paskudne jesienne wieczory:)
UsuńO, skoro tak mówisz - ja Ciebie posłucham, a co! :-)
UsuńSłuchaj starszej kolezanki, a pewnie :)
Usuńojej ile mam do czytania zaległosci po tynm byczeniu!
OdpowiedzUsuń