Nikt nie rodzi się bohaterem, ale każdy może nim zostać…
…ano właśnie kochani… stety czy niestety, ale takie właśnie jest życie… Dziś rzecz będzie o bohaterstwie i to cholernie szeroko rozumianym. Dziś wyłamuję się z konwencji – nie będzie kosmetycznych recenzji, dziś wylewam jad…. Usprawiedliwia mnie fakt, że znajduję się na krawędzi wyczerpania psycho-fizycznego i tylko włos dzieli mnie od popełnienia zbrodni. A dlaczegóż tak? Ano za mną młodzi przyjaciele, zanurzcie się w historię durną i chmurną….
Nie jestem osobą zamożną – ubolewam nad tym faktem od lat wielu, ale jako że wszelkie próby zmiany zaistniałej sytuacji pogłębiają jedynie moją ruinę, to staram się nadmiar nie kombinować… Tak. Nie jestem zamożna, nie stać mnie na wypasiony zameczek pod miastem, ba – nie stać mnie nawet na chatkę na kurzej nodze. Czynię zatem to, co w mojej sytuacji jest korzystne i możliwe do przeprowadzenia - zamieszkuję lokal na ostatnim piętrze w bloku wieloludzkim w średnio ciekawym acz inspirującym sąsiedztwie różnych skupisk kłopotów ludzkich (Monar, brat Albert, kilka radosnych melin na osłodę, park gdzie w miłym nastroju i romantycznej scenerii można golnąć brzozóweczkę z kolegami). I jest ok. Było właściwie. Otóż moi mili – nie żyjemy w świecie obfitującym w mitycznych herosów, bohaterów nie spotykamy ot tak co dzień na przejściu dla pieszych czy w warzywniaku… Ale jak się ma szczęście… to i na bohatera się trafi… zwłaszcza na taką zafajdaną kanalię, która postanowiła zostać bohaterem we własnym domu. O Bogowie! Mam nowego sąsiada… I tu już właściwe jest klucz do całej historii… Otóż nowy skusił się na zakup lokalu piętro niżej. Lokalu nad wyraz tajemniczego. Lokalu obok którego strach przechodzić, bo groza i lodowaty pomruk czający się za cienką barierą drzwi powalają na kolana nawet najodważniejszego… (poza panem komornikiem, który z uporem godnym lepszej sprawy uszczelnia szparę w drzwiach kolejnymi wezwaniami… zaprawdę sprawa godna Syzyfa). Sławę swą – skądinąd ponurą – lokal ów zawdzięcza smutnym i tajemnym wydarzeniom, które w ciągu roku doprowadziły do powolnego acz skutecznego wymarcia całej zamieszkującej go rodziny… A zaznaczyć tu pragnę, że liczna to była gromada…. Tak czy owak mieszkanie – mimo iż stosunkowo atrakcyjne - długo stało puste, pobudzając wyobraźnie sąsiadów – zwłaszcza tych, którzy musieli obok niego pomykać wieczorową porą. A tu proszę - trafił się klient, bohater normalnie – i nie dość że się trafił to jeszcze rzucił się na remont potężny i nadzwyczaj - no przyjmijmy - denerwujący. Kochani – żeby nie było wątpliwości - nie mam nic przeciwko remontom. Doskonale rozumiem, że mus jest mus i raz na jakiś czas trzeba pewne roboty wykonać, zwłaszcza nabywszy nowy lokal z podejrzaną przeszłością… Wszyscy żyjąc na tzw. kupie musimy się z tym pogodzić… ale ale – to że na tej kupie już siedzimy nie znaczy, że mamy się w niej tarzać… Mój nowy sąsiad przeprowadza remont od trzech tygodni. Nie wiem na czym prace polegają – zaczynam poważnie rozważać możliwość, że tworzy jakiś open-cud i narusza konstrukcje budynku, co może skutkować wielkim łup - a ja mieszkam wysoko więc perspektywa fruwania jakoś mnie nie kręci, zwłaszcza że skrzydeł w tym wcieleniu nie dostałam… Posądzam go o tak niecnie działania, bowiem od trzech tygodni startując o godzinie 7 a kończąc w okolicach 22 prawie non stop katuje nas młotem pneumatycznym… Cóż można przez tyle czasu, przy użyciu sprzętu kalibru mocno grubego czynić? Ha! Niestraszne mu są święta (długi weekend zawierał w sobie Boże Ciało), niestraszne niedziele (no jakoś kurka wodna nasza tradycja niechętna jest wielkiej budowlance w ostatni dzień tygodnia), niestraszne błagania sąsiadów, że dzieci małe, że regulamin spółdzielni zabrania wiercić po dwudziestej… Bohater we własnym domu… Chyba nawet jest prawdziwy, bo jak mówi poeta: Prawdziwi bohaterowie niewiele mają wspólnego z naszymi wyobrażeniami o nich. Niekoniecznie są atrakcyjni i zachwycają imponującą posturą, mocno zarysowaną szczęką czy doskonale widoczną muskulaturą. I tu by się zgadzało, bo paskudniutki on, oj paskudniutki… Swój wielki popis dał wczoraj – przemłocił się do mieszkania sąsiadki obok… oj a to hoża dziewczyna jest i w tym przypadku mądrość ludowa głosząca, że Bohatera nie przekreśla niski wzrost lub niedoskonałości fizyczne - okazała się chybiona - przekreśla, bo przestraszony bohater zabarykadował się w swoim bastionie – zza drzwi jedynie składając obietnice, co do naszej – pozostałych lokatorów – czarnej przyszłości. Pożyjemy, zobaczymy… Jestem w pracy. Dostałam sygnał, że wierci od świtu, cóż ponoć: Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej… hmm… planujemy zmasowaną akcje – ciało spółdzielcze w postaci pana Krzysia od kaloryferów, straż miejska (prosiliśmy o rosłego chłopa) i kolektyw (sam kwiat mieszkańców) – i żeby czasem się nie okazało, że nasz bohater był jednak odważny o pięć minut za długo.
Serio i smutno – kochani, szanujmy się nawzajem. Szanujmy. Przecież tylko to się liczy.
…ano właśnie kochani… stety czy niestety, ale takie właśnie jest życie… Dziś rzecz będzie o bohaterstwie i to cholernie szeroko rozumianym. Dziś wyłamuję się z konwencji – nie będzie kosmetycznych recenzji, dziś wylewam jad…. Usprawiedliwia mnie fakt, że znajduję się na krawędzi wyczerpania psycho-fizycznego i tylko włos dzieli mnie od popełnienia zbrodni. A dlaczegóż tak? Ano za mną młodzi przyjaciele, zanurzcie się w historię durną i chmurną….
Nie jestem osobą zamożną – ubolewam nad tym faktem od lat wielu, ale jako że wszelkie próby zmiany zaistniałej sytuacji pogłębiają jedynie moją ruinę, to staram się nadmiar nie kombinować… Tak. Nie jestem zamożna, nie stać mnie na wypasiony zameczek pod miastem, ba – nie stać mnie nawet na chatkę na kurzej nodze. Czynię zatem to, co w mojej sytuacji jest korzystne i możliwe do przeprowadzenia - zamieszkuję lokal na ostatnim piętrze w bloku wieloludzkim w średnio ciekawym acz inspirującym sąsiedztwie różnych skupisk kłopotów ludzkich (Monar, brat Albert, kilka radosnych melin na osłodę, park gdzie w miłym nastroju i romantycznej scenerii można golnąć brzozóweczkę z kolegami). I jest ok. Było właściwie. Otóż moi mili – nie żyjemy w świecie obfitującym w mitycznych herosów, bohaterów nie spotykamy ot tak co dzień na przejściu dla pieszych czy w warzywniaku… Ale jak się ma szczęście… to i na bohatera się trafi… zwłaszcza na taką zafajdaną kanalię, która postanowiła zostać bohaterem we własnym domu. O Bogowie! Mam nowego sąsiada… I tu już właściwe jest klucz do całej historii… Otóż nowy skusił się na zakup lokalu piętro niżej. Lokalu nad wyraz tajemniczego. Lokalu obok którego strach przechodzić, bo groza i lodowaty pomruk czający się za cienką barierą drzwi powalają na kolana nawet najodważniejszego… (poza panem komornikiem, który z uporem godnym lepszej sprawy uszczelnia szparę w drzwiach kolejnymi wezwaniami… zaprawdę sprawa godna Syzyfa). Sławę swą – skądinąd ponurą – lokal ów zawdzięcza smutnym i tajemnym wydarzeniom, które w ciągu roku doprowadziły do powolnego acz skutecznego wymarcia całej zamieszkującej go rodziny… A zaznaczyć tu pragnę, że liczna to była gromada…. Tak czy owak mieszkanie – mimo iż stosunkowo atrakcyjne - długo stało puste, pobudzając wyobraźnie sąsiadów – zwłaszcza tych, którzy musieli obok niego pomykać wieczorową porą. A tu proszę - trafił się klient, bohater normalnie – i nie dość że się trafił to jeszcze rzucił się na remont potężny i nadzwyczaj - no przyjmijmy - denerwujący. Kochani – żeby nie było wątpliwości - nie mam nic przeciwko remontom. Doskonale rozumiem, że mus jest mus i raz na jakiś czas trzeba pewne roboty wykonać, zwłaszcza nabywszy nowy lokal z podejrzaną przeszłością… Wszyscy żyjąc na tzw. kupie musimy się z tym pogodzić… ale ale – to że na tej kupie już siedzimy nie znaczy, że mamy się w niej tarzać… Mój nowy sąsiad przeprowadza remont od trzech tygodni. Nie wiem na czym prace polegają – zaczynam poważnie rozważać możliwość, że tworzy jakiś open-cud i narusza konstrukcje budynku, co może skutkować wielkim łup - a ja mieszkam wysoko więc perspektywa fruwania jakoś mnie nie kręci, zwłaszcza że skrzydeł w tym wcieleniu nie dostałam… Posądzam go o tak niecnie działania, bowiem od trzech tygodni startując o godzinie 7 a kończąc w okolicach 22 prawie non stop katuje nas młotem pneumatycznym… Cóż można przez tyle czasu, przy użyciu sprzętu kalibru mocno grubego czynić? Ha! Niestraszne mu są święta (długi weekend zawierał w sobie Boże Ciało), niestraszne niedziele (no jakoś kurka wodna nasza tradycja niechętna jest wielkiej budowlance w ostatni dzień tygodnia), niestraszne błagania sąsiadów, że dzieci małe, że regulamin spółdzielni zabrania wiercić po dwudziestej… Bohater we własnym domu… Chyba nawet jest prawdziwy, bo jak mówi poeta: Prawdziwi bohaterowie niewiele mają wspólnego z naszymi wyobrażeniami o nich. Niekoniecznie są atrakcyjni i zachwycają imponującą posturą, mocno zarysowaną szczęką czy doskonale widoczną muskulaturą. I tu by się zgadzało, bo paskudniutki on, oj paskudniutki… Swój wielki popis dał wczoraj – przemłocił się do mieszkania sąsiadki obok… oj a to hoża dziewczyna jest i w tym przypadku mądrość ludowa głosząca, że Bohatera nie przekreśla niski wzrost lub niedoskonałości fizyczne - okazała się chybiona - przekreśla, bo przestraszony bohater zabarykadował się w swoim bastionie – zza drzwi jedynie składając obietnice, co do naszej – pozostałych lokatorów – czarnej przyszłości. Pożyjemy, zobaczymy… Jestem w pracy. Dostałam sygnał, że wierci od świtu, cóż ponoć: Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej… hmm… planujemy zmasowaną akcje – ciało spółdzielcze w postaci pana Krzysia od kaloryferów, straż miejska (prosiliśmy o rosłego chłopa) i kolektyw (sam kwiat mieszkańców) – i żeby czasem się nie okazało, że nasz bohater był jednak odważny o pięć minut za długo.
Serio i smutno – kochani, szanujmy się nawzajem. Szanujmy. Przecież tylko to się liczy.
Rzeczywiście zastanawiające jest to, dlaczego wierci przez calutki dzień? U mojej znajomej zaczyna o 7 rano, wierci przez 15 minut, godzina spokoju, znów 15 minut. Zdąży wszystkich pobudzić, a potem już nic się nie dzieje i tak przez 3 ostatnie miesiące.. Ludzie czasem są perfidni i w tym momencie życzę im tego samego. Ja na szczęście mieszkam w domu :))
OdpowiedzUsuńIdzie zwariować normalnie
Usuńteż mieszkam w bloku, sąsiedzi nie zmienili się od lat, ale jedna rodzina co roku przeprowadza jakiś nieduży remont, przeważnie w wakacje i raczy wszystkich pozostałych odgłosami wiertarki, w tle leci Radio Maryja...
OdpowiedzUsuń... zapomniałam dodać, że na cały regulator, aby zagłuszyć jęki wiertarki chyba
UsuńCzyli remont z podbudowa...ideologiczna... Nie macie szans jakby co;)
Usuń"to że na tej kupie już siedzimy nie znaczy, że mamy się w niej tarzać" - cytat roku!!!!! hahahahaaa!
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to jakiś psychol... może wezwijcie jeszcze do kompletu panów z gustownym, białym wdziankiem. A jak coś to zawsze można jeszcze donosik złożyć do nadzoru budowlanego...
Czekam na dalsze wieści z frontu!
Bedzie nadzór, bo wlasnie nasz bohater cos działa z gazami technicznymi... Obym tylko miała gdzie wracać...
UsuńCzyli jednak mona żyć będąc pozbawionym mózgu.... cóż, ponoć w niektórych przypadkach medycyna jest bezsilna.
UsuńTak sobie myślę, że możecie pozwać leroy merlin. Wymyślili reklamę i teraz każdy chce być bohaterem!
Butle z gazem stoją sobie samopas pod balkonami i przez trzy piętra pociągnięte sa od nich przewody do lokalu sąsiada! Nie wierze. To idiota jest! Prawdziwy!
UsuńWiesz...
To jest znakomity pomysł z tym pozwem:). W paru krajach to pewnie bym wygrała :)
W usa na pewno wygrasz :DDD
UsuńA tak poważnie to jest naprawdę zagrożenie życia....
u nas obecnie trwa remont na balkonach bo sąsiad wymyślił że mu woda leci od nas. I w efekcie czego z relacji podminowanej babuszki mej od miesiąca od 7 do 15 słychać tylko: " wrwrwrwrwrwrwrwrwrw" w ścianę.
OdpowiedzUsuńJa sie łączę w podminowaniu z szanowna Panią Babcia!
UsuńU mnie od poniedziałku rusza remont kuchni i przedpokoju ze zbijaniem glazury i terakoty łącznie.Sama zostanę takim uprzykrzaczem dla sąsiadów. Ale niestety - jak zaczyna się walić na głowę, to mus podreperować gniazdko. Jedno muszę tylko dać na swoje usprawiedliwienie - nie wiercimy i nie kujemy przed 8 rano i po 19, nie stukamy w niedziele i święta.
OdpowiedzUsuńEva toz kazdy z nas robił, robi lub będzie robił remont. Nie unikniemy tego. Chodzi tylko o te niuanse. Ja tez robiłam potężny remont. Poinformowałam sąsiadów. Prace najgłośniejsze wykonywaliśmy miedzy 8 a 15. Potem juz te spokojniejsze. W weekendy nikt nie hałasował. Nie odgrazalam sie sąsiadom, sprzątałam klatkę. Żeby było po ludzku:). A tu jest masakra. Wybił dziurę do mieszkania sąsiadów tym młotem, teraz kombinuje z gazami przemysłowymi, gruz wywala bezpośrednio za drzwi.Cos jest nie halo.
UsuńTo rzeczywiście masakra. O te gazy mi chodzi. My właśnie najbardziej hałaśliwe prace mamy za sobą. Przez tydzień zbijaliśmy terakotę i glazurę w kuchni i przedpokoju. Wiertarka z udarem i młot z dłutem działały przez 3 dni. Teraz tylko wiertarka trochę czasem zaburczy. Ale za to mam mieszkanie wygladające jak bunkier - chyba zacznę zprzedawać bilety dla zwiedzających. Bo po co jechać do Wilczego Szańca, jak u mnie na 7. piętrze jest coś podobnego :-)
UsuńPrzeżyłam ekscesy z sąsiadem, który zabawę z wierarką zaczynał o 21. I wiercił bez opamiętania. Do północy. Nawet interwencje policji dawały efekt jedynie chwilowy.
OdpowiedzUsuńNie strasz!:)
Usuńprzypomniał mi sie skecz:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Ir4JF5hWpac
https://www.youtube.com/watch?v=Ir4JF5hWpac
https://www.youtube.com/watch?v=0jk7VGkX_Fc
masakra...
a z filmu nic śmiesznego przypomniało mi sie jeszcze to:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=b5FKnK7TaUc
Ten skubaniec z nic śmiesznego przeprowadził sie do mnie!!!!
UsuńE... Myslisz, ze ja to juz jak Sasiadka Mackowska?:)))
hehe Sąsiadka Mackowska niezła jest.....sisi no widzisz musisz też tak zrobić:....na glebe, bania, bania,trzy szypkie, dwa spacerowe i gościu leży :D:D
UsuńJak dobrze, że nie mieszkam w bloku... :)
OdpowiedzUsuńStaram sie znajdować dobre strony ale...
UsuńA ja pewnie niedługo będę.. na jakiś czas planuję. :-)
UsuńO kurcze, co za szaleniec!
OdpowiedzUsuńMoże on mieszkanie powiększa?
http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcT9ZvvnJ3JRmBHXzPGWnWLwkhuGaxiZIyCME9l27xcMSJC5Tu0K
skoro nawet do sąsiadki próbuje się wprosić...
Zaprawdę współczuję, toż to idzie zwariować z głupotą ludzką taką :/
Fota zwaliła mnie z nog... No zesz kto wie, czy on w tym kierunku nie idzie!
Usuńhehe padłam :D fotka mnie rozwaliła -świetnaaaa!!!
UsuńOhh sisi współczuję Ci, naprawdę, jak się okaże, że to taki 'paskudnik' to musicie coś z tym zrobić, bo nie da Wam żyć:/ mieszkałam kiedyś na blokach więc wiem jak to wygląda...człowiek chce wrócić po pracy do domu, odpocząć, a tu bum, bum, czy muzyczka od babci Hildy ahhh :/
OdpowiedzUsuńPoszczuję go psem;) Jestem w krańcowej desperacji!
UsuńRzecz straszliwa faktycznie! Normalnie współczuję...
OdpowiedzUsuńJa sobie ciszę bardzo cenię. Mieszkałam przez ostatnie miesiące w bloku po raz pierwszy w życiu i nie wspominam miło. Niestety, też na razie bidna jestem i skazana na takie pomieszkiwanie (tymczasowo żem na wsi u rodziców). Chatka na odludziu, przy rzece, przy górach i łąkach na razie jedynie w sferze marzeń... :)
Niechaj Ci się ten koszmar szybko skończy :)
Jak masz możność gdzieś do rodziców uciekać, to piękna Twa dola. Ja niestety - muszę to przetrwać.
UsuńDziś spotkałam sąsiadkę - z plecakiem szła. Pytam - co jest? na czas wierceń? A ona, że nie, idzie biwakować do parku - ot do wieczora. Matuchno... to ci los:)
Przed kilkanaście lat mieszkałam w bloku, przejść z sąsiadami było co niemiara.
OdpowiedzUsuńA to ten z dołu biegnie, jęzor wywalony (jedno piętro musiał przebiec biedaczek), w drzwi wali, że łazienkę mu zalewa, po czym okazuje się, że dwie krople gdzieś skapnęły z sufitu, bo w pralce uszczelka pękła....
A to ten obok do nas przez balkon! się pakuje, bo mu żona zabroniła! wychodzić i on przeprasza, ale czy może wyjść od nas?...
A najlepszego mieliśmy na górze... Cholerny bohater jak ten Twój! Kilkanaście lat bez przerwy, święta, niedziele, soboty, 1 w nocy, nieważne! wiercił, wierCIŁ, WIERCIŁ! jak jakiś sadysta, ze ścian chyba ser szajcarski zrobił przez te wszystkie lata, z podłóg i sufitu pewnie podglądał sąsiadów, nie mam pojęcia co on tam wyprawiał. Nic nie pomagało! Ani sąsiedzkie rozmowy, ani prośby, ani groźby, psychol totalny. Niestety uspokoiło się dopiero jak umarł... i powiem Ci, że mało kto po nim płakał, większość odetchnęła wreszcie i zachłysnęła się ciszą.... Nie życzę nikomu śmierci, ale niektórzy tak się wkręcają w to wiercenie i remontowanie, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać, tylko ona...
Mam nadzieję, że ten Twój świrnięty sąsiad się opamięta, zanim go to wykończy... Albo Was!
Tak czy owak powodzenia i interweniujcie jak najwięcej, samo się tylko pogarsza. Czy można się uzależnić od wiercenia???
Nie Bieska, z łazienką u mnie było podobnie - taki łomot do drzwi, że myślałam, że pożar czy coś! Sąsiadka z dołu z paniką i obłędem w oczach przybiegła poinformować, że zalewa jej łazienkę, że jej ściana cała odpada od tej wody i w ogóle oloboga! Się okazało, że mała strużka to była tylko. Heh :)
UsuńJa z łazienką tez miałam przygodę niewąską.Siedziałam sobie w wannie pławiąc się relaksacyjnie - po jakiejś delegacji męczącej, ale groźba zza drzwi - że mam wyłazić i to now- sprawiła, że mi relaksy wyleciały z głowy i pogalopowałam w ręczniku otwierać. A tam sąsiadka, że żywi nadzieję, że nadmiar brudna nie jestem, bo jej zawartość mojej wanny przecieka do jej:). Rzeczywiście - jakby padało z lekka z sufitu. Ale dogadałyśmy się bez rękoczynów:)
UsuńWidocznie łazienkowe atrakcje to taki sąsiedzki standard :) Strach się bać!
UsuńKolejnego mieszkania będę szukać na parterze chyba... :D
UsuńParter tez jest dyskusyjny...hmm
Usuńnie zazdroszczę doznań słuchowych, ja bym już chyba po tygodniu wyszła z siebie i stanęła obok...
OdpowiedzUsuńale mnie zaciekawił mocno ten wątek fatum krążącego nad mieszkaniem, teraz moja wybujała wyobraźnia przez Ciebie galopuje ;)
Oj kochana, my tu w lęku żyliśmy żeby to fatum nie rozciągnęło się na cały blok- ale jest ok. Siedzi w jednym miejscu:)
Usuńja nie mieszkam w bloku ale w chatce na kurzej łapce mam sasiada i nie bede o nim nic pisac bo się go boję:(
OdpowiedzUsuńfatum i te sprawy to ja na razie tylko z horrorów znam
Ja mam nadzieję, ze sąsiad bedzie niebawem bal sie mnie;)
UsuńMoże zabrzmi to trochę egoistycznie, ale w takich momentach cieszę się, że mieszkam z swoim własnym, prywatnym domu, nie musząc użerać się z nikim, no może z małymi wyjątkami :-) Jestem tolerancyjna, ale na niezrozumienie i głupotę innych czasami naprawdę brak sił, gdyby inni ludzie wykazali choć odrobinę dobrej woli, wszystkim żyłoby się o wiele prościej.
OdpowiedzUsuń