piątek, 27 marca 2015

No to siup w ten głupi dziób… czyli popijawa z refleksjami

„Jeszcze kieliszeczek, a ja też dla towarzystwa…
I kieliszeczek zagrał, rozbłysnął w świetle księżyca, i kieliszeczek ten pomógł.”
Ano pomógł, raz drugi, dziesiąty…
miłe złego początki - groziły palcem nasze babcie i prawdopodobnie – co jest niezaprzeczalnym przywilejem i zaletą babć – mały rację…
Otóż moi mili, dnia dzisiejszego - 27 marca, bladym świtem czy też raczej ciemną nocą, kiedy wyruszałam do pracy, na klatce schodowej natknęłam się na słodko chrapiącego pana. Miejsce odpoczynku – (półpiętro), charakterystyczna woń oraz rozsiane wokół artefakty w postaci butelki po alkoholu oraz smętnie cuchnących petów wskazywały, że pan zapadł w błogi sen po wypiciu znacznej ilości alkoholu. Na tyle znacznej, że nie zatroszczył się ani o załatwienie swych potrzeb fizjologicznych w miejscu do tego przeznczonym (plama na odzieniu, podejrzana kałuża), ani o odpowiedniejsze lokum do nocnego wypoczynku. Zaznaczam, że ogólny wygląd pana nie wskazywał, ze jest osobą bezdomną i ubogą, dla której klatka schodowa może stać się schronieniem przed chłodem nocy (nota bene 30 metrów dalej jest noclegownia, gdzie poza możliwością godnego odpoczynku i kąpieli, sympatyczni ludzie poczęstują posiłkiem i poratują odzieżą). Ta poranna przygoda zaszczepiła w mojej głowie myśl, która kolebie mi się gdzieś między zwojami – czy jestem podatna na nałogi, czy  mam zainstalowany w sobie jakiś mechanizm obronny, który sprawia że nie dopuszczam myśli o upijaniu się na biedronkę i spaniu w posikanych gatkach gdzie popadnie? Czy to po prostu kwestia przypadku albo przeznaczenia? Czy przy sprzyjających degeneracji okolicznościach też radośnie i na maxa stoczyłabym się na samo dno, albo co gorzej – jak u Leca – pukałabym w dno od spodu? Ha! Nie wiem i obym nie musiała się dowiadywać, czort bowiem znajet, jak bym w obliczu takiej konfrontacji z najbrzydszym kawałkiem swojego JA wypadła. Może słabo… Kochani, nie ma co czarować, całe życie oszukujemy – siebie i świat - kreujemy swój obraz i normalnym jest, że staramy się wypaść jak najlepiej, zapewniamy „nigdy bym tego nie zrobiła”. A skąd do licha wiadomo? Ja coś podejrzewam, że pewnie bym zrobiła i to nie jedno…
Wracając do nałogów. To nie tylko - jak mawiał klasyk - wprowadzanie elementu bajkowego do rzeczywistości… Sprawa nie jest taka oczywista. Potocznie zamiennie używamy słów nałóg/uzależnienie. Nic bardziej mylnego – to nie są zjawiska tożsame! Skarbnica wszechwiedzy poucza – w nawiasach i na tłusto moje uwagi - że nałóg to zakorzeniona dysfunkcja sprawności woli przejawiająca się w chronicznym podejmowaniu szkodliwych dla organizmu decyzji (chcę odlecieć), które są sprzeczne z przesłankami rozeznania intelektualnego (jak odlecę – spadnę i boleśnie stłukę sobie cztery litery). Uff… Nałóg wiąże się z przyzwyczajeniem psychicznym i fizycznym do określonych zachowań, najczęściej jest to wprowadzanie do organizmu szkodliwych substancji i trucizn (pijemy, ćpamy, wąchamy klej, rzucamy coś na płuco) oddziałujących na układ nerwowy (świrujemy, jesteśmy na tripie, mamy wizje i objawienia różnej maści). Osoba ulegająca nałogowi jest w pełni świadoma istniejącej sytuacji (wiemy, ze pędzimy do grobu a producent używek gna przodem otwierając nam usłużnie drzwi), wie również o szkodliwości swoich czynów. Uzależnienie zaś to nabyta silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności lub zażywania jakiejś substancji, które zapewniają nam codzienną dawkę szczęścia (chlejemy pławiąc się w błogiej nieświadomości). Zatem…
Przypadek pierwszy:
Kieliszeczek stuknął – jest miło, nazajutrz znów stuknął, bo powinno być miło, kolejny dzień – kurka wodna, jest niemiło bez kieliszeczka, trzeba się postarać żeby stuknął – UZALEŻNIENIE!
Przypadek drugi:
Kieliszeczek stuknął chociaż doktor powiedział, ze wątróbka już w strzępach i bez zmiany trybu życia należy rozglądnąć się za notariuszem, żeby zapisać rodzinie to, czego nie zjadł alkohol – to za zdrówko doktorka i na drugą nóżkę – NAŁÓG!
Ale jest jeszcze trzecia przypadłość… POKUSA kochani! Pokusa, czyli wedle cioci wiki nie mniej, ni więcej tylko trudne do opanowania pragnienie - rzecz, która kusi, zwykle zakazana lub niewłaściwa… Cóż, mimo że nałóg traktowany poważnie praktykowany z całą świadomością i metodą, kryje w sobie wiele nie dających się zaprzeczyć przyjemności (Chromański) to ja jednak po dogłębnej analizie zachowań własnych stwierdzam, że wyznaje zasadę Wańkowicza - gdy na horyzoncie pojawia się pokusa, poddaje się jej natychmiast by nie wystawiać swojej silnej woli i zasad na ewentualną porażkę… Póki co żyje w krainie pokus… przez moment błąkałam się wprawdzie po bezdrożach ale żywię nadzieję, ze po bardziej dosadne przyjemności sięgać nie będę, bo jak mawia przysłowie cygańskie aby zapalić papierosa, nie warto iść po ogień do piekła…
A wy moi drodzy? Macie nałogi, uzależnienia, pokusy…?



37 komentarzy:

  1. ja sie coraz poważniej zastanawiam czy aby nie jestem uzależniona od słodyczy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja mam ostry odwyk. Cierpię :(

      Usuń
    2. Podziwiam! Mój odwyk równie szybko się kończy jak i zaczyna :-/ Gdyby tylko moja wola była odrobinę silniejsza i nie zwracała uwagi na moje zachcianki!

      Usuń
    3. Moja wola zdecydowanie zmężniała, gdy ujrzała cyferki na wadze ;)

      Usuń
    4. Ja też zrobiłam sobie przerwę od słodyczy. ZERO. :P

      Usuń
    5. No wiosna idzie...;)

      Usuń
    6. też jestem na odwyku nie tylko od słodyczy ale też od fast foodów;)

      Usuń
    7. Fast foody mnie na szczescie nie pociągają;)

      Usuń
  2. jam zależna od blogowania xd to chyba najstraszniejsze że mam wizję jak mi odcinają neta a ja wpadam w depresję bo nie mam jak tworzyć;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie kusi czekolada, jak cholera kusi - szaleńcza obsesja :P A tak całkiem na poważnie, to ja raczej nałogów nie posiadam. Kiedyś miałam, ale... nie, jakoś nie uśmiecha mi się wracać do miętowej woni papierosów. Drobny, młodzieńczy bunt. Jestem mądrzejsza o te kilka lat :P A z alkoholu już dawno zrezygnowałam. Nie jest mi potrzebny do życia - może kilka razy do roku wypiję wino, ot co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z alkoholu, jako minimalista absolutny spożywam wylacznie piwo. I to nie z kumplami pod budka;))). A Papierosy to słaby pomysł.

      Usuń
  4. Palę i nie potafię przestać. Tyle razy próbowałam i nic...wystarczy, że coś mnie zdenerwuję i sięgam po paczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj. To katastrofalne dla kieszeni i po płucu daje... Wiesz kiedyś przeczytałam takie zdanie, ze gdyby ludzie musieli nosić swoje płuca na zewnątrz, to w życiu by nie palili...

      Usuń
  5. Ja jestem uzależniona od słodyczy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po ostatnim ważeniu slubowalam, ze nawet nie spojrzę na słodycze:)

      Usuń
  6. Zakupoholizm :(. Kosmetyki szczególnie:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Kasiu...na szczęście nie mam takiego nałogu, jak ten osobnik na klatce schodowej ;)
    Inne uzależnienia ? na pewno wszelkie kosmetyki kuszą mnie zawsze ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko pokusa Bożenka wiec spokojnie ;), mam to samo;)

      Usuń
  8. Byłam uzależniona od słodyczy, ale wyszłam z uzależnienia. :D Wystarczyła dłuższa przerwa, by ponownie sięgnąć po batona i dojść do wniosku, że niedobre to, słodkie do porzygu i w ogóle ble.
    Co do alko...hehe ja często tak właśnie mawiam: "ja się nie upijam, tylko wprowadzam swoją duszę w stan baśniowy";D Lubię sobie wypić, ba, nawet solidnie. Rum, whiskey, winko, whatever. Ale mam nad tym kontrolę, tzn. nie ciągnie mnie jakoś specjalnie, choć od czasu do czasu za mną chodzi.
    Fajnie piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki i wzajemnie:)
      Oj, alkohol jest dla ludzi a w normalnych dawkach - mam tu na myśli rownież sporadyczne wyskoki- rzekłabym ma nawet zbawienne działanie ;)

      Usuń
  9. Wszystko zaczyna się od tego co mamy w głowie, jest z Nami naprawdę źle jeżeli takie czynniki jak alkohol biorą nad Nami górę, nie chcę debatować i zarzekać się, że ja to nigdy, bo tego co będzie nie wie nikt, jednak prawdą jest, że dość się napatrzyłam na to co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem, nie lubię alkoholu i chyba raczej już się to nie zmieni, w końcu pod tę stronę powinniśmy już mądrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swiete słowa. Uwierz, ze tez sporo widziałam... Ale tak, jak mowisz- nigdy nie nalezy mowic "nigdy", bo nie wiemy, co czeka za zakrętem ...

      Usuń
  10. Ja wącham- ale zapaszki perfum, świruję jak widzę woski, świeczki, świeczunie, piję-dużo wody, fiu fiu nie tylko wody :D no to siup w ten głupi dziób :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia w tym kierunku jak najbardziej mozesz podążać... chyba ze puścisz rodzine z torbami przez te perfumy ;)

      Usuń
  11. Świetnie piszesz i dobrze się ciebie czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Żadne uzależnienie na szczęście mnie nie dopadło - papierosy nigdy nie przyciągały, a wręcz odpychały zapachem, którego nie mogę znieść; alkohol sporadycznie i w niewielkich ilościach; za słodyczami nie przepadam, chociaż uwielbiam piec wszelkiego rodzaju ciasta. Myślę, że na co dzień walczę raczej z pokusami; szczególnie gdy mam gorszy dzień nowy zakup wydaje się idealnym, choć oczywiście chwilowym, polepszaczem nastroju. Ale ratuje mnie przed tym to, że nie lubię spędzać czasu w centrach handlowych. Wydaje mi się, że najczęściej walczę ze sobą, żeby zmobilizować się do wyjścia z domu, bo straszny ze mnie kanapowiec.

    Pozdrawiam serdecznie,

    http://www.surrealbutnice.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tez mam zapędy do domatorstwa - zwłaszcza, gdy jestem przemęczona:(. Wówczas nawet na spacer idę, jak na ścięcie głowy toporem :(

      Usuń
  13. pokusa... zmagam się z nią co dzień gdy tęsknię spoglądam na wyładowany po brzegi słodyczami barek ;)

    OdpowiedzUsuń