Poniedziałek. Zimno. Pada. Wieje. Kanał.
Poniedziałek. W ambitnych planach dzisiejszego posta – literatura skandynawska.
Zatem… witamy w rzeźni…;)
Rozmyślając nad tematem dzisiejszej gawędy byłam szalenie podniecona,
albowiem literatura skandynawska – głównie szwedzka jest tym, co budzi we mnie
dość skrajne emocje – od uwielbienia do nienawiści… Czego to ja miałam nie
napisać, jakaż to mądrość miała sączyć się z monitora, toż to miał być wykład niemalże…
– a teraz siedząc przed białawo mrugającą wirtualną kartką na ekranie mojego-nie-mojego
komputera stwierdzam, że właściwie nie mam nic do powiedzenia… Nadmiar myśli i
emocji jak zawsze powoduje u mnie totalną niemoc twórczą i blokadę na linii:
myśl – jej uzewnętrznienie… A szkoda, bo literatura skandynawska jest dla
każdej jednostki ludzkiej wręcz pierwotnie zaprogramowaną. Leży u genezy
naszego widzenia świata, jest nawigatorem rodzącej się wyobraźni. Tak, tak
kochani. Dobrze kombinujecie. To baśniowy świat Pana Andersena – Duńczyka żeby
nie było;) – wyłuskał nas z powijaków…. Co
tu dużo gadać, moje dzieciństwo zdominowali wspaniali pisarze zza morza a już szczególnie pani Lindgren. Pamiętam
zaciekawienie z jakim pochłaniałam Dzieci z Bullerbyn, emocje jakie przeżywałam
wraz z Pippi Långstrump, wzruszenia jakich dostarczał niejaki Karlsson z dachu…
ech. Wierni towarzysze dzieciństwa… Było…i coś zostawiło…
Witamy w rzeźni… tak zatytułowałam dzisiejszą opowieść. Dlaczego?
Trochę przewrotnie… Jestem fanatyczną wielbicielką Skandynawii, natomiast nie
do końca jestem przekonana, czy wielką wielbicielką literatury skandynawskiej…
Oczywiście, nie prowadzę tu wykładów akademickich (a miało być tak mądrze…) dlatego
ograniczę się do kilku przykładów - może niefortunnych ale lepsze nie
przychodzą mi dziś pod klawiaturę. Cały świat zachwyca się piśmiennictwem
szwedzkim. Cały świat padł na kolana przed trylogią Stiega Larssona Millenium. Jako że, bycie na bieżąco w świecie literackim jest
jedną/jedyną ambicją, jaką posiadam w zakresie bycia na bieżąco w czymkolwiek, natychmiast
zakupiłam Larssona i dałam się ponieść jego opowieści. I jakie wrażenia? Bardzo
mieszane. Książki są doskonale napisane, niebanalne, czuć w nich tchnienie
geniuszu, pomysł, wenę, wizję – nie cierpię ich… No właśnie. Przeczytałam
jednym tchem, podziwnęłam i…nie lubię – zapewne na mą biedną głowę spadną gromy
ale cóż… Wiecie, co mnie drażni w Millenium?
Taki obrzydliwy naturalizm. Naturalizm i realizm bardziej realny niż w
najbardziej realnym realu. Coś paskudnie wpływającego na moją wrażliwą duszę.
Jestem formalnie chora czytając mięsno-rzeźnicze opisy. W ogóle zauważam, ze
cała literatura szwedzka poszła w bardzo boleśnie naturalistycznym kierunku.
Mam bardzo świadomą świadomość różnic mentalności Polaka i Szweda - głębokich niczym
dzielący nas Bałtyk. W Szwecji tematy tabu nie istnieją – w Polsce jest ich
zbyt wiele – myślę, ze złotym środkiem byłoby i tu i tam co nieco odczarować
czy zaczarować – wszystkim wyszłoby to na zdrowie. Stieg Larsson zaprasza na (symboliczne
oczywiście) kamieniowanie ale robi to inaczej niż Monty Python – kupuję tą
drugą opcję ;) Ten radykalny realizm pojawił się też - co dla mnie jest jakieś nie do końca przekonujące -w nurcie literatury
dziecięcej. Niejaka pani Asa Lind powiada, że Dzieci żyją w świecie rzeczywistym, ze wszystkimi jego problemami.
Dlatego nie można unikać trudnych tematów w literaturze dziecięcej i
słusznie powiada, niemniej jednak problematykę śmierci, przemocy domowej, wykorzystywania
nieletnich czy alkoholizmu skierowałabym raczej do dzieciaczka nieco starszego
niż 5 –latek. Daleka jestem od twierdzenia, że dzieci mają żyć w nieświadomości
otaczającego ich świata. Uważam jednak, że fajnie gdy literatura czyni ten
świat bajkowym – nawet a zawłaszcza dla tych maluchów, którym przyszło żyć w
cholernie niebajkowym domu/rodzinie/kraju. Naprawdę jestem bardzo szczęśliwa,
że będąc małą niesłodką dziewczynką podróżowałam wraz z Pippi a nie zaczytywałam się w opisach poalkoholowych
wyczynów jej taty, który będąc w sanie upojenia uderzył mamę siekierką…na przykład….
Kwestia spojrzenia. Dzieciaczki powinny być świadome ale ta świadomość musi
mieć swój wiek i swoje ramy – a sposób jej podania naprawdę nie musi być
rzeźniczy… Jest taka książeczka (nie skandynawska) dla maluchów - Z Tango jest nas troje – opowiada prawdziwą
historię pary pingwinów (dwóch samców), które wspólnie wychowują małego
pingwinka Tango… Trudne zagadnienie homoseksualności – rodzina w modelu
tata-tata, mama - mama! Ale jak podane! Można? Można! Jestem na tak!
Wróćmy do literatury szwedzkiej. Teraz będzie o zachwytach… Mniej, bo
z zachwytów nie trzeba się tłumaczyć…
Majgull Axelsson. Każda jej książka to objawienie. Też jest
naturalizm, ale bezmięsny… Realizm jest - aż do bólu serwowany - ale w znakomitych obrazach… A sposób
przekazu – klękajcie narody. Literatura wybitna. Kwietniowa czarownica, Dom Augusty, Lód i woda, woda i lód, Pępowina, Droga
do piekła… itd – każda z tych pozycji to morze wzruszeń. To nie jest
literatura łatwa i przyjemna, to jest literatura gorzka, bolesna, pełna
szarości, ciemności i brudków ludzkich duszyczek. To jest literatura! Moim zdaniem szkoda czasu na pisanie o
rzeczach, które nie są ważne. Z kolei sprawy ważne zwykle są w jakiś sposób
bolesne – to pani Axelsson. Nie omijajcie tych pozycji w księgarni. Warto
je poznać. Zaprawdę powiadam wam, warto doświadczyć tego bólu.
Tematu nie wyczerpałam, ba nawet nie powąchałam – chyba nawet
pojechałam… ale przyczynek do dyskusji jest…
Ja Millelium też wielbię aczkolwiek odkrywam także kryminały szwedzkie i norweskie:D
OdpowiedzUsuńJa jakos nie czuje tych książek. Milenium nie pokochałam.Ale to pewnie dlatego, ze generalnie kryminały do mnie nie przemawiają.
Usuńmnie właśnie kręci tematyka kriminalna dumać i tropić złoczyńców w zimnych klimatach ach xd czytnij sobie Ninni Schluman, pokochasz kryminały!
Usuńniestety na razie tylko oglądałam nie czytałam bo o z grozo czasu brak ale nadrobie kiedys i siw wypowiem a kryminały kocham czytac i ogladac
OdpowiedzUsuńJa nie oglądałam :)
UsuńJa przeczytałam trzy tomy praktycznie jednym tchem. Może nie jest to jakaś wyrafinowana sztuka, ale jak dla mnie, to doskonały odmulacz od codzienności:)
OdpowiedzUsuńJa natomiast przychylam sie do opinii, ze jest to rzecz wybitna- natomiast absolutnie nie wpisuje sie w moje upodobania i potrzeby.
UsuńChyba będę musiała nadrobić i poczytać :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńŻadnej z tych książek nie czytałam. Ogólnokrajowe/światowe zachwyty nad jakąkolwiek książką prędzej mnie do niej zniechęcą niż zachęcą do przeczytania :) Ze skandynawskiej literatury lubię C. Lackberg, może nie jest to wysokich lotów lektura, ale wciąga mnie i pozwala oderwać się od szarości dnia i obowiązków :)
OdpowiedzUsuńA wiesz- mam podobnie... Zbyt entuzjastyczne zachwyty stawiają mnie z punktu w roli krytyka;).
UsuńPóki co robiłam jedno podejście, jak się pewnie domyślasz - nieudane. Ale tak łatwo nie odpuszczam i na pewno wrócę do niej z zupełnie innym już nastawieniem.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, bo niewątpliwie warto- ale czy polubisz...?. Polecam panią Axelsson - to naprawdę wysokie C i z dusza:)
Usuń"Dzieci z Bullerbyn" to była moja najukochańsza książka z dzieciństwa, którą z sentymentem wspominam do dziś :)
OdpowiedzUsuńze skandynawskiej literatury rozczytuję się w powieściach C. Lackberg, której nigdy bym chyba nie odkryła gdyby nie mój eks, który podarował mi pierwszą jej książkę na urodziny- na coś się jednak chłopina przydał :P
Ponoć kazdy, kto pojawia sie w naszym życiu, pojawia sie po cos :). Widac ten gość miał misje dostarczenia ksiazki ;). Dobre i to. A Dzieci z Bulleśnym wymiatają :)
Usuń