poniedziałek, 30 marca 2015

Witamy w rzeźni, czyli nie lubię pana Larssona…

Poniedziałek. Zimno. Pada. Wieje. Kanał.
Poniedziałek. W ambitnych planach dzisiejszego posta – literatura skandynawska. Zatem… witamy w rzeźni…;)
Rozmyślając nad tematem dzisiejszej gawędy byłam szalenie podniecona, albowiem literatura skandynawska – głównie szwedzka jest tym, co budzi we mnie dość skrajne emocje – od uwielbienia do nienawiści… Czego to ja miałam nie napisać, jakaż to mądrość miała sączyć się z monitora, toż to miał być wykład niemalże… – a teraz siedząc przed białawo mrugającą wirtualną kartką na ekranie mojego-nie-mojego komputera stwierdzam, że właściwie nie mam nic do powiedzenia… Nadmiar myśli i emocji jak zawsze powoduje u mnie totalną niemoc twórczą i blokadę na linii: myśl – jej uzewnętrznienie… A szkoda, bo literatura skandynawska jest dla każdej jednostki ludzkiej wręcz pierwotnie zaprogramowaną. Leży u genezy naszego widzenia świata, jest nawigatorem rodzącej się wyobraźni. Tak, tak kochani. Dobrze kombinujecie. To baśniowy świat Pana Andersena – Duńczyka żeby nie było;) – wyłuskał nas z powijaków…. Co tu dużo gadać, moje dzieciństwo zdominowali wspaniali pisarze zza morza a już szczególnie pani Lindgren. Pamiętam zaciekawienie z jakim pochłaniałam Dzieci z Bullerbyn, emocje jakie przeżywałam wraz z Pippi Långstrump, wzruszenia jakich dostarczał niejaki Karlsson z dachu… ech. Wierni towarzysze dzieciństwa… Było…i coś zostawiło…
Witamy w rzeźni… tak zatytułowałam dzisiejszą opowieść. Dlaczego? Trochę przewrotnie… Jestem fanatyczną wielbicielką Skandynawii, natomiast nie do końca jestem przekonana, czy wielką wielbicielką literatury skandynawskiej… Oczywiście, nie prowadzę tu wykładów akademickich (a miało być tak mądrze…) dlatego ograniczę się do kilku przykładów - może niefortunnych ale lepsze nie przychodzą mi dziś pod klawiaturę. Cały świat zachwyca się piśmiennictwem szwedzkim. Cały świat padł na kolana przed trylogią Stiega Larssona Millenium. Jako że, bycie na bieżąco w świecie literackim jest jedną/jedyną ambicją, jaką posiadam w zakresie bycia na bieżąco w czymkolwiek, natychmiast zakupiłam Larssona i dałam się ponieść jego opowieści. I jakie wrażenia? Bardzo mieszane. Książki są doskonale napisane, niebanalne, czuć w nich tchnienie geniuszu, pomysł, wenę, wizję – nie cierpię ich… No właśnie. Przeczytałam jednym tchem, podziwnęłam i…nie lubię – zapewne na mą biedną głowę spadną gromy ale cóż… Wiecie, co mnie drażni w Millenium? Taki obrzydliwy naturalizm. Naturalizm i realizm bardziej realny niż w najbardziej realnym realu. Coś paskudnie wpływającego na moją wrażliwą duszę. Jestem formalnie chora czytając mięsno-rzeźnicze opisy. W ogóle zauważam, ze cała literatura szwedzka poszła w bardzo boleśnie naturalistycznym kierunku. Mam bardzo świadomą świadomość różnic mentalności Polaka i Szweda - głębokich niczym dzielący nas Bałtyk. W Szwecji tematy tabu nie istnieją – w Polsce jest ich zbyt wiele – myślę, ze złotym środkiem byłoby i tu i tam co nieco odczarować czy zaczarować – wszystkim wyszłoby to na zdrowie. Stieg Larsson zaprasza na (symboliczne oczywiście) kamieniowanie ale robi to inaczej niż Monty Python – kupuję tą drugą opcję ;) Ten radykalny realizm pojawił się też - co dla mnie jest jakieś nie do końca przekonujące -w nurcie literatury dziecięcej. Niejaka pani Asa Lind powiada, że Dzieci żyją w świecie rzeczywistym, ze wszystkimi jego problemami. Dlatego nie można unikać trudnych tematów w literaturze dziecięcej i słusznie powiada, niemniej jednak problematykę śmierci, przemocy domowej, wykorzystywania nieletnich czy alkoholizmu skierowałabym raczej do dzieciaczka nieco starszego niż 5 –latek. Daleka jestem od twierdzenia, że dzieci mają żyć w nieświadomości otaczającego ich świata. Uważam jednak, że fajnie gdy literatura czyni ten świat bajkowym – nawet a zawłaszcza dla tych maluchów, którym przyszło żyć w cholernie niebajkowym domu/rodzinie/kraju. Naprawdę jestem bardzo szczęśliwa, że będąc małą niesłodką dziewczynką podróżowałam wraz  z Pippi a nie zaczytywałam się w opisach poalkoholowych wyczynów jej taty, który będąc w sanie upojenia uderzył mamę siekierką…na przykład…. Kwestia spojrzenia. Dzieciaczki powinny być świadome ale ta świadomość musi mieć swój wiek i swoje ramy – a sposób jej podania naprawdę nie musi być rzeźniczy… Jest taka książeczka (nie skandynawska) dla maluchów - Z Tango jest nas troje – opowiada prawdziwą historię pary pingwinów (dwóch samców), które wspólnie wychowują małego pingwinka Tango… Trudne zagadnienie homoseksualności – rodzina w modelu tata-tata, mama - mama! Ale jak podane! Można? Można! Jestem na tak!
Wróćmy do literatury szwedzkiej. Teraz będzie o zachwytach… Mniej, bo z zachwytów nie trzeba się tłumaczyć…
Majgull Axelsson. Każda jej książka to objawienie. Też jest naturalizm, ale bezmięsny… Realizm jest - aż do bólu serwowany - ale w znakomitych obrazach… A sposób przekazu – klękajcie narody. Literatura wybitna. Kwietniowa czarownica, Dom Augusty, Lód i woda, woda i lód, Pępowina, Droga do piekła… itd – każda z tych pozycji to morze wzruszeń. To nie jest literatura łatwa i przyjemna, to jest literatura gorzka, bolesna, pełna szarości, ciemności i brudków ludzkich duszyczek. To jest literatura! Moim zdaniem szkoda czasu na pisanie o rzeczach, które nie są ważne. Z kolei sprawy ważne zwykle są w jakiś sposób bolesne – to pani Axelsson. Nie omijajcie tych pozycji w księgarni. Warto je poznać. Zaprawdę powiadam wam, warto doświadczyć tego bólu.

Tematu nie wyczerpałam, ba nawet nie powąchałam – chyba nawet pojechałam… ale przyczynek do dyskusji jest…

15 komentarzy:

  1. Ja Millelium też wielbię aczkolwiek odkrywam także kryminały szwedzkie i norweskie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakos nie czuje tych książek. Milenium nie pokochałam.Ale to pewnie dlatego, ze generalnie kryminały do mnie nie przemawiają.

      Usuń
    2. mnie właśnie kręci tematyka kriminalna dumać i tropić złoczyńców w zimnych klimatach ach xd czytnij sobie Ninni Schluman, pokochasz kryminały!

      Usuń
  2. niestety na razie tylko oglądałam nie czytałam bo o z grozo czasu brak ale nadrobie kiedys i siw wypowiem a kryminały kocham czytac i ogladac

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja przeczytałam trzy tomy praktycznie jednym tchem. Może nie jest to jakaś wyrafinowana sztuka, ale jak dla mnie, to doskonały odmulacz od codzienności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast przychylam sie do opinii, ze jest to rzecz wybitna- natomiast absolutnie nie wpisuje sie w moje upodobania i potrzeby.

      Usuń
  4. Chyba będę musiała nadrobić i poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnej z tych książek nie czytałam. Ogólnokrajowe/światowe zachwyty nad jakąkolwiek książką prędzej mnie do niej zniechęcą niż zachęcą do przeczytania :) Ze skandynawskiej literatury lubię C. Lackberg, może nie jest to wysokich lotów lektura, ale wciąga mnie i pozwala oderwać się od szarości dnia i obowiązków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz- mam podobnie... Zbyt entuzjastyczne zachwyty stawiają mnie z punktu w roli krytyka;).

      Usuń
  6. Póki co robiłam jedno podejście, jak się pewnie domyślasz - nieudane. Ale tak łatwo nie odpuszczam i na pewno wrócę do niej z zupełnie innym już nastawieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj, bo niewątpliwie warto- ale czy polubisz...?. Polecam panią Axelsson - to naprawdę wysokie C i z dusza:)

      Usuń
  7. "Dzieci z Bullerbyn" to była moja najukochańsza książka z dzieciństwa, którą z sentymentem wspominam do dziś :)
    ze skandynawskiej literatury rozczytuję się w powieściach C. Lackberg, której nigdy bym chyba nie odkryła gdyby nie mój eks, który podarował mi pierwszą jej książkę na urodziny- na coś się jednak chłopina przydał :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć kazdy, kto pojawia sie w naszym życiu, pojawia sie po cos :). Widac ten gość miał misje dostarczenia ksiazki ;). Dobre i to. A Dzieci z Bulleśnym wymiatają :)

      Usuń