Kochani Czytelnicy spieszę
donieść, że znalazłam jeszcze durniejszą publikacje, niż ta o mruganiu Boga… Wydawało
się niemożliwe. A jednak. Jest! Mam ją przed sobą i usiłuję otrząsnąć się z
szoku, w jakim znalazłam się po jej przeczytaniu. To jest dopiero badziewiak! Zatem
bierzmy robala pod lupę!
Nie jestem wielkim fanem książek
w stylu "Życie po życiu" niemniej jednak przypadkowo stałam się
posiadaczka dzieła pod nazwą "Dowód" - totalnej bredni pióra
niejakiego Ebena Alexandra... Uff... Ludzie! Niech was opatrzność broni przed
zainwestowaniem w ten gniot 20 zł polskich - już lepiej kupcie zeszyt i sami
coś napiszcie... Wszystko będzie lepsze... Nie wierze. Nie wierze... I nie mam
tu na myśli wiary w stronę metafizyczną, duchową czy fantastyczną naszego bytu -
zwyczajnie nie wierze, ze bądź, co bądź poważna firma, jaką jest Znak wypuściła
w kraj takie, co tu ukrywać – nazwijmy rzecz po imieniu - gówno. I żeby było
jasne - nie neguje przeżyć pana Alexandra, który w śpiączce będąc błąkał się w
zaświatach i doznawał objawień - ok! Nikt nikomu tego zabronić nie może. Tylko się
cieszyć, zazdrościć czy kto, co tam chce. Czepiam się stylu, bezmiaru pseudointelektualnego
bełkotu mającego chyba w swym zamierzeniu pozorować jakaś filozofię? Książka –
jak to na dowód przystało;) – jest absolutnie niewiarygodna, infantylna,
napisana językiem … nie, poniżej dna. Zamierzeniem twórcy - nie mylić ze
Stwórcą - było proste i klarowne uwiarygodnienie obwiesiom takim jak ja, że ten ostatni
istnieje… no chyba mu się nie udało J.
Efekt zdecydowanie odwrotny do zamierzonego.
Nie rozumiem. Księga sprawia wrażenie
ulepionej przez osobnika, który ukończył właśnie 7 lat i z mozołem składa wyrazy.
Idiotyzm nad idiotyzmami.
Chociaż… po zastanowieniu stwierdzam, że to dzieło
dowodem w sumie jakimś jest - głównie tego, że pan autor powinien znaleźć sobie
inne zajęcie niż pisanie. Podobno w cywilu;) jest neurochirurgiem… i to też
niepokoi, bo jeśli grzebie ludziom w mózgach skalpelem równie skutecznie, jak
przy użyciu pióra, to zaczyna być groźne…
Podsumujmy - pisać każdy może, ale
wydawać wszystkiego nie trzeba. Za puszczenie tego w obieg i nazwanie
"książką" a tym samym próbę ogłupienia ludu - na zesłanie...
Gniot! Ludzie! Nad gniotami.
Mount Everest badziewia!
Nie polecam.
Na pewno nie sięgnę po tą książkę :)
OdpowiedzUsuńRaczej szkoda czasu:)
UsuńPodpisuję się pod recenzją wszystkimi łapkami! Czytałam a raczej usiłowałam czytać. Masakryczna głupota!
OdpowiedzUsuńNo czytanie tego to zabawa dla zdeterminowanych!
Usuńgdzies ja chyba mam ta ksiazke :)
OdpowiedzUsuńWystaw na Allegro;))))
UsuńWłaśnie niedawno skończyłam ją czytać, aczkolwiek było to nie lada wyzwanie, bo książka jest faktycznie fatalnie napisana, a jej treść... No cóż. Na pewno dyskusyjna, aczkolwiek bliżej mi do Twoich poglądów.
OdpowiedzUsuńŁadnie to nazwałaś - wyzwanie:). Wlasnie tego określenia mi brakowało!!!:))))
UsuńWspólnymi siłami doszłyśmy do konsensusu :-)
UsuńA ile uciechy ;)
Usuńhaha :D
OdpowiedzUsuńbędę trzymać się od tej książki z daleka :P
OdpowiedzUsuńZaoszczędzisz czas i kase ;)
Usuńnie czytałam, zaraz idę luknąć jak wygląda :))
OdpowiedzUsuńUbawisz sie ;)
Usuńprzeczytałam jakiś czas temu, choć chyba trafniejszym byłoby stwierdzenie przebrnęłam przez tę "publikację"... i mam podobne obawy co Ty - jeśli ten pan jest neurochirurgiem to mój świat chwieje się w posadach...
OdpowiedzUsuńNo jakos nie powierzyłabym mu nikogo bliskiego ;).
Usuń