Kochani, skoro bohaterowie bywają czasami zmęczeni, to tym bardziej zwykli śmiertelnicy mają prawo do symbolicznego padnięcia pyskiem w piach. Malkontentka nie dość, że uległa zmęczeniu, to jeszcze dodatkowo potężnej słabości. I stało się… podstępny wirus wykorzystał ten chwilowy brak koordynacji malkontenckich systemów i wdarł się w najsilniej nadwyrężony - immunologiczny. Siedzi mi tu teraz wściekła baba, z cieknącym nosem, bolącym gardłem i łypie wrednie podkrążonym okiem. Ale przynajmniej nie gada…
Kiedy się jej tak dyskretnie przyglądam, stwierdzam, że wszystkie wysiłki i suma summarum gruba kasa idąca na poprawę jej urody zdecydowanie lądują w błocie – nic chyba z tego nie będzie…No, ale dobra, nie będziemy obdzierać nikogo ze złudzeń. Jedziemy dalej. Dziś opowiem wam o kolejnym kosmetycznym cudzie, który w zetknięciu z nieskromną osobą naszej bohaterki okazał się bublem. W sumie zaczynam się zastanawiać, czy ona o jakąś kasę unijną za to testowanie nie powinna się starać. Rolnicy mogą, posiadacze siedmiu drzew, nazywanym szumnie lasem – mogą, to chyba osoba narażająca swoje zdrowie też może? Pomyślę o tym jutro - jak mawiała pewna O’Hara w sukni z gorsetem i rozumem wytrawnej bizneswoman skrytym pod kokieteryjnym kapeluszem…
Kiedy się jej tak dyskretnie przyglądam, stwierdzam, że wszystkie wysiłki i suma summarum gruba kasa idąca na poprawę jej urody zdecydowanie lądują w błocie – nic chyba z tego nie będzie…No, ale dobra, nie będziemy obdzierać nikogo ze złudzeń. Jedziemy dalej. Dziś opowiem wam o kolejnym kosmetycznym cudzie, który w zetknięciu z nieskromną osobą naszej bohaterki okazał się bublem. W sumie zaczynam się zastanawiać, czy ona o jakąś kasę unijną za to testowanie nie powinna się starać. Rolnicy mogą, posiadacze siedmiu drzew, nazywanym szumnie lasem – mogą, to chyba osoba narażająca swoje zdrowie też może? Pomyślę o tym jutro - jak mawiała pewna O’Hara w sukni z gorsetem i rozumem wytrawnej bizneswoman skrytym pod kokieteryjnym kapeluszem…
Wracając do tematu. Dziś będzie wycieczka do Korei. A tam…Spośród kosmetycznych perełek, ukrytych w słodkaśnych opakowaniach wyciągamy otrąbiony na forach wszelakich… BB Mineral Precious Cotton Fit z ekstraktem z bawełny od Etude House. Opinie ma ten cymesik znakomite. Narody przed nim klękają, zachwycone klientki piszą pieśni pochwalne, oszalałe nastolatki noszą jego zdjęcie w portfelu…ech… Cóż to za krem. Cudownie ma wtapiać się w skórę, rozświetlać a właścicielkę pokrytego nim oblicza doprowadzać do stanu niemalże ekstatycznego…. No po takiej lekturze Malkontentka musiała, no po prostu musiała go nabyć! Cena do przeżycia, bo około 70 zł a pojemność nad wyraz szczodra – dwukrotnie większa niż w przypadku europejskich specyfików. Krem okazał się być mazią ukrytą w urokliwej tubie wyposażonej w pompkę – bardzo fajne rozwiązanie. Konsystencja spoko, zapach też. Nic nie zapowiadało żadnych groźnych niespodzianek. Malkontentka przy użyciu pędzla (tak, tak cywilizujemy się powoli….) nałożyła BB na oblicze i po wstępnej inspekcji uznała, że rzeczywiście to było dobrze zainwestowane 69 zł…
A propos cywilizowania się coś mi przyszło do głowy! Nie odmówię sobie tej przyjemności…
Wiecie, po czym poznać gentelmana? Gentelman wyciąga naczynia ze zlewu zanim do niego nasika…
Sorki, musiałam...
…tak. Zatem z tym obliczem pomalowanym kremem z bawełną wyruszyła nasza bohaterka w brutalne życie – tym razem żadnych śluzów ze ślimaka, żadnych jadów żmii – ot zwykły, niewinny wyciąg z bawełny – bezpieczny i absolutnie nieuruchamiający chorych trybików malkontenckiej wyobraźni… Malkontentka czuła się ładna, kroczyła pewnie i z podniesioną głową – nic tak nie poprawia samopoczucia jak świadomość własnej urody promieniejącej blaskiem…. Tego…
No. I taka sobie promieniejąca trwała, aż wkroczyła do biura, gdzie miast pełnych zawiści spojrzeń koleżanek usłyszała pytanie – a dlaczego jesteś taka żółta? Z butą odpowiedziała – bo lubię i pogalopowała do łazienki, żywiąc w sercu nadzieję, że pytanie było li i jedynie wyrazem babskiej zawiści. Nie było! Oblicze Malkontentki pyszniło się wspaniałym żółtym, słonecznikowym odcieniem osoby w zaawansowanym stadium choroby wątrobowej…
A propos cywilizowania się coś mi przyszło do głowy! Nie odmówię sobie tej przyjemności…
Wiecie, po czym poznać gentelmana? Gentelman wyciąga naczynia ze zlewu zanim do niego nasika…
Sorki, musiałam...
…tak. Zatem z tym obliczem pomalowanym kremem z bawełną wyruszyła nasza bohaterka w brutalne życie – tym razem żadnych śluzów ze ślimaka, żadnych jadów żmii – ot zwykły, niewinny wyciąg z bawełny – bezpieczny i absolutnie nieuruchamiający chorych trybików malkontenckiej wyobraźni… Malkontentka czuła się ładna, kroczyła pewnie i z podniesioną głową – nic tak nie poprawia samopoczucia jak świadomość własnej urody promieniejącej blaskiem…. Tego…
No. I taka sobie promieniejąca trwała, aż wkroczyła do biura, gdzie miast pełnych zawiści spojrzeń koleżanek usłyszała pytanie – a dlaczego jesteś taka żółta? Z butą odpowiedziała – bo lubię i pogalopowała do łazienki, żywiąc w sercu nadzieję, że pytanie było li i jedynie wyrazem babskiej zawiści. Nie było! Oblicze Malkontentki pyszniło się wspaniałym żółtym, słonecznikowym odcieniem osoby w zaawansowanym stadium choroby wątrobowej…
Wnikliwe badania przeprowadzone w pewnej izolacji od innych jednostek ludzkich wykazały, że skóra Malkontentki tuż po użyciu kremu wygląda genialnie, poetycko mówiąc - lśni niczym macica perłowa – stan taki utrzymuje się ok 3 godzin, po czym oblicze staje się mocno żółte. W naszej szerokości geograficznej – sprawa mało praktyczna, jednak uznawszy, że jako osoba dziwna podlega dziwnym reakcjom, będącym w jej przypadku normą - oddała krem mamie zwanej potocznie Nerwuską. Mama wydawała się być zachwycona kremem – a Malkontentka upewniła się w swej odmienności i poszła po tani, bezpłciowy fluid do drogerii, bo w takie dziwolągi żal inwestować. Po dwóch dniach malkontencka mama już bardziej zwana Nerwuską niż wcześniej, krem oddała, twierdząc, że staje się po nim żółta. Podobną reakcję zgłosiły dwie przyjaciółki naszej bohaterki, które zgodziły się wystąpić w roli królików doświadczalnych! Czyli coś w tym musi być. Wniosek – nie tylko telewizja kłamie! Fora internetowe też! Porzucamy bawełnę i idziemy raczej w ślimaka – póki, co okazał się hitem!
Szkoda, że po 3 godzinach twarz robi się żółta... Nieciekawa sprawa.
OdpowiedzUsuńNawet dość dziwaczna:)
Usuńdziwaczne to bardziej adekwatne określenie, chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim
UsuńJa nawet po zwykłym drogeryjnym podkładzieczasami staję się pomarańczowa, więc po ten krem nie sięgnę na 100 %. Żeby 70 zł płacić za żółtaczkę? Chyba kogoś ostro pogięło.
OdpowiedzUsuńTo po tym na bank zżółkniesz, bo ja też mam takie tendencje do zmiany koloru:)
Usuńhaha pomaziam się tym cudem i do szefa pójdę że złapałam żółtaczkę o :D
OdpowiedzUsuńO to to!!!!!
Usuńja chętnie bym wypróbowała jakiś koreański produkt ale nie taki :D
OdpowiedzUsuńhttp://kobiecyklimat.blogspot.co.uk
Niektóre są znakomite! O kilku już pisałam. Teraz używam jeszcze pudru z its skin - bardzo mi odpowiada.
Usuńhmmmm.... to co sprawdza sie u jednych u innych nie koniecznie.... Ogólnie lubiana marka Balea okazała się dla mnie być bublem nie chcę nic cob opatrzone jest logiem "Balea", ale rozumiem że inni mogą być zadowoleni. Mój TŻ także używał wraz ze mną tych owych niemieckich kosmetyków no i..... dla nas ta marka stała sie ikoną czegoś co nie jest dobre.
OdpowiedzUsuńJasne:). Przeciez wiadomo, ze opisuje tu jakies własne subiektywne opinie.
UsuńMam podobnie z alterra jak Ty z Balea - zachwyt ogólny- a na moich włosach klęska. Generalnie - nie spróbujesz - nie wiesz:)
ojej, szkoda że sie twarz robi żółta :/ nie fajnie
OdpowiedzUsuńNo mocno dziwnie:)
UsuńDla każdego cuś innego, słynny BB mnie intrygował zawsze, ale chyba zatem zdjęcia z obliczem tegoż kremu, nosić nie będę :D
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńŻółta powiadasz... Wszak krem ten jest azjatycki, więc po szybkiej analizie stwierdzam, że ma do tego pełne prawo :-D Żart oczywiście! Z Cudów Azji próbowałam BB od Dr G. i przyznaję, że jestem nim oczarowana nadal, choć wykończyłam już opakowanie, z pewnością na lato zakupię kolejne, bo pomimo jego ziemistości niezwykle lubi się z moją skórą i faktycznie ją upiększa. A Bawełnę puścimy w zapomnienie!
OdpowiedzUsuńJa zakochałam się w BB ze śluzem ślimaczym. Genialny!
UsuńHmm, powiadasz, że kusisz... I cóż ja mam począć...
UsuńKupić miniature! Są w beautikon.
Usuńhehe już sobie wyobrażam miny Twoich koleżanek z pracy :D:D pewnie pomyśleli że samoopalacz Ci nie zeszedł hehe.
OdpowiedzUsuńZdrowiej kochana, u nas też katar, ból gardła... :/
Straciłam głos:( A koleżanki w pracy mam jeno dwie więc da się przeżyć.
Usuńzółtaczka moze byc dobra dla mnie :) może tam za dużo oleju z marchewki było:)
OdpowiedzUsuńKasia... No wiesz, ta marchewka to jednak moje przeznaczenie:)))
Usuńjak to jest produkt koreański to wcale się nie dziwie, że "barwi" na żółto :D
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
O kurna blaszka... Hm. Ja to się w ogóle boję tych koreańskich cudów, już same opakowania mnie przerażają. Jak widzę te chińsko-japonckie znaczki to zaraz mi się wydaje, że moja polska morda się z tym nie polubi... :D
OdpowiedzUsuńNo i zdrowia, zdrowia życzę! Jakbym już miała nalewkę sosnową to bym Ci podesłała, ale nie mam jeszcze...a syrop się przeżera dopiero.
Po pierwsze zdrówka. Po drugie na pewno nie jest tak źle! Krem można wykorzystać a) do wyłudzenia zwolnienia (wspomniana żółtaczka), b) do przebrania się za pszczółkę lub słonecznika na bal przebierańców i c) straszenia kurierów (to moje ulubione ostatnio zajęcie, bo nagminnie mnie nawiedzają jak mam maskę na twarzy, była już zielona, żółta i drożdżowa, teraz myślę o czerwonej....). Wszystko można zamienić na korzyści :D
OdpowiedzUsuńKreatywne:) to lubie:)
UsuńDziwne, że krem zżółkł... Szkoda, cenię sobie koreańskie kosmetyki.
OdpowiedzUsuń