Louis, myślę, że to początek pięknej przyjaźni. Tak właśnie mogłaby pomyśleć Malkontentka, gdyby była prawdziwym Rickiem Blainem, ale że jest tylko jego żałosną podróbką - no… to w sumie też pozwoliła sobie tak pomyśleć. Bowiem my - Blainowie tego świata, gdziekolwiek nie leżałaby nasza Casablanca, zawsze działamy tak samo. Łatwo wkręcamy się w emocje i jesteśmy delikatni niczym cholerna ćma Actias luna – niby groźna, niby straszy tymi sztucznymi gałami a delikatna jak puch…, no ale życie jest życiem - gorejące serce trzeba obowiązkowo oklejać bandażem sarkazmu – wtedy jest dobrze. Ulga. I właśnie pod tą kolczastą powłoką Malkontentka skrywa serce nadzwyczaj wrażliwe na piękno wszelakie. A jako że niebodze Macocha Natura jakoś tego piękna poskąpiła, rekompensuje sobie bidula braki namiętnością wielką do istot i rzeczy ładnych. Tak było i w tym przypadku… Louis, tak sobie myślę, że to początek pięknej przyjaźni – zakrzyknęła zatem Malkontentka na widok uroczej blaszanej puszeczki. Co w środku, to już nieistotne – produkt należało zdobyć za wszelką cenę, właśnie z uwagi na opakowanie…
Dobra. Z bałwankiem… i co z tego! Każdy czasem potrzebuje mieć swojego prywatnego bałwanka… A w bałwanku… ha! Krem. Krem parowy moi Państwo! Ba, nie jakiś tam byle krem, tylko – STEAMCREAM. Wiecie co to zacz? Malkontentka oczywiście sądziła, że to może do sauny, czy coś, ale nie. Krem parowy – to jest cud na cudami. Autorzy, jego magiczne właściwości tłumaczą w sposób przekonujący, fachowo zawikłany i rozwlekło-enigmatyczny, ale czy i jakie ma to odniesienie do rzeczywistości – trudno powiedzieć, o ile nie dysponujemy co najmniej doktoratem z chemii. Chociaż jeśli akurat o chemię chodzi, to we wnętrznościach kremu ponoć jej nie ma. Są za to dobroczynne i drogocenne składniki warzone w wyjątkowym procesie (sic!) polegającym na zastosowaniu pary wodnej… Taaaa, pragnę tu zwrócić uwagę na pochodzący prosto z krzaka – czyli od producenta - zwrot: WYJĄTKOWY PROCES! Na stronie wyżej wzmiankowanego autora kremu i opisu, dowiedzieć się też możemy, że ten wyjątkowy proces dzieje się za pomocą rąk własnych wysokokwalifikowanych pracowników. Malkontentka żywi głęboką wiarę i nadzieję, że owe pracowite ręce są jednakowoż czyściutkie. Co do wyjątkowości procesu myślę że lepiej się nie dowiadywać na czym polega. Zapewne jest magiczny, bo skóra potraktowana specjałem powstałym w jego wyniku, ma się wręcz uśmiechać i oddychać pełną piersią. Malkontencka skóra żadnych śmichów - chichów nie robiła, ale spoko – nic złego się po aplikacji nie wydarzyło – dobrego raczej też. Ot krem, wchłania się średnio, ma bardzo specyficzny zapach, który zdecydowanie nie przemawia do psiego nosa naszej bohaterki. Taki tam umiar w ekstazie. Żadnych fajerwerków, orgazmów – nic. No i to by było na tyle… Jest opcja, że miesiąc aplikacji to zbyt krótko, może cudowne właściwości objawiają się po kwartale? Zobaczymy! Zobaczymy, bo Malkontentka mimo wszystko polubiła ten kremik… czy za rozmazywanie się po obliczu, czy za smrodek… nie wiem, ale ona jest przecież dziwna… A życie takie piękne. Zostawmy to tak, może zapamiętamy Paryż a nie Casablankę.
ciekawe czy z czasem zacznie działać owe cuda ;)
OdpowiedzUsuńNo ja czekam pełna wiary:)
UsuńAle puszka jest!
OdpowiedzUsuńAnulka i to jest to:)
UsuńOpakowanie cudne :) nic dziwnego, że się skusiłaś :)
OdpowiedzUsuńSa jeszcze piękniejsze, bo tych puszek jest ogromny wybór
UsuńŻadnych fajerwerków? Żadnych orgazmów? Biedna Malkontentka:) Może ten krem faktycznie jest cudowny a na razie to tylko taka gra wstępna hihi. Buziaki
OdpowiedzUsuńHe he:))). Taka zachęta mówisz- fajerwerki bedą pózniej... No kto wie:)))). Buziaki :)
UsuńTylko oby nie skończyło się lizaniem lizaka przez szybę. Buziaczki
UsuńOpakowanie wygląda jak puszka z cukierkami. Będę nieco ironiczna i zapytam kiedy pojawi się krem wytwarzany siła woli :-)
OdpowiedzUsuńJa bym kupiła krem wzmacniający siłę woli :)
UsuńJa w sumie tez:))
Usuńopakowanie bardzo fajne:)
OdpowiedzUsuńŚliczne nie:)
Usuńlepiej mieć bałwanka na pudełku niż np. obok pudełka ;) a krem, jak go lubisz to najważniejsze, smaruj się na zdrowie :)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
No właśnie. Albo bałwana w pracy jako przełożonego czy cos:))))
Usuńno to jestem ciekawa czy coś się zmieni!
OdpowiedzUsuńJa wciąż na to liczę:)
UsuńMocne! :-) Puszeczka istotnie przeurocza, a krem, skoro powstał na skutek wyjątkowego procesu cuda na pewno czyni, tylko Ty nie zauważasz... A może tylko czynił je był w epoce pary?
OdpowiedzUsuńA wiesz, ze o tym nie pomyslałam!
UsuńNo a mnie zaciekawił ten magiczno-parowy proces tworzenia. Toż może jakieś odkrycie genialne jest, nie mogę przejść obok obojętnie :)
OdpowiedzUsuńNo to ja tez temu nie mogłam sie oprzeć plus puszka rzecz jasna;)
Usuńkrem brzmi jak jakiś rytualne cudo :D
OdpowiedzUsuńI ładne ma opakowanie;)
UsuńKrem parowy? Ciekawa rzecz. ;) I to słodkie pudełko.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne:)
UsuńHe he sama bym się skusiła bo pudełko cudowne :]
OdpowiedzUsuńA tych pudełek maja dziesiątki rożnych
Usuńto jest coś co MUSZĘ mieć iz pewnością kupię:)
OdpowiedzUsuńNo chyba należy spróbować;)
UsuńAle cuda tutaj opisujesz! Zapraszam na nowy post i konkurs - melodylaniella.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJa chętnie przybiję piątkę luisowi :D
OdpowiedzUsuńnie znam ale ciekawe :)
OdpowiedzUsuń