Byłam w górach. Kłamię. Byłam obok gór. Stałam i patrzyłam na nie z tęsknotą i cieknącą ślinką niczym dzieciak rozpłaszczający nos na szybie sklepu z zabawkami. Niby w zasiągu ręki, a jednak dotknąć się nie da… Cóż… jako że w góry (obok, obok) wybrałam się z potomkiem liczącym lat 5 (niespełna) nie było mowy o wyczynach a’la Wielicki. Pomijając ten fakt, górskie szczyty zdobywałam przez więcej niż połowę swojego ekscytującego żywota więc generalnie obecność małolata była niezłym pretekstem do trzymania tyłka w obszarach dość łagodnych i nie wymagających od poruszającego się obywatela specjalnego wysiłku… Zatem moi mili - wiedziona instynktem stadnym - łaziłam w grupie setek współplemieńców w górę i w dół Krupówek. Okazuje się, że jest to dość dziwna, niemniej jednak wciągająca rozrywka... I tu od razu uwaga – do zapiekłych przeciwników Zakopanego – wstrzymajcie konie i przygryźcie ostrza swoich języków. Lubię Zakopane i dobrze mi z tym! Jakoś znudziły mi się kretyńskie tyrady różnych osobników w stylu – znowu tam, jak można tam jeździć, chyba jesteś niepoważna, ale ty masz upodobania. A ucałujcie mnie w tylną część ciała… i jedzcie gdzie chcecie. Ja jestem za stara na krwawe emocje w Tunezji i za biedna żeby wlec walizkę kasy do bankrutującej Grecji, do tego zbyt wielki ze mnie patriota żeby zmuszać rządzących (kimkolwiek są) do ściągania mnie z jakiś cudacznych rejonów świata na koszt podatnika.
Dobra – łażąc tak w tym tłumie, przysiadałam co czas jakiś nad kawą czy deserem i okraszałam swoje wnętrzności grubą warstwą bitej śmietany i innych słodkich paskudztw… Przyglądałam się ludziom i dziwnym zjawiskom, które wyrastały na mojej drodze…
Ot – zachęcające menu przed hotelem (trzy gwiazdki)...
albo kiełkujące ciżemki…
Fajne…
Widziałam też miłą siostrę zakonną zasuwającą z wózkiem wypełnionym różowym niemowlakiem – uśmiechnęła się do mnie radośnie – oduśmiechnęlam się - i pogalopowała przed siebie niczym - z lekka surrealistyczne - odium dla pędzonego żądzą konsumpcji świata…
Wjechałam z małolatem na Gubałówkę, podziwnęliśmy rezydujące tam psy (Franek i Józek – miodzio nie psy), pokazałam potomkowi skocznie, kupiłam pluszową papugę i ciuchciucha (to sympatyczny zielony stworek – młody nazwał go ciuchciuchem, czyli zapewne takie jest jego imię). Kładłam się spać z kurami, wstawałam bladym świtem i drżąc z zimna na tarasie słuchałam potoku szemrzącego w ogrodzie, napawałam oczy soczystą zielenią pobliskiego lasu… uciekałam od wszystkiego w sobie. Dolce far niente. Żadnego zbędnego wysiłku, myślenia, stresu. Wiecie. Dobrze mi było. Tylko za krótko. Wciąż mam zbyt słabe akumulatory, aby aktywnie uczestniczyć w życiu. Czekam z utęsknieniem na ten prawdziwy urlop.
Dobra – łażąc tak w tym tłumie, przysiadałam co czas jakiś nad kawą czy deserem i okraszałam swoje wnętrzności grubą warstwą bitej śmietany i innych słodkich paskudztw… Przyglądałam się ludziom i dziwnym zjawiskom, które wyrastały na mojej drodze…
Ot – zachęcające menu przed hotelem (trzy gwiazdki)...
albo kiełkujące ciżemki…
Fajne…
Widziałam też miłą siostrę zakonną zasuwającą z wózkiem wypełnionym różowym niemowlakiem – uśmiechnęła się do mnie radośnie – oduśmiechnęlam się - i pogalopowała przed siebie niczym - z lekka surrealistyczne - odium dla pędzonego żądzą konsumpcji świata…
Wjechałam z małolatem na Gubałówkę, podziwnęliśmy rezydujące tam psy (Franek i Józek – miodzio nie psy), pokazałam potomkowi skocznie, kupiłam pluszową papugę i ciuchciucha (to sympatyczny zielony stworek – młody nazwał go ciuchciuchem, czyli zapewne takie jest jego imię). Kładłam się spać z kurami, wstawałam bladym świtem i drżąc z zimna na tarasie słuchałam potoku szemrzącego w ogrodzie, napawałam oczy soczystą zielenią pobliskiego lasu… uciekałam od wszystkiego w sobie. Dolce far niente. Żadnego zbędnego wysiłku, myślenia, stresu. Wiecie. Dobrze mi było. Tylko za krótko. Wciąż mam zbyt słabe akumulatory, aby aktywnie uczestniczyć w życiu. Czekam z utęsknieniem na ten prawdziwy urlop.
Zazdroszczę Ci tego krótkiego wyjazdu, tym bardziej, że byliście w Zakopanem, które to uwielbiam i zdania nie zmienię, pomimo, że jest skomercjalizowane! Ale litości, które miasteczko wypoczynkowe nie jest. Tak czy owak, Zakopane i Kołobrzeg to dwa polskie, obowiązkowe punkty na mojej corocznej, wyprawowej mapie :-)
OdpowiedzUsuńCzesto jestem w Zakopanem. Moze kiedyś jakos sie tam zgramy... No coz ... W Kołobrzegu tez :D
UsuńNo nieee! :-D W takim razie nasze spotkanie będzie obowiązkowe, o ile oczywiście zgramy się w terminach :-)
UsuńNie no, z pewnoscia sie zgramy:)
Usuńja w Beskidy jadę zwiedzać górki i dołki xd :D w Zakopanym byłam z 8 razy:)
OdpowiedzUsuńOj super! Baw sie dobrze!
Usuńoj będę węszyć przygody na szczytach:D
UsuńJa Cię proszę - przygody w dolinkach!
UsuńNigdy nie zrozumiem co kieruje ludzmi, którzy wtykają nos nawet w cudze wakacje - chyba nie zmuszasz nikogo, żeby na siłe z Tobą do tego Zakopanego jechał. Lubisz i koniec tematu.
OdpowiedzUsuńSwieta racja!!!
Usuńludzie to ze wszystkiego zrobią doniczkę, nawet z butów:P
OdpowiedzUsuńAle przyznasz, ze jest pomysłowa:)
Usuńsuper:) ja tez czekam na prawdziwy urlop ale to dopiero jak dziewczyny troche urosną i wyjedziemy gdzies dalej niz 100km od domu
OdpowiedzUsuńOj jak ja to rozumiem!
UsuńJa w górach byłam raz. Wspominam piękne widoki ale i nieznośne zatykanie uszu.
OdpowiedzUsuńRóżnica ciśnień. Niektorzy bardzo drastycznie to odczuwają.
Usuńsuper post, swietnie prowadzisz bloga
OdpowiedzUsuńbrawo!
Dziekuje serdecznie!
UsuńByłam raz w Z. Wybraliśmy się, wtedy jeszcze z narzeczonym, na Zawrat, jednak źle obliczyliśmy czas i na szczycie, zaczął nas łapać mrok. Także schodziliśmy już zupełnie po ciemku. Nie zapomnę tych wrażeń do końca życia:)
OdpowiedzUsuńTo jak na pierwszy raz to rzeczywiscie trasa gruba. Ja jestem z rodziny górali i wiesz... zasady sa niezłomne! Do gór- z szacunkiem. ;).
Usuńchyba zrobili błąd w słowie kompot.... bo jakoś odstaje ortograficznie od reszty menu :D
OdpowiedzUsuńJa też uważam że do tych pierogów to powinni raczej kąpot podawać ;)
UsuńO dziewczyny! Czyli nie tylko ja na to zwróciłam uwagę:). Oczywiscie ze kąpot z tom truskafkom...
UsuńJa nie wiem... Ale może ten "kompot" to regionalizm? Bo przecież chyba wszyscy wiedzą, że "kąpot" jest taki ą-ę i jest bardziej po polsku :)
UsuńTak :D kąpot by idealnie pasował :DDDD
UsuńKąpot z wiśniom i truskawkom :D
Kiełkujące ciżemki przepięknie <3 Tez zazdro wyjazdu, bo ja na urlop może we wrześniu będę mogła dopiero :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Mnie tez zachwyciły!
Usuńjak ja bym chciała tak pooddychać górskim powietrzem,,,
OdpowiedzUsuńJest świetne. Ostre i przenikające az do dużego palca u stopy! Lubie:)
UsuńA ja też lubię Zakopane, a co! Dwa razy tylko byłam, ale lubię. Fajnie sobie tak odpocząć, choćby kilka dni.
OdpowiedzUsuńA bo Zakopane ma klimat:). Oj taki relaks jest boski :)
UsuńJa kiedyś nie wyobrażałam sobie wakacji bez morza. Później jakoś tak się trafiło, że wyjechałam gdzieś w góry i... też było fajnie :) Teraz w zasadzie miejsce nie ma dla mnie większego znaczenia, ważne jest towarzystwo i wypoczynek :)
UsuńCzytając czułam się trochę, jakbym była tam z Wami...i już pawie czułam ten smak zupy "jażynowej " ;)
OdpowiedzUsuńBożenka ...i kąpotu z truskafkom :).
UsuńAj tam stwierdzam, że kij komuś do tego gdzie Ty masz ochotę lub możliwości pojechać. Jak chcą żebyś jechała za granicę to niech Ci ją ufundują jak to dla kogoś taki problem, że wypoczywasz w kraju. :) Co do "jażynowej" mnie tam nie dziwi, w końcu nasi wykształceni rodacy albo pracują w magazynach na Tesco, albo wyjechali do Anglii. Teraz pracę mają nie Ci, którzy mają umiejętności (chociażby poprawnej ortografii) ale dobre znajomości :D Nie no, zbijam się i wiem, że generalizuję, ale musiałam :D
OdpowiedzUsuńHa ha! Znakomite:)))). Profesorowie dają na zmywaku to tu takaaaa zupa jest:)
UsuńA co do ludzi- chyba jestem tak mało asertywna, ze niektóre jednostki czuja wrecz palącą potrzebę ustawiania mnie do pionu i rozliczania z mojego życia;)
w Zakopcu byłam dawno, może kiedyś znów pojadę, jednak bardziej kocham morze no i tam się lepiej czuje, łatwiej mi się oddycha ;))
OdpowiedzUsuńteż mnie wkurza jak ludzie wtykają nos w nie swoje sprawy ;)) co to kogo obchodzi czy jadę tuczy tam, albo czy w ogóle gdzieś jadę??!!....
Za tydzień jadę nad morze :)
UsuńSuper, pozdrów morze ode mnie :))) ja w tym roku go nie wycałuję.... ;))
UsuńZałatwione:)
UsuńKurde a ja uwielbiam to zwariowane Zakopane! Naciągnęli mnie tam milion razy, a i tak lubię! Krupówki mogłabym cały dzień "zwiedzać" i by mi się nie znudziło. Ja nie góralka, ale do gór pałam miłością wielką, choć kondycha już nie ta co kiedyś. Samo to wędrowanie i pokonywanie słabości mnie kręci i cóż niby jest cudowniejszego niż wejście na szczyt? Być tam, choćby patrzeć z tęsknotą, ale blisko to marzenie! Na tej marnej nizince gdzie mieszkam nie ma wiele ciekawego, więc i tak zazdraszczaaaaam :)))))
OdpowiedzUsuńJa też tam odpoczywam :). Teraz niewiele łażę, bo i latka nie te i synuś stopuje ale lubie i lubić będę:)
UsuńDoniczka z butów - ciekawe.. :D
OdpowiedzUsuńTakie kreatywne:)
UsuńUwielbiam góry.Zwłaszcza jadąc do Zakopanego;0
OdpowiedzUsuńJa również:)
Usuńja góry widzę z okna mieszkania, kiedy nachodzi mnie chandra wsiadam w auto i po 20 minutach jestem już na szlaku na Klimczok czy Błatnią
OdpowiedzUsuńw drodze powrotnej wszelkie smutki i troski są już tylko wspomnieniem ;)
Oj zazdroszczę :D Świetna sprawa!
UsuńTeż bym tak chciała!
UsuńA ja nigdy jeszcze nie byłam w Zakopcu! Aż mi wstyd! ;D
OdpowiedzUsuńZa to namiętnie jeżdżę w Bieszczady:) W tym roku akurat bida, panie, więc na wakacje się wybiorę najdalej rowerem do sąsiedniej wioski. Zresztą,..czy to ważne dokąd? :) Przecie najważniejsze, żeby na chwilę się wyrwać, oderwać, zmienić otoczenie :)
Pierogi z truskawkom...mmmm :D
Bieszczady <3 Moje najukochańsze góry!
UsuńJa każde uwielbiam, ale w Bieszczadach- no fakt... dawno nie byłam:(
Usuń