Przedzierając się przez blogosferę i poczytując małe co nieco - zazwyczaj ze smakiem, często -rozkoszą, a niekiedy – zdumieniem, Malkontentka zupełnym przypadkiem odkryła ZDANIE KULTOWE. Odkryła i zapamiętała – wychodząc z słusznego założenia, że po pierwsze - wszelka wiedza bywa cenna, a po drugie - kto wie, co się w życiu może przydać i… ot… przyszła pora, aby odkrycie ogłosić światu… Długo mnie nie było, ale już jestem! Ta dam! Oto myśl kultowa i w formie niezmiennej przewijająca się nieustannie przez blogi różnorodne w formie, treści i gatunku… Dziś jest okazja, aby i na tym blogu owe niezrównane zdanie umieścić, ale żeby - w jak zwykle żałosnym pragnieniu smętnej oryginalności - Malkontentka nadal mogła się realizować, napiszę je w opcji domyślnej. Zatem zaczynamy…
Tu wstawiamy KULTOWE ZDANIE (treść powyżej), będące najbardziej wysublimowaną kwintesencją niemożebnej rozciągłości bytów i esencją usprawiedliwień niekonstruktywnych, ale jakże treściwych a zarazem prostych w formie…
I już jedziemy z opowieścią…
Malkontentka wróciła z urlopu. Jeszcze przed swoim wyjazdem zaopatrzyła Was w pokaźną garść przestróg przydatnych wakacyjnemu podróżnikowi – a to żeby nie topić się w wodach gruntowych, nie pić alkoholu nieznanego pochodzenia, nie uprawiać wolnej miłości z osobnikiem poznanym w przyplażowym barze, nie wygrzebywać z ziemi niewybuchów itd… Sama siebie zaopatrzyła jedynie w krem z filtrem, którego nie użyła, bo zapomniała… a poza tym rozum niezmącony myślą bystrą udał się w innym, niż nasza bohaterka, kierunku. Wakacje Malkontentki, przebiegały zatem zgodnie z przewidywaniami - rozpoczęły się od potężnego huraganu, dryfowały przez katastroficzne wizje zatruć spowodowanych zjedzeniem niedosmażonego mięsa drugiej świeżości, osiadały na mieliźnie bezsennych nocy umilanych cierpieniem wypływającym z poparzeń trzeciego stopnia, a uzyskanych na czerwonym placu dekoltu, finiszowały powoli bólem głowy i skończyły się gwałtownym skokiem w brutalną rzeczywistość codziennego dnia pracy… Wisienką na torcie było nadzwyczaj bolesne poparzenie skóry głowy na trasie przedziałka – no bo po co zakładać na opuszczony przez rozum łeb czapkę/kapelusz/chustkę - gdy słońce pali niczym spawarka. Doprawdy nie wiem, jacy bogowie sprawili że udało jej się jakoś przetrwać ten urlop w stanie mniej więcej żywym, ale roboty mieli od cholery. Cud bowiem, że babrząc się w pełnym odpadków piasku na plaży rozcięła sobie jedynie palec o kapsel od piwa marki Lech, a nie wydobyła niewypału z okresu II wojny światowej, który mógłby dokonać wielkich uszczerbków w jej i tak nadwątlonej urodzie. Cud, że siedząc na wyżej wzmiankowanej plaży i starając się ukoić rozedrgane przez ciężki rok struny nerwów indywidualnych nie wpadła pod samochód raźno pędzący wzdłuż wybrzeża… Cud… Tak czy owak Malkontentka wróciła - cięższa o dwa kilogramy, bogatsza o nowe doświadczenia i wybitnie marudząca. Siedzi teraz na fotelu i mamrocze pod nosem, zatem w najbliższym okresie możecie spodziewać się prawdziwie oceanicznej fali jadowitych recenzji…
Tu wstawiamy KULTOWE ZDANIE (treść powyżej), będące najbardziej wysublimowaną kwintesencją niemożebnej rozciągłości bytów i esencją usprawiedliwień niekonstruktywnych, ale jakże treściwych a zarazem prostych w formie…
I już jedziemy z opowieścią…
Malkontentka wróciła z urlopu. Jeszcze przed swoim wyjazdem zaopatrzyła Was w pokaźną garść przestróg przydatnych wakacyjnemu podróżnikowi – a to żeby nie topić się w wodach gruntowych, nie pić alkoholu nieznanego pochodzenia, nie uprawiać wolnej miłości z osobnikiem poznanym w przyplażowym barze, nie wygrzebywać z ziemi niewybuchów itd… Sama siebie zaopatrzyła jedynie w krem z filtrem, którego nie użyła, bo zapomniała… a poza tym rozum niezmącony myślą bystrą udał się w innym, niż nasza bohaterka, kierunku. Wakacje Malkontentki, przebiegały zatem zgodnie z przewidywaniami - rozpoczęły się od potężnego huraganu, dryfowały przez katastroficzne wizje zatruć spowodowanych zjedzeniem niedosmażonego mięsa drugiej świeżości, osiadały na mieliźnie bezsennych nocy umilanych cierpieniem wypływającym z poparzeń trzeciego stopnia, a uzyskanych na czerwonym placu dekoltu, finiszowały powoli bólem głowy i skończyły się gwałtownym skokiem w brutalną rzeczywistość codziennego dnia pracy… Wisienką na torcie było nadzwyczaj bolesne poparzenie skóry głowy na trasie przedziałka – no bo po co zakładać na opuszczony przez rozum łeb czapkę/kapelusz/chustkę - gdy słońce pali niczym spawarka. Doprawdy nie wiem, jacy bogowie sprawili że udało jej się jakoś przetrwać ten urlop w stanie mniej więcej żywym, ale roboty mieli od cholery. Cud bowiem, że babrząc się w pełnym odpadków piasku na plaży rozcięła sobie jedynie palec o kapsel od piwa marki Lech, a nie wydobyła niewypału z okresu II wojny światowej, który mógłby dokonać wielkich uszczerbków w jej i tak nadwątlonej urodzie. Cud, że siedząc na wyżej wzmiankowanej plaży i starając się ukoić rozedrgane przez ciężki rok struny nerwów indywidualnych nie wpadła pod samochód raźno pędzący wzdłuż wybrzeża… Cud… Tak czy owak Malkontentka wróciła - cięższa o dwa kilogramy, bogatsza o nowe doświadczenia i wybitnie marudząca. Siedzi teraz na fotelu i mamrocze pod nosem, zatem w najbliższym okresie możecie spodziewać się prawdziwie oceanicznej fali jadowitych recenzji…
… Ale żeby tak kwaśno nie rozpoczynać cyklu powakacyjnego… zdarzyły się i miłe chwile w malkontenckiej wyprawie. A to sobie stado włóczkowych wielbłądów na sznurek nanizanych kupiła, a to łańcuszek „prawie że” złoty z serduszkiem a to maskę plastikową Krzyk… ale największa niespodzianka spotkała ją po powrocie do domu. Paczucha pełna cudów od Mineralnej Kasi KLIK! Dziś Franka z lekka uchyli rąbka tajemnicy – i z oddali pokaże Wam, co w paczce przybyło…. Ale to tylko taki smakowity kąsek na rozbudzenie apetytu, bo pełny opis kosmetycznej uczty Lukullusa pojawi się niebawem. Póki co pędzę naostrzyć pióro i jęzor, bo cosik przytępiły mnie te wakacje.
nie to, żebym się z Twoim nieszczęśliwych przypadków nabijała, ale.....
OdpowiedzUsuńhahahahahaaaaaaaaa :))))
uśmiałam się zdrowo czytając, zatem i Tobie zdrowia i powrotu do formy życzę :D
apropos - chyba nigdy nie umieściłam tego kultowego zdania u siebie.... aż sprawdzę chyba :D
No coz:). Wakacje:)))). Nie zachowałam czujności:) A zdanie jest świetne:)
UsuńCieszę się, że już jesteś:)
OdpowiedzUsuńDziekuje:). To miłe:)
UsuńA faktycznie martwiłam się, że naszą Malkontentkę zabił jakiś niewypał z II wojny, ale widzę, że Malkontentka poddała się bardziej prozaicznej makabrze - poparzeniu słonecznemu.
OdpowiedzUsuńPrzezornie nawet łopatki nie nabyłam zeby mnie to grzebanie w ziemi nie kusiło:)
UsuńWróciła nasza kochana, zgryźliwa Malkontentka, w oczywiście, jakże mogłoby być inaczej, zacnym i ironicznym nastroju :-) Witamy, witamy, nisko się kłaniamy :-D
OdpowiedzUsuńWlasnie mam uczucie, ze jakos mi dowcip podupadł i gruczoły jadowe cosik w zaniku:))))))
UsuńAle przecie terenówkę na plazy widziałaś:)
UsuńNic Ci nie uciekło i nie podupadło :-) Według mnie wszystko jest na swoim miejscu ;-)
Usuń:)))
UsuńCzytając to , jestem pełna współczucia.Ale dobrze, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńmój blog, hooneyyy
I to tylko lekko zmaltretowana:)
UsuńNajważniejsze, że Jesteś :)
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
UsuńFaktycznie zdanie kultowe i chyba nawet je użyłam parę razy.. Ech... Już więcej tego nie zrobi exd
OdpowiedzUsuńGrunt, że w miarę cała wróciłaś ;)
:*
Ależ prosze Cie! To jest obłędne zdanie:). Tak jak i "strzeż sie pociągu":). Uwielbiam takie specjały !!!
UsuńTe dwa kilogramy to zapewne waga tych nowych doświadczeń, więc nie ma się czym martwić :)
OdpowiedzUsuńŁelkom hołm że tak powiem :)
Monga... Mnie te doswiadczenia w tyłek poszły jakos:))))
UsuńPozwól że napiszę tak: w końcu je wydalisz :P Ale może i do główki coś się z tych doświadczeń dostało? Tej lekko poparzonej? Ku potomności?
UsuńO tym, co się dostało będzie jutro:)
UsuńCzekam z niecierpliwością :)
Usuńdobrze że jesteś tęskniłam:)
OdpowiedzUsuńO ja tez:)
Usuńa gdzie Franka ma pomidora?
UsuńMiło Cię widzieć ponownie Malkontentko Droga! Rozciętego palca współczuję... mam nadzieje że cała historyja w niepamięć pójdzie jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńCiekawam nowych recenzji:)
pozdrawiam
O matko kochana, jak ja się cieszę, że przeżyłaś te niebezpieczne wakacje i wróciłaś do pisania :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wróciłaś cała i zdrowa, a ja to odkryłam dopiero dziś, ehh ja zakręcona, ten upał mnie dobija, dobrze, że dziś 3 burze i deszcze choć i ukrop nie przepuścił okazji by mi dopiec ;))
OdpowiedzUsuń