czwartek, 12 listopada 2015

Z mroku…

Wszelkie narodziny są narodzinami z mroku w światło… (F.W.Schelling)

Czasem jednak reszta porządku wszechrzeczy ulega potężnej sile chaosu… i wówczas mamy TO:
Bardziej niż wtedy…

- Aaaaaaaaaaaaaaaaa - przeciągły wrzask rozdarł ciszę. Tak nie krzyczy człowiek. Tak ryczy zranione zwierzę. Albo demon. Demona Teresa bała się najbardziej. Bardziej niż dzikiego zwierza czy esesmana. Bała się demona, który tak opętał Niteczkę, że leży tu teraz z rozdziawionymi nogami i nie może urodzić, tego co w niej siedzi. Taki wstyd. Teresa miała dość. Czuła że wariuje. Przeżegnała się po raz kolejny i wzniosła oczy ku niebu a właściwie brudnemu sufitowi. Kręciła się po ciemnej piwnicy, usiłując zakończyć tę mękę przez która przepełzała jej podopieczna. Poród trwał zbyt długo. Teresa miała wrażenie, że siedzą w tej piwnicy już kilka dni, a może miesięcy czy nawet lat. Nie wiedziała, czy jest noc, czy dzień. Starała się uciszyć Niteczkę motającą się po prowizorycznym barłogu. Jej krzyki mogły ściągnąć do brudnej piwnicy nieszczęście. Myśląc o tym, Teresa przeżegnała się i po raz kolejny poprosiła Boga o pomoc a przynajmniej rozwikłanie zbyt mocno zaciśniętych węzłów w ciele Niteczki. Dziecko nie chciało się urodzić.
- Aaaaaaaaaaaaaa - ponownie dobiegło z podłogi - Teresa rzuciła się na kolana - Co malutka? - Nianiu, umieram - Niteczka miała szalone oczy, rozgorączkowaną twarz, była zlana potem a jednocześnie trzęsła się z zimna.
- Spokojnie dziecko, nie umierasz, to tak musi być - wyszeptała bez przekonania - Bóg stworzył kobietę by cierpiała - Teresa wprawdzie sama nie wiedziała dlaczego Bóg miałby być tak okrutny wobec Niteczki ale uznała, że w zaistniałej sytuacji należy o nim wspomnieć.
- Nie pieprz mi o Bogu, zrób coś - zawyła Niteczka po czym nagle ucichła, jakby już samo użycie nadaremno imienia pana, uwięziło jej dech w piersi na wieki.
Teresie zamarło serce. Umarła - przeleciało jej przez głowę. A co z dzieckiem - w ułamku sekundy przypomniały jej się wszystkie zasłyszane opowieści o martwej matce i dziecku jeszcze żyjącym w jej łonie. Co ma robić. Nie przetnie przecież brzucha Niteczki… nawet martwej Niteczki! Delikatnie dotknęła jej dłoni. Dziewczyna westchnęła. Teresie kamień spadł z serca. Żyje. Nie będzie musiała rozcinać jej brzucha ani wygrzebywać ze środka dziecka. Otarła spocone czoło rodzącej i przygotowała się na powitanie esesmańskiego potomka. Małżeństwo z Frankiem nie było w stanie zamydlić jej starych oczu. Teresa wiedziała kto jest ojcem kłopotliwej zawartości brzucha.
Nieoczekiwane przez nikogo dziecko przyszło na świat po kolejnych kilku gorących godzinach, gdzie jego matka znajdowała się w różnych stadiach życia i świadomości, błąkając się po resztkach jawy i realnego istnienia, niczym ognik nad bagnem. W końcu w ostatnim akcie determinacji wypchnęła z siebie krwawy strzęp, który natychmiast otuliły stworzone do przytulania ramiona równie wyczerpanej niani. Po pobieżnym wytarciu, dziecko okazało się spuchniętą, drobną istotką, o czerwonej buzi i spłaszczonym nosku.
- Niteczko, to dziewczynka – Teresa pochyliła się nad młodą matką prezentując człowieczka owiniętego w zieloną chustkę.
Niteczka odwróciła głowę
- Zabierz ją. Nie chce jej nigdy więcej widzieć – szepnęła.
- Dziecko, no co ty. Co ty. Tak nie wolno.
- Słyszałaś - Niteczce zwęziły się oczy - zabierz to. To się nie wydarzyło! Rozumiesz! Zapomnij o tym. Słyszałaś? No idź już! Szybko!
Przerażona Teresa, tuląc tłumoczek, wybiegła z piwnicy wprost w zimną marcową noc.

25 komentarzy:

  1. ciekawy czy jej pierwszy szok minie i czy będzie chciała dzieciątko ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za tragiczna historia - i dla matki i dla dziecka. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Jakie procesy muszą zajść w świadomości matki by nie chciała dziecka które nosiła w łonie przez 9 miesięcy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to nie jest taki odosobniony przypadek.

      Usuń
  3. To się nazywa szok poporodowy. A swoją drogą jak czytam takie historie to autentycznie odechciewa mi się ciąży i porodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. o rajuuu ja to mam wyobraźnie bujną :D nie mogę czytac takich tekstów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rety, no i gdzie ona zabierze to dzieciątko w tą zimną noc? chcę czytać dalej! :) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Nie oczekiwany zwrot akcji... Czekam kochana na dalszą część. :) Pozdrawiam serdecznie i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednym tchem przeczytałam, a potem jeszcze raz. Genialnie ujęłaś atmosferę w ciemnej piwnicy, strach i ból. Ale co z tym człowieczkiem teraz??

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozdrawiam :)

    http://chicporadnik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Słowa Teresy: Bóg stworzył kobietę by cierpiała - ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo obrazowa ta scena, z coraz większą niecierpliwością czekam na resztę.
    I jeszcze mnie ciekawi... To taka po prostu zasłyszana gdzieś historia czy dotycząca kogoś bliższego? Jeśli to nie tajemnica oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy Ty może opowiadasz jakąś historię swojej rodziny? To co piszesz jest bardzo realistyczne! Chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń