czwartek, 24 września 2015

Kultura prostacka po raz kolejny, czyli „a to się Jana zadziwiła…”

Prosiaczek był zdania, że po to, aby chodzić do rozmaitych osób, trzeba znaleźć jakiś Powód (...).
— Będziemy chodzić z tego powodu, że dziś jest Czwartek — powiedział — Będziemy chodzić i życzyć każdemu Bardzo Szczęśliwego Czwartku. Chodźmy, Prosiaczku.
(Alan Alexander Milne)
I takie właśnie życzenia są wszystkim konieczne, albowiem dziś kolejny czwartek z kulturą prostacką… czyli trzecia odsłona naszej beznadziejnej historii… i chyba damy już temu spokój, bo jakoś nie posmakowało.
Zapraszam.

Teraz…
Jana bezradnie spojrzała na Różową.
- No to ja się będę zbierała. Wstała.
- A co pani właściwie od niej chciała – Różowa skinęła głową w stronę wciąż zawodzącej Janiny.
- Nic takiego. A może wszystko. Nie wiem. Chciałam zapytać o sprawy z przeszłości. Znalazłam kilka zdjęć w szufladzie mamy.
- Jakiej mamy?
- No Niny. Jestem jej córką.
Staruszka na łóżku nagle zaniechała swoich jęków i wymieniła spojrzenia z Różową.
- Jesteś córką Niny? Różowa stała się bezpośrednia - to Nina dała ci ten adres? Wzięła się pod boki i z uwagą przyglądała się Janie.
- Nie, był w papierach.
- Jakich papierach? – tym razem głos z łóżka brzmiał zupełnie przytomnie.
- No tych, które znalazłam w szufladzie. Jana poprawiła torbę i skierowała się do drzwi.
- Ej, ty mała. - Nie zatrzymała się - Jana poczekaj.
Jana odwróciła się. Staruszka na łóżku nie wyglądała już na obłąkaną. Patrzyła zupełnie trzeźwo.
- Choć tu i usiądź. Chyba musimy porozmawiać. Poprawiła się na łóżku i dała znak Różowej. Ta podniosła nieco poduszki. Jana poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Te wstrętne baby zorganizowały tu jakieś przedstawienie. Zrobiły z niej idiotkę.
- Dobrze się panie bawicie? - wysyczała – może to jest zabawne, ale nie przyjechałam tu oglądać komedii.
- Poczekaj – Janina mocnym głosem osadziła Janę na miejscu - czemu się wściekasz, skoro nic nie rozumiesz. Zrozumiesz, to dokonasz wyboru. Siadaj.
- Uchuu, gdzie ja to widziałam – mlasnęła Różowa pociągając dyskretnie z piersiówki. W niej przynajmniej nie zaszła żadna zmiana – wyglądała dokładnie na osobę, którą była. A może i nie – zastanawiała się Jana – Brr - wstrząsnęła się I podążyła w stronę łóżka. Janina przyglądała się jej z uwagą.
- Więc masz na imię Janina? – uśmiechnęła się krzywo
- No Jana właściwie.
- Yhmm… też nie lubię tego imienia. Kiedyś nikt mnie tak nie nazywał. Byłam próżna – Janina uśmiechnęła się przepraszająco - odziedziczyłam to imię po ciotce. Ojciec ją szanował, ale była tak strasznie brzydka, że… staruszka popatrzyła w okno. Teraz dopiero Jana dostrzegła ślady urody na pomarszczonej twarzy. Piękne oczy, kędzierzawe włosy, dumny podbródek… wszystko pokryte gęstą siatką patyny, zniszczone przez czas i prawdopodobnie tryb życia, utopione w tłuszczu, rozmazane, bezpowrotnie utracone… Janina ocknęła się. - Dobrze. To młoda damo pokaż mi, co tam znalazłaś. Być może będę potrafiła ci pomóc. Jana wyjęła z torby plik dokumentów. Podała staruszce akt urodzenia.
- Janina Machnicka urodzona 11 marca 1945, ojciec nieznany. – wyrecytowała z pamięci – tu chyba jest jakaś pomyłka. Janina spojrzała na akt. – Nie, nie ma.
- Jak to? Pani nazywa się Janina Machnicka, tylko – nie to, że pani źle wygląda, ale data.. staruszka buchnęła skrzekliwym śmiechem.
- Oj dziecko. Wyglądam źle. Nie urazisz mnie. Już nie. Ciężko na taki wygląd pracowałam - teraz i Różowa dołączyła się do rechotu - i owszem, nazywam się Janina Machnicka, ale nie urodziłam się 11 marca 1945.
- Czyli pomyłka w dacie.
- Nie. Akt jest poprawny. Po prostu nie jest mój. - Janina spojrzała na Janę z uwagą, jakby czegoś oczekując. - No pokaż, co jeszcze masz. Pobieżnie przeglądała listy. Bardziej interesowały ją fotografie. Zatrzymała się przy zdjęciu dziewczyny w kapeluszu. Janie zrobiło się gorąco! To przecież ona! Niewiarygodne, ale jednak! Janina odłożyła zdjęcie z westchnieniem i nagle zbladła chwytając się za serce.
- Co się dzieje? Źle się pani czuje? Jana złapała starszą kobietę za rękę.. ta zdecydowanie ją uwolniła i łapczywie chwyciła pożółkłą i nieco sfatygowaną fotografię przedstawiającą młodego esesmana. Nagle zaniosła się gwałtownym szlochem. Różowa niczym duch pojawiła się przy łóżku.
- Coś jej zrobiła? Ciii - już dobrze, nie płacz, przytulała staruszkę poklepując ją uspokajająco po głowie. - Po coś tu przylazła. Idź już.
Jana była wstrząśnięta. Czuła się okropnie.
- Nic nie zrobiłam – wyjąkała przy wtórze szlochu Janiny. Szybko zaczęła zbierać swoje dokumenty. Podniosła zdjęcie, które wypadło z jej otwartej dłoni. Młody mężczyzna zamrożony w czasie uśmiechał się radośnie. Jana zrozumiała. Przynosząc tu te zdjęcia przywołała wojenną traumę, dobiła starą, umierająca kobietę.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Jak nie chciałaś, to po co to pokazujesz – syknęła Różowa.
- Nie wiedziałam..
- To trzeba było się dowiedzieć.
- No właśnie usiłuję – krzyknęła. Obie istoty skulone na łóżku przyjrzały się jej z uwagą.
- O co tu chodzi? Powiecie mi?
- Nie wiem, nic nie pamiętam - mruknęła Janina. Znów popatrzyła obłąkanym wzrokiem a z jej ust pociekła strużka śliny.
- Dość. Dość tych przedstawień - Jana ruszyła do wyjścia - więcej tu nie przyjdę.
- Jana – szepnęła Janina. Znów wyglądała normalnie. - Co za aktorka – pomyślała Jana trzęsąc się ze złości.
- Słucham?- warknęła.
- Możesz mi zostawić to zdjęcie?
- Które?
- Tego żołnierza.
- Ma pani na myśli tego hitlerowca? Po co? To zbrodniarz. Chce się pani zadręczać jego widokiem. Samobiczować?
- Nie mów tak! - krzyknęła Janina. Jana zatrzymała się. Spojrzała na Janinę. Coś wreszcie zaczynała rozumieć. Janina nie była ofiarą tego esesmana, Janina…
- Zostaw mi to zdjęcie.
- A niby, dlaczego?… chociaż w sumie, czemu nie. Ale zawrzyjmy układ. Ja pani zostawię tego tu gościa, mogę znaleźć inne fotki przystojnych hitlerowców, jeśli lubi pani mężczyzn w tych akurat mundurach, ale w zamian chce odpowiedzi na moje pytania. Czyj to akt urodzenia, co to za ludzie na zdjęciach i jaki ma to wszystko związek z moją matką?
Janina kiwnęła głową. – Dobrze, na ile mi pamięć pozwoli.
- Nie! Albo wszystko albo nic. Żadnej sklerozy ani ataków histerii i obłędu, bo wyjdę a Helmuta wrzucę do niszczarki.
Różowa zachichotała. Perspektywa Helmuta w niszczarce widać bardzo jej się spodobała.
- Dobrze. Uspokój się i nie kpij – syknęła Janina - I nie nazywaj go Helmutem!
- Bo co?
- Bo miał na imię Will i był twoim dziadkiem.


17 komentarzy:

  1. Trudne Sprawy! czyli, jak od nazistowskiego zbrodniarza okazać się dziadziusiem:D PS. paka doszła! CUda!!!!!!:****

    OdpowiedzUsuń
  2. haha :D za krótki dziś a ciekawy :D mogłabyś dopisać jeszcze razem z pytaniami i odpowiedziami i żyli długo i szczęśliwie(nie no z tym to akurat żartuje ) ale fajne poplątanie :D a ataki histerii i obłąkania-rewelacyjny :D
    Ja lubię czwartkowe historie u Ciebie :) nie zmieniaj ich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki kochana ale jakos nie ma to brania wiec zawieszam ;)

      Usuń
  3. Super się czytało, tylko za mało :) Ja oczywiście musiałam przeczytać od końca, ale właśnie nadrobiłam pozostałe :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie chcę zawieszenia, ja chcę ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnego mi tu zawieszania broni, bo ja kocham tę Twoją "prostacką" choć jak dla mnie górnolotną literaturę ! Ha jak doszło do tego zdjęcia przystojniaczka to już doszłam że to pewnie ten z poprzedniego razu :D btw. ja się urodziłam 10 marca :D aż mi serce szybciej zabiło jak to zobaczyłam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Absolutnie zabraniam przerywania historii w tym momencie! Ja chcę wiedzieć co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie ja też zabraniam :)) chcę wiecej :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. i co dalej??!!! Aż się wbiłam w monitor, ja chce więcej!

    OdpowiedzUsuń