Z prawdziwym przerażeniem dowiaduję się z prasy codziennej, że wyżej
wzmiankowana publikacja zyskała miano kultowej! O bogowie!
Chciałam coś na temat tego Greya napisać, ale zostawię swoje
bajdurzenie dla siebie. Nie przemawia przeze mnie pruderia, nie jestem fanką
księdza Oko, nie jestem fanatyczną wyznawczynią jakiejkolwiek religii, sekty
czy czegokolwiek. Nie interesuje mnie czy czcisz totem, czy farbujesz włosy na
różowo a po pracy biegasz z pejczem i w lateksie – o ile nie narzucasz mi
swojego stylu życia lub w imię jakiejś ideologii nie krzywdzisz niewinnych – rób co
cię raduje dobry człowieku. Żyj jak chcesz i pozwól też żyć innym.. jak chcą…. Nie
wciskaj mi jednak mamałygi między zwoje myślowe. Grey i wszystkie jego twarze
nie są arcydziełem i nigdy nim nie będą. Niestety, nie są nawet książką
bulwersującą czy skandalizującą… O wielka Anais Nin - mistrzyni literatury
erotycznej i łamania konwenansów przymknij oko i nie chichocz w mankiet…
Mili moi w latach późno-szczenięcych, jako studentka uczestniczyłam w
rocznym seminarium poświęconym filozofii libertynizmu i prawdę powiedziawszy po
dogłębnej analizie i szczegółowym rozbiorze „120 dni Sodomy” ten biedny Grey
raczej nie jest w stanie wywrzeć na mnie jakiegokolwiek wrażenia. No z
pewnością nie pretenduje ta opowiastka do miana lajtowej wersji dzieł Markiza
de Sade – i chyba nie było to zamierzeniem twórcy. Mam nadzieję ze nie było.
Nie… niewątpliwie nie było;) Jedno, co pewne - autor tego wiekopomnego dzieła
zbił fortunę i zyskał popularność – czego serdecznie gratuluję! Zyskał tabuny czytelników – każdy potrzebuje czasem rozrywki. Jakiejkolwiek.
Najprostszej. Jest to konieczne bodajże dla zachowania zdrowia psychicznego i
każdego innego. Chociaż szczerze przyznam, że przebrnięcie przez tą książkę
wymaga sporego samozaparcia J.
Toż to jest tomisko o niczym. Wystarczyłoby 20 kartek;). Nie lubię ferować
sądów brzmiących jak prawdy ostateczne czy objawione. Unikam stwierdzeń – „to jest
beznadziejne”, wolę raczej „mnie się to nie podoba”. Tym razem będę bezwzględna
– to jest marniutkieJ.
Nie oburza mnie rozwiązłość literacka, nie oburza rozpasanie. W
świecie literatury wszak wiele jest dozwolone – ba dozwolone jest niemal
wszystko. I musi być dozwolone, bo w innym przypadku mamy do czynienia bądź z
brzydkim zjawiskiem cenzury bądź jeszcze brzydszym – degrengolady umysłowej i
tu już mówimy o katastrofie. Morderstwa, wynaturzenia, perwersje wszak to literacki
chleb powszedni. Słowo pisane mnie nie oburza.
Oburza natomiast manipulacja, oburza, że sprytnie wmawia się narodom,
że papka którą wtłacza się w człowiecze mózgi jest czymś więcej niż tylko miałkim
w swym jądrze wypełniaczem – i nie mam tu oczywiście na myśli tej nieszczęsnej
książki tylko system omamiania odbiorcy, w który wszakże nasz Grey znakomicie się
wpasowuje. Podkreślam jeszcze raz - nie mam nic przeciwko wypełniaczom i
rozrywce. Absolutnie nie jestem przeciwnikiem czytania Greya – jestem
generalnie ZA czytaniem, czegokolwiek… Cieszcie się i radujcie z czego tam
chcecie ale błagam - nie dorabiajmy ideologii do śmiesznej książeczki napisanej
ku uciesze i wywołaniu rumieńca na niewinnym buziaku! Na boginie! Nie nadawajmy
statusu arcydzieła zwykłemu czytadłu. Podsumowując – jeśli 50 twarzy Greya
stało się księgą kultową miast wesołym poradnikiem do urozmaicenia żywota w
różnych jego aspektach to drżyjcie narody. Tu nawet Woland z jego diabelską
świtą nie pomogą. Wybacz Panie Bułhakow – jakie czasy taki kult…
przyznaję, że przeczytałam trylogię Greya, zamierzam z ciekawości obejrzeć film ( skoro przeczytałam książkę, to film też chcę zobaczyć ), ale kultowej to bym tej serii nie nazwała
OdpowiedzUsuńps. zaintrygowała mnie Twoja zielona suknia ślubna :)
O to to! Trafiłaś w punkt! Do przeczytania ale nie do Panteonu:)
UsuńNaprawdę była zielona. Butelkowa zieleń. Przepiękna.
jeszcze nie czytałam ani nie oglądałam:)
OdpowiedzUsuńW celach poznawczych - mozna przeczytać ;)
UsuńWczoraj była u mnie moja przyjaciółka stwierdziała ze szału nie ma czytała i nie ma nawet ochoty oglądac
UsuńNie czytałam i nie oglądałam - nie kusi mnie :)
OdpowiedzUsuńW celach rozrywkowych - mozna, ale nie nastawiałbym sie na wielka literaturę :)
UsuńCzytałam książki, ale bez rewelacji. Nie wiem jak można się tym zachwycać, dziełem bym tego na pewno nie nazwała.
OdpowiedzUsuńMam te same odczucia :)
UsuńMnie do Greya nigdy nie ciągnęło przyznam. Czuję, że to nie mój typ książek czy filmów.
OdpowiedzUsuńTakże opowiadam się za pilnowaniem swoich sprawy jedynie, a nie kierowaniem czy nawracaniem innych osób;)
Popieram:)!
Usuńchyba tylko zesłanie na bezludną wyspę z tą lekturą pod pachą skłoniłoby mnie do jej przeczytania (i nie przemawia przeze mnie żadna pruderia)
OdpowiedzUsuńpo prostu zupełnie nie mój typ literatury...
Ja czytam - niejako zawodowo ;) ale z pewnoscia pechowo byłoby trafić akurat z ta książką na bezludna wyspę
OdpowiedzUsuńBrawo! Wreszcie mądry głos w tej sprawie! Przeraża mnie, że kobiety dorosło to czytają i się tym zachwycają, jeszcze rozumiem głupiutkie, młode dziewczęta (choć czy treść jest odpowiednia?), ale jak widzę na blogach zachwyty 30- letnich matek, to nie wiem czy ogarniają mnie salwy śmiechu czy przerażenie. Jeśli ktoś nazwie tą książkę arcydziełem, to pójdę na kolanach na grób Dostojewskiego i będę go przepraszać, ta książka nawet nie jest dobra, to jest śmieszna, lekka literatura dla prostych ludzi. Przykre, to jest, że nawet nasz gust literacki schodzi na psy.
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za ten komentarz :). Cieszy, ze ktoś czuje to samo :)))
UsuńPrzeczytałam z ciekawości, nic mi nie urwało,nie mi nie urosło, nic nie odpadło. Przeciętne romansidło i pejczem w tle:) Masz rację;)
OdpowiedzUsuń:))) dziękuję
OdpowiedzUsuńNie czytałam ani nie oglądałam filmu ;-) ale słyszałam od niektórych osób, że książka jest fajniejsza :-)
OdpowiedzUsuń:))) Skoro książka jest fajniejsza, to az strach oglądać film ;))))
UsuńNie czytałam ani nie oglądałam , ale w wolnej chwili (o którą trudno) mam zamiar przeczytać książkę - podobno lepsza niż film :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam i po lekturze raczej sobie odpuszczę ;)
UsuńPrzeczytałam i film obejrzałam. Nic mi nie urwało... ;)
OdpowiedzUsuń:))))) i całe szczescie ;)
UsuńKsiążka lepsza niż film ale i tak raczej nie warto tracić czasu na tę pozycję gdy w zasięgu ręki jest o wiele ciekawych pozycji. No a Mistrz i Małgorzata na zawsze pozostanie w moim sercu :)
OdpowiedzUsuńW moim tez:)
UsuńOczywiście Renia musiała przeczytać,a jakby inaczej :D:D mnie się podobało, ale hitem nie pozostanie. Wczoraj natomiast byłam w kinie, muzyka superrr,film również fajny-kulturalny bardzo..za to szacun, ale kurcze myślałam że posklejają to w całość i zrobią fajny film, a tu dupa tylko pierwsza część książki.....mój mąż powiedział że na serial, jak M -jak miłość to do kin nie chce chodzić :D:D:D
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, ze Renia przeczyta;)
UsuńKiedy książki te wchodziły na piedestał i kolejno stawały się bestsellerami, ja zbytnio nie wiedziałam o co chodzi i przyznaję, że szał mnie ominął. W związku z tegoroczną premierą filmu szał powrócił i rzekłam do siebie, że aby o czymś dyskutować musisz mieć o tym pojęcie. Przeczytałam wszystkie trzy części w kolejne trzy wieczory. Czy był to stracony czas? Nie... Przyznaję, że nie jest to literatura wysokich lotów, ba, dawno nie czytałam tak źle napisanej, lub być może źle przetłumaczonej książki, ale na niezobowiązujące wieczory jak najbardziej się nadaje. Dla mnie jest to kolejna historia biednego kopciuszka, który spotyka na swojej drodze księcia, z upodobaniami sado-maso, o których autorka ma niewiele pojęcia. Tak czy owak, mam czyste sumienie i pełne prawo do dyskusji ;-)
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga:). Przeczytać nalezy, bo miedzy wyrobieniem sobie własnego zdania na podstawie własnego doświadczenia, a przyswojeniem cudzego - nawet najzabawniejszego rozciąga sie Galaktyka! Ja jestem za czytaniem! Wszystkiego! Nie ma złych lektur- sa tylko beznadziejni recenzenci;) kreujący idiotyczne mody.
Usuń