Lubię zmarszczki. To moje odznaczenie – pokazują, że żyłam.
Malkontentka chciałaby - z pełnym przekonaniem - podpisać się pod tymi słowami Shirley MacLaine. Chciałaby, ale nie może... Z uśmiechem na pomarszczonej buźce zaakceptować i nabrać dystansu do śladów czasu na ciele … nooo to moi Państwo jest poważne wyzwanie. Takie poniekąd ostateczne. Być może, aby pozyskać tak luksusowo-lajtowy stosunek do wizerunku własnej więdnącej postaci, należy dobić do pewnego progu dojrzałości. Być może jest jednak tak, że malkontenckie zmarszczki, nie do końca są śladami istnienia, a raczej dowodem na okaleczający czas nie-bycia i dlatego tak ciężko je polubić, chociaż podobno blizny zdobyte w uczciwej walce nie szpecą… ale wciąż bolą.
Porzucając ten paraintelektualną papkę – zanim Malkontentka osiągnie poziom pani MacLaine, zmarszczki zapewne będzie uparcie tępić… zwłaszcza, że już jakiś czas temu wkroczyła cichcem w etap wiotczejącej skóry, opadającego smętnie biustu i marszczonej niczym fular szyi. I tak brnąc z trudem przez ten jałowy tekst dotarliśmy do sprawy zasadniczej. Szyja! Wielka obsesja Malkontentki. Zmięte buźki, powiewające radośnie chorągwie na ramionach czy dłuuuugie piersi podrygujące na połaciach dolnych regionów brzucha, nie spędzają snu z malkontenckiego oka, ale wizja udrapowanej szyi przyprawia ją o palpitacje serca. A że ma Malkontentka wobec własnej szyi dług potężny – lata zaniedbań odbijają się dziś czkawką – więc pieści ją uważnie i z wielką starannością. Po czasie, niemniej jednak pieści.
Malkontentka chciałaby - z pełnym przekonaniem - podpisać się pod tymi słowami Shirley MacLaine. Chciałaby, ale nie może... Z uśmiechem na pomarszczonej buźce zaakceptować i nabrać dystansu do śladów czasu na ciele … nooo to moi Państwo jest poważne wyzwanie. Takie poniekąd ostateczne. Być może, aby pozyskać tak luksusowo-lajtowy stosunek do wizerunku własnej więdnącej postaci, należy dobić do pewnego progu dojrzałości. Być może jest jednak tak, że malkontenckie zmarszczki, nie do końca są śladami istnienia, a raczej dowodem na okaleczający czas nie-bycia i dlatego tak ciężko je polubić, chociaż podobno blizny zdobyte w uczciwej walce nie szpecą… ale wciąż bolą.
Porzucając ten paraintelektualną papkę – zanim Malkontentka osiągnie poziom pani MacLaine, zmarszczki zapewne będzie uparcie tępić… zwłaszcza, że już jakiś czas temu wkroczyła cichcem w etap wiotczejącej skóry, opadającego smętnie biustu i marszczonej niczym fular szyi. I tak brnąc z trudem przez ten jałowy tekst dotarliśmy do sprawy zasadniczej. Szyja! Wielka obsesja Malkontentki. Zmięte buźki, powiewające radośnie chorągwie na ramionach czy dłuuuugie piersi podrygujące na połaciach dolnych regionów brzucha, nie spędzają snu z malkontenckiego oka, ale wizja udrapowanej szyi przyprawia ją o palpitacje serca. A że ma Malkontentka wobec własnej szyi dług potężny – lata zaniedbań odbijają się dziś czkawką – więc pieści ją uważnie i z wielką starannością. Po czasie, niemniej jednak pieści.
Bo szyja to poważna sprawa moi Państwo. Opiewają ją poeci, wielbią kochankowie, kładzie się ją pod topór, przystawia do niej nóż, wystawia na pocałunki, zakłada stryczek. No jednym słowem wyglądać musi! I właśnie w trosce o jej wygląd w okolicznościach, których starczy umysł nijak nie może sobie przypomnieć, weszła nasza Malkontentka w posiadanie kremu Cougar, który szyje ma uczynić piękną, jędrną i godną przynajmniej kilku strof namiętnego poematu. Ok, rozpędziłam się – niechby i fraszka…
Kremem Malkontentka smaruje swą szyję regularnie i dokładnie - dwa razy dziennie od niemal trzech miechów. Krem ukryty jest w nieco odpustowej tubie, której krzykliwy dizajn ma tę zaletę, że wrzeszczy do nas z łazienkowej półki – weź mnie, weź mnie! No to bieremy i smarujemy. Nie do końca wiadomo czym, bo okrycie wierzchnie tubki zaginęło i cholera wie, co w tym kremie siedzi –ale szyja nie uległa utylizacji, czyli zakładamy, że nie ma tam kwasu solnego i podobnych. Konsystencja smaru jest sympatyczna, przypomina ździebko silikon przemysłowy ale spoko. Klej tfu krem wchłania się fajnie, pozostawiając miłe uczucie nawilżenia i jeszcze milszą świadomość, że właśnie oddaliliśmy w czasie wizję niechybnej katastrofy szyjnej - no przynajmniej o jeden dzień. Zaprawdę powiadam Wam, że nie wiem co pisać. Przyznam się – jak żyje nie widziałam jeszcze spektakularnych efektów działania jakiegokolwiek kremu. Nigdy! Zapewne coś ze mną nie tak – i nie będę się upierać, że jest inaczej…. Ten krem również nie uczynił nic naprawczego. Stan smarowanej części Malkontentki nie uległ zmianie. Ani nie wygląda ładniej ani gorzej. Być może ma działanie długofalowe – w co Malkontentka mocno wierzy. Tak czy owak, po jego zastosowaniu szyja jest niewątpliwie bardzo sympatyczna w dotyku – było macane!
Cóż, jak widać jestem mistrzem reklamy. Zapewne mam jakąś traumę marketingową w postaci pewnej artystki. A konkretnie pani artystki Justyny S., która seksowną chrypą dziewczyny szamana szepce mi z radia, nieomal tarzając się przed mikrofonem z rozkoszy, że mam założyć jakieś rajstopy… Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w ten quasierotyczny sposób, stara się wzbudzić w słuchaczach, co najmniej dreszcz orgazmu, co w moim przypadku, przy biurku służbowym w bunkrze na skraju Casablanki mogłoby mieć swój specyficzny wydźwięk. Pornografia uszna? Matuchno.
Kremem Malkontentka smaruje swą szyję regularnie i dokładnie - dwa razy dziennie od niemal trzech miechów. Krem ukryty jest w nieco odpustowej tubie, której krzykliwy dizajn ma tę zaletę, że wrzeszczy do nas z łazienkowej półki – weź mnie, weź mnie! No to bieremy i smarujemy. Nie do końca wiadomo czym, bo okrycie wierzchnie tubki zaginęło i cholera wie, co w tym kremie siedzi –ale szyja nie uległa utylizacji, czyli zakładamy, że nie ma tam kwasu solnego i podobnych. Konsystencja smaru jest sympatyczna, przypomina ździebko silikon przemysłowy ale spoko. Klej tfu krem wchłania się fajnie, pozostawiając miłe uczucie nawilżenia i jeszcze milszą świadomość, że właśnie oddaliliśmy w czasie wizję niechybnej katastrofy szyjnej - no przynajmniej o jeden dzień. Zaprawdę powiadam Wam, że nie wiem co pisać. Przyznam się – jak żyje nie widziałam jeszcze spektakularnych efektów działania jakiegokolwiek kremu. Nigdy! Zapewne coś ze mną nie tak – i nie będę się upierać, że jest inaczej…. Ten krem również nie uczynił nic naprawczego. Stan smarowanej części Malkontentki nie uległ zmianie. Ani nie wygląda ładniej ani gorzej. Być może ma działanie długofalowe – w co Malkontentka mocno wierzy. Tak czy owak, po jego zastosowaniu szyja jest niewątpliwie bardzo sympatyczna w dotyku – było macane!
Cóż, jak widać jestem mistrzem reklamy. Zapewne mam jakąś traumę marketingową w postaci pewnej artystki. A konkretnie pani artystki Justyny S., która seksowną chrypą dziewczyny szamana szepce mi z radia, nieomal tarzając się przed mikrofonem z rozkoszy, że mam założyć jakieś rajstopy… Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w ten quasierotyczny sposób, stara się wzbudzić w słuchaczach, co najmniej dreszcz orgazmu, co w moim przypadku, przy biurku służbowym w bunkrze na skraju Casablanki mogłoby mieć swój specyficzny wydźwięk. Pornografia uszna? Matuchno.
no nie ja Ci ten kremoklej wykradnę!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSzkoda, że nie ma szczególnych efektów. Ale dobrze, że chociaż przyjemnie się maca :D
OdpowiedzUsuńTo samo chciałam napisać :)
UsuńŻe też wszystkie jesteśmy tak podatne na reklamę.
macanko najważniejsze;P
UsuńMowa - nawet automacanko;)
UsuńNa dobry początek dnia.
OdpowiedzUsuńDlaczego i ja nigdy, nie odczułam sprawczej mocy jakiegokolwiek kremu...hmm. Nie licząc przyspieszacza opalania, ale i tu nie jestem pewna ze względu na fakt, że ogólnie szybko się opalam :)
Czyli nie jestem osamotniona:)
Usuńco do biustu to chyba dzis sobie zrobię to maseczkę z Ziaji z Witaminą C, całkiem całkiem :) także na biust;)
OdpowiedzUsuńU mnie to już za późno:)
Usuń"Dłuuuugie piersi podrygujące na połaciach dolnych regionów brzucha" - bezcenne!
OdpowiedzUsuńhe he
UsuńJa cie po prostu uwielbiam ;D Nie ma to jak poranek zacząć od czegoś takiego! Oby niczyja szyja nie poszła pod nóż!
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana:)
UsuńJa szyję smaruję ile wlezie :D Zawsze przy kremowaniu facjaty, szyja obowiązkowo tez :)
OdpowiedzUsuńI słusznie czynisz!
UsuńMalkontentko na takie dolegliwości to tylko botoksy, lasery i Ambroziak. Żadne tam kremy :) Dla mnie masz tak piękną osobowość, że mogłabyś być czarownicą, a i tak bym Cię kochała. Wiem jednak, że same sobie jakoś nie umiemy wmówić, że inne mają gorzej itp. Takie już my baby jesteśmy, że zawsze będzie źle ;)
OdpowiedzUsuńDziekuję Madzik kochany:)
UsuńTen klej tfu krem...haha :D
OdpowiedzUsuńpodziwiam za wytrwalosc -jak bym po 3 miesiacach efektow nie widziala to kosz wzbogaciby sie o trgo cudaka:)ale mozeeee zaskoczona za kolejne 3miechy efekty zobaczysz??:D
Iness :), ja mam wiarę...wciąż :)
UsuńNooo kochana wiara czyni cuda !:Dtakze uwazaj z jaka szyja jutro sie obudzisz:D
UsuńOjej, a to Ci krem. :D
OdpowiedzUsuń:)))))
UsuńHehehe dobra jesteś uśmiałam się :D
OdpowiedzUsuńPrawdę i tylko prawdę opowiadam :)))))
Usuńhaha, Matuchno :D:D
OdpowiedzUsuńCo Renia moja się tu podśmiewa:)
UsuńNo, ale macana była, więc efekt jest :D
OdpowiedzUsuńI tu masz rację!
Usuńno...
w pewnym sensie...
...bo to ja macałam:)
I tak się liczy ;)
UsuńJa tutaj zostaję. Wreszcie kosmetyk sprzedany tak, że ja z wielką chęcią to czytam. To już nie jest tylko apetyt na konkrety związane z danym produktem (pomoże czy nie pomoże? Oto jest pytanie). To jest po prostu ślinienie się na widok kolejnej linijki tekstu. Dziękuję pięknie za te kilka minut, które z Tobą spędziłam. Moda i uroda już nie będą smakowały tak samo dobrze, skoro trafiłam do Ciebie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A kremu nie kupię. Nie ma kto całować tej szyi to i na co to komu?:D
UsuńBardzo dziekuje za tak miłe słowa. Aż sie zawstydziłam:)
UsuńA nie ma powodu! :)
UsuńNie znam tego kremiku ;p
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie w akcji
Usuńtekst o szyi sama prawda....
OdpowiedzUsuń