„Sometimes it snows in April, Sometimes I feel so bad, so bad. Sometimes I wish life was never ending, and all good things, they say, never last… (Prince)
Wiecie kiedy stajemy się dorośli? To jest bardzo konkretny, jasno określony moment. Wyłuskany niejako z reszty egzystencji. Konkret. To ta chwila, w której uświadamiamy sobie własną śmiertelność. Jeszcze sekundę temu byliśmy dziećmi i nagle Pstryk. Już wiemy, że jest coś takiego jak zagadka istnienia. Rozwiązania nie trzeba szukać. Przylezie samo. Kiedyś tam… Kurtyna opada, magiczne dzieciństwo zostaje za nami. Na zawsze. Od tej chwili już wszystko będzie inaczej. Ale to nie koniec. Paskudnej wiedzy, że nieśmiertelność można osiągnąć jedynie w wymiarze metafizyczno-symbolicznym towarzyszą inne atrakcje. Zazwyczaj ograniczają się one do egzystencjalnego bólu dupy, odczuwanego - w zależności od hartu jednostki - z różnym natężeniem i częstotliwością. W bardziej ekstremalnych przypadkach dołącza się jeszcze deprecha, nerwica - zwał jak zwał, ale głowa szaleje, myśli przytłaczają i generalnie mamy kuku. Na muniu. Albo i na czym innym. Jak Malkontentka. Dorosłość tak właśnie wygląda. I w sumie byłoby nieźle, gdyby nie wszechobecne przemijanie. A ciężko pozostać elementem constans przemijaniu… I chociaż, zapewne ku pokrzepieniu ducha, pchają nam w głowy, że przemijanie jest zjawiskiem absolutnie naturalnym i spoko, to jednak w wielu aspektach - wciąż przeraża. Tak bardzo bowiem jesteśmy związani z naszym tu, na tej biednej planecie bytowaniem, że świadomość, że kiedyś zabawa się skończy, światełko zgaszą i będzie po imprezce, osobników w typie Malkontentki przyprawia o niemiły uścisk pupska. W stawaniu przed wielkim znakiem zapytania nie czuje się Malkontentka najmocniejsza.
Kurde, tworzę tą papkę, bo zasrane były te ostatnie miesiące, zasrany był ostatni rok i mam nadzieję, że wiosna przyniesie jakiś zdrowy powiew i radość. Bo już ciężko momentami udawać radosnego pajaca. Rzeczywistość staje się obrzydliwa, strach zerknąć do gazety albo odpalić telewizor – zwłaszcza, że niebawem przyjdzie nam płacić na media ojczyźniane... I to akurat jakoś trwa i dobrze się ma. Co by nie gadać - przemijanie rozumiane jako swoisty logos, daje fory idei – nawet najbardziej prostackiej i szkodliwej. Mijają twórcy, dzieło zostaje. Każde. A ja mam dość patrzenia, jak odchodzą ludzie, którzy kształtowali moje widzenie świata, budowali moją wrażliwość. Powoli tracę swoich bohaterów. I nikogo nowego… Świat kilka dni temu wstrzymał oddech, znów spadł śnieg w kwietniu.
Też bym chciała żeby wiosna przyniosła coś nowego bo od dłuższego czasu szału nie ma;)
OdpowiedzUsuńU mnie wczoraj grad padał... tragedia. :D
OdpowiedzUsuńTo raczej nie jest post meteorologiczny, a ja już myślałam że pogodynka. Prince, Bowie. Masz racje.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten rok jest z jednej strony przepełniony goryczą i fatalny w skutkach, z drugiej porcje słodyczy też są dość spore. Ale szczerze wolałabym brak smaku, niż te okropności...
OdpowiedzUsuńNajbardziej boli to że godnych następców nie ma, nawet w najmniejszym stopniu. Są nędzne imitacje, skarlałe karzełki (w różnych wymiarach).
OdpowiedzUsuńJa śmierci bałam się krótki czas, dość szybko stałam się dorosła. Na tym etapie nie boję się o tyle śmierci a bólu, cierpienia tak wielkiego że aż nie do ogarnięcia.
Strach odblokować telefon, bo z każdej strony wylewa się taka rażąca głupota i beznadziejność, że człowiek tylko bardziej się pogrąża. A wszystko przez to właśnie, że ludzie nie umieją radzić sobie z tą przytłaczającą egzystencją, bo by chcieli, a myślą, że nie mogą, bo inni mają, a oni nie. I zamiast skupić się na sobie to poświęcają czas na innych, a z tego mają tylko jeszcze więcej żalu i jadu. Nie zawsze jesteśmy szczęśliwi, takie już życie tylko po co sami sobie je utrudniamy? Niedługo przyjdzie wiosna i na pewno będzie lepiej, ale nie trzeba na nią czekać, bo i bez niej może być fajnie :) Wiem, że Malkontentka nie tak myśli, bo dużo w tym prawdy, że "ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej ". Moim celem jest szukać tego człowieka, a resztę zostawiam za sobą...
OdpowiedzUsuńDokładnie.. ten cytat utknął mi ostatnio w glowie
UsuńMam swoją rodzinę od ponad 3 lat... i dokładnie pamiętam moment, kiedy stałam się dorosła i to wcale nie był ślub, poród a późniejszy strach o nowe życie. Dobrze napisałaś brakuje nowych.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak uświadomiłam sobie, że kiedyś umrę. Miałam jakoś 14 lat. Oczywiście wcześniej wiedziałam, że ludzie umierają, ale wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy umierając nie będzie to już po prostu koniec. Trzymam się myśli, ze jednak coś nas po śmierci czeka, bo taka nicość byłaby dość smutna. Nadzieja jakoś mi pomaga.
OdpowiedzUsuńBoję się śmierci. Swojej i bliskich, nic na to nie poradzę. Jedyne, co mogę zrobić to żyć tak, aby później nie żałować, że zmarnowałam tyle lat.
Chyba wiele z nas czeka na tą "niemeterologiczną wiosnę"...
OdpowiedzUsuńJa już momentami boję się włączyć telewizor bo co chwilę słyszę co to fajnego wymyślili Wielce Nam Panujący by nam - stworzeniom gorszego sortu, żyło się lepiej. I szlag mnie co chwilę trafia i krew jasna zalewa gdy uświadamiam sobie, że w dzisiejszych czasach, żeby decydować o losach ludzi trzeba być wrednym, złośliwym i bezdzietnym karłem, obrażonym na wszystko i wszystkich.
OdpowiedzUsuńA co do przemijania - w weekend byłam na pogrzebie więc znów lekki dół mi się włączył. Fajni ludzie odchodzą a wrednych gnid żadna cholera nie rusza. Ehhh....
Bardzo mocno chcę wierzyć, że przyjdzie w końcu wiosna.
OdpowiedzUsuńI ta meteorologiczna i ta w życiu codziennym, bo na razie szaro, buro i ponuro i tu i tu:(
Życzę Wam wszystkim w końcu pięknego słońca na niebie i w życiu:)
:*
u mnie padał jeszcze dzisiaj do południa
OdpowiedzUsuńjest strasznie zimno i przez to wszystko jestem chora ! chcę już lato :(
OdpowiedzUsuńnie smutaj tak bardzo... wszak wiosna zaczyna się w duszy... a przemijanie (odchodzenie) to naturalna kolej rzeczy :)
OdpowiedzUsuńhehhh....człek czeka na osiemnastkę czeka a potem sie okazuje że najbardziej magiczne samo czekanie było.
OdpowiedzUsuńBuziole
oj, zrobiło się smutno :(
OdpowiedzUsuńNas na szczęście nie opuszcza pogoda ducha :) Mamy nadzieję, że będzie nawet jeszcze lepiej gdy tylko wyjdzie (i zostanie) słońce :)
OdpowiedzUsuńTwój tekst bardzo mnie poruszył, więc postanowiłam pogrzebać w komputerze i podrzucić Ci kilka pomysłów na polepszenie nastroju. I nie jest to żadna reklama. Polecam afirmacje czytane przez Ewę Foley: Louise L. Hay - "101 Myśli Mocy", Louise L. Hay - "Jak siebie pokochać", Louise L. Hay "Poranna i wieczorna medytacja" na dobry początek. Nagrane tak, aby trafiały do podświadomości i zmieniały nasze życie. Jednym zdaniem wystarczy regularnie słuchać. Warto sięgnąć także po książkę: Louise L. Hay "Możesz uzdrowić swoje życie".
OdpowiedzUsuńJeśli oczywiście chcesz zmiany w swoim życiu, bo może nie chcesz?
Zresztą zrobisz z tymi informacjami, co zechcesz. Do niczego nie zmuszam. Radzę z dobrego serca :)