piątek, 22 sierpnia 2014

Malkontentka ma mufinkę i nie zawaha się jej użyć czyli słowo o koreańskich kosmetykach.

Ha! Wiecie, co to jest drogie Panie? Tak! To na fotce (zapożyczonej ze strony sklepu – tuszę, że będzie mi wybaczone?!)?Otóż… to jest róż, ale... ale nie jest to zwykły róż, bo jak wiadomo kot kotu nie równy, i róż różowi takoż. Ten róż to All Over Muffin Cake Finish marki Skin Food. Pochodzi z Korei, można go kupić w sklepie Rice Candy i ma wszystkie róże pod sobą… Kosmetyk występuje w kilku odcieniach, ale cytując klasyka – nie będziemy robić z tego zagadnienia, bo sprawa akurat mało istotna. Istotne jest, że malkontentka zakupiła produkt celem ubarwienia szarego, smutnego lica. A gdyby efektu pożądanego nie uzyskała zawsze mogłaby wylać wiadro żółci – na sprzedawcę, producenta i każdego, kto w tym paluchy maczał i też jakaś satysfakcja by była…;)
No, ale poważnie. Róż nabyłam online w sklepie Rice Candy. Przesyłka przyszła błyskawicznie…a w niej, poza zamówionym produktem, próbki różne wspaniałe – musiałam na fb Panie z Rice Candy podpytać, co z tym czynić, bo nijak przeczytać nie potrafiłam ;). Ale jeśli władacie biegle koreańskim to spoko - dacie radę J. No i najlepsze – dla łasuchów – w przesyłce były... słodycze … no i koniec, wpadłam. A słodycze też rodem z Korei, tak piękne, że aż jeść było szkoda…
Dobra… i tak…zjadłam… (pycha!).
Wogóle koreańskie kosmetyki zniewalają uroczymi opakowaniami. Kiedyś pierwsza dama polskiego humoru Magdalena Samozwaniec napisała, że wielką sztuką w życiu jest nie niszczyć dziecka, które w każdym z nas siedzi – no jakoś mniej więcej tak napisała;) (i nie jest to wkręt polityczno-etyczno-obyczajowo-feministyczno-antyfeministyczny). Koreańskie pięknie kosmetyki powodują, że to dziecko natychmiast dopomina się o swoje prawaJ i nasza wewnętrzna mała dziewczynka razem z naszą dorosłą kobietą krzyczą unisono – chcę to!
Ja, jako, ze ulegam każdej pokusie – zgodnie z zarządzeniem Wańkowicza (z walki z pokusą człowiek wychodzi brudny i utytłany, więc rozsądniej ulec i tylko po rozpuście otrzepać piórka) róż chciałam to i mam. Koniec dygresji. Przejdźmy do kosmetyku samego w sobie. Otrzymujemy go w uroczym kartonikowym opakowaniu z okienkiem i podwójnym dnem, kryjącym wysokiej jakości pędzelek służący do rozprowadzania kosmetyku po obliczu. Na stronie sklepu informacji o różu jakoś zbyt wiele nie znalazłam więc przynajmniej nie wiem, co obiecuje producent i irytować się nie muszę. Ale zapewne i tak bym się nie denerwowała. Z pełną odpowiedzialnością, świadoma wagi swoich słów, będąc w pełni władz umysłowych (mam taką nadzieję przynajmniej) oświadczam, ze jest to najlepszy róż, jaki miałam w moim długim i smutnym życiu. Nałożony na policzki spełnia nie tylko właściwą każdemu różowi rolę - nadaje im nieco koloru ale również fantastycznie je rozświetla. I nie jest to bynajmniej efekt kuli dyskotekowej, ale wrażenie zdrowej, świeżej i młodej skóry – co dla mnie akurat wydaje się być nadzwyczaj pożądanym. Aby osiągnąć optymalną szczęśliwość na policzki kładę podwójną warstwę, a resztę twarzy lekko oprószam kosmetykiem. No drogie panie – toczki, kapelusze - czy co tam, kto nosi - z głów. Jest dobrze! A… i pachnie obłędnieJ (hmm… smacznie pachnie)
Zachęcam serdecznie, bo ja z pewnością nie poprzestanę na jednym opakowaniu. Kupujcie i nie wahajcie się używać, jako i ja czynięJ
Żeby oddalić ewentualne zarzuty o przekupstwo ze strony obsługi sklepu;) informuję czytaczy, że post nie jest sponsorowany, róż kupiłam sama za samodzielnie zarobione ciężką pracą pieniążki! A to, że malkontentce, sceptyczce i pesymistce tak się spodobało… w sumie jest to niepokojące… muszę to przemyśleć J


2 komentarze:

  1. Właśnie szukam fajnego różu, a przyznam, że nie jestem fanką tego typu produktów. Idę pobuszować na owej stronie i swój cenny czas potracić :)

    OdpowiedzUsuń