poniedziałek, 2 stycznia 2017

Miss Planner, czyli o tym jak Malkontentka mózg kupowała

Chaos rodzi więcej chaosu (T.Clancy)
…zaś więcej chaosu to już totalna rozpierducha, szaleństwo, ciągła zadyszka i łapa w nocniku. Świat wywrócony do góry nogami i zakręcona spirala czasu… A pośród tego królestwa nieładu, stosów papierów, rozrzuconych gaci i biustonoszy zwisających z żyrandola, króluje ONA. Rozczochrana, źle ubrana i krzywo pomalowana. Władczyni śledzi zawiniętych w gazetę i kłębów kurzu w kątach – cesarzowa Malkontentka. Życie na śmietnisku ma swoje dobre strony – nie trzeba - powiedzmy - wykonywać wielu skomplikowanych czynności w celu wydobycia odzienia z garderoby, wystarczy jeno przekopać stertę łachów, zwisających z oparcia krzesła i wciągnąć wydobytą rzecz na grzbiet. 
W tej rzeczywistości szalonych kapeluszników prasowaniem nikt się nie para – malkontencka stylówa obejmuje zagniotki…. Ma się ten swój niepowtarzalny urok kloszardki…
No ale niestety, poza luzackim luzem, wszechobecny chaos generuje też niezliczoną liczbę telefonów i skruszone odpowiedzi cesarzowej – zapomniałam, już pędzę, momencik, zaraz…. A że Malkontentka lubi ciszę i jednocześnie nie lubi kłamać, (bo mama ją nauczyła, że nie wolno!), wraz z nadciągającym Nowym Rokiem postanowiła przeprowadzić rewolucję nieomal kanapkową, ogarnąć otoczenie i kilka aspektów życia przy okazji. Pierwszym krokiem na nowej drodze ładu i porządku miał być zakup plannera – koniecznie przez dwa "n". Malkontentka naczytała się blogów – wszyscy mają plannery – zapragnęła i ona. Zapragnęła, ale po smętnej analizie cen, poczuła, że w sumie duża ilość telefonów pozwala na podtrzymywanie więzi międzyludzkich, a pusta butelka po piwie bardzo awangardowo komponuje się z parapetem i rachitycznym kwiatkiem nieznanej rasy. A przy okazji – zdradzę Wam sekret. Malkontentka całą mocą swej mrocznej natury nienawidzi kwiatków doniczkowych, a kwiatki doniczkowe nienawidzą Malkontentki – tylko ten jeden – twardy taki…
Wracając do tematu, już Malkontentka miała odpuścić, gdy nagle internet zaproponował jej planner pod hasłem Miss planner. No i co z tego że różowy! Co z tego, pytam? No! Planner miał dwa "n" na okładce, ładny obrazek w środku i kosztował nieco mniej niż średnia pensja Malkontentki więc postanowiła zaszaleć i "kup teraz" pogalopowało w łącza. Dobra – dla ubarwienia rzeczywistości dorzuciła jeszcze trzy arkusze naklejek. No i co z tego, pytam ponownie? Nie wolno?
Planner - a jakże - przybył szybciorem, zapakowany cudnie w pudełeczko z naklejonym serduszkiem i rzeczywiście śliczniasty był nadzwyczaj, ale… wersja mini dla bardzo maxi Malkontentki okazała się być z lekka niedostosowana… Rozżaliła się Malkontentka, nawet zajadziła coś do Twórczyni plannera że jak to, że gdzie tu pisać itd. Jednak na swoje zrzędzenie otrzymała – miłą i sensowną odpowiedz osoby nawykłej do pertraktacji z wariatami różnej maści i z pewnym zawstydzeniem zaczęła planner oswajać. Fakt – kolejną wersję wybierze w rozmiarze xxl. Ale i ten maluch okazał się przyjazny…


Niewątpliwe plusy:
Poza ślicznym kolorem - w plannerze stoi wyraźnie, co Malkontentka ma zrobić w styczniu, lutym itd., plan dzienny pozwala na bieżącą organizację żywota, notatki – na zbieranie złotych myśli i obsesyjnych rojeń. Złotych myśli – rzecz jasna cudzych… Jest tam też coś o nawykach, ale to akurat… no za mało kartek… Co by jednak nie powiedzieć, miejsce gdzie można odnotowywać obsesje jest… no…no fajne - jakby szyte na miarę malkontenckiej potrzeby. Jedyny minus – rozmiar – Malkontentka… lubi duże!
Kochani, wybór plannerów, które tworzy pani Magda z Miss Planner jest przyjemnie różnorodny. Do tego pani Magda jest miła i ma sporą cierpliwość, co jest niewątpliwą zaletą w kontakcie z trudnym, roszczeniowym, agresywnym klientem - typ Malkontentka. Polecam – zerknijcie i kupcie swoje narzędzie do sortowania dni.
Świat się kręci, a Malkontentka wraz z nim, teraz jednak z poczuciem spełnionego obowiązku… spisane będą czyny i rozmowy… poniektórzy niech drżą, bo teraz podręczna pamięć nie pozwoli jej zapomnieć i zbagatelizować.
Niezłe – obok mobilnego dysku taki zapasowy mózg w plecaku. Zachęcam, bo w sumie warto nabyć sobie taki dodatkowy rozumek. Malkontentka idzie jeszcze po lecytynę…
Do miłego kochani.

Jeszcze a'propos mózgu... Jeśli nie odpowiada Wam powyżej opisany, to za przystępną cenę można zdecydować się na taki:

Dla zainteresowanych - niniejszy post wypływa z potrzeby uzewnętrznienia własnych emocji autorki, nie jest sponsorowany, nie jest wynikiem wyrzutów sumienia, ani próbą zatarcia złego wrażenia na autorce plannera. Zwykła taka emanacja bogatych wnętrzności…

32 komentarze:

  1. Zawsze podobają mi się takie rzeczy, a potem kupuję i nie korzystam! Najczęściej zapisuję wszystko w tel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo. Bardzo mi się podobają, pragnę ich wszystkich a jak dostaję to i tak zapisuje na karteczkach albo w telefonie....

      Usuń
    2. mam tak samo jak Wy. mega podobają mi się te wszystkie planery, jednak kupuję normalny kalendarz, w którym pod koniec roku świeci pustkami, bo już nic w nim nie zapisuję, bo wszystko ląduje w telefonie...

      Usuń
  2. Hahaha, ja już jakiś czas temu się przekonałam, że wszelkie plan(n)ery nie są dla mnie. Zwłaszcza te drogie. Bo cieszę się nimi przez miesiąc i rzucam w kąt :) A tak to mogę sobie kupić dziesiąty żel pod prysznic, piąty krem do rąk i trzeci do stóp. Też będą leżeć w kącie, ale przynajmniej teoretycznie bardziej przydatnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe, ja też należę do tego gatunku co nie korzystam z tych wypasionych planerów ..w ostatnim nie zapisałam ani pół słowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi bardzo podobają się wszystkie plannery i najchętniej kupiłabym sobie każdy i później z nich nie korzystała :P Dlatego postawiłam na coś ze średniej półki cenowej - coś, co spodobało mi się na pierwszy rzut oka i po co sięgam z przyjemnością :D

    Mózg chętnie kupię, dołożę i sobie, i znajomym, a może nawet sąsiadom - czasem mam wrażenie, że mamy go w tych głowach zbyt mało :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety jestem niereformowalna jak koleżanki powyżej - po kilku podejściach zrezygnowałam na rzecz oswojonego chaosu i żyję sobie jak dotąd szczęśliwie :P

    OdpowiedzUsuń
  6. no coś ty, planner przez dwa 'n' haha, tyś je udano :D i ten cudny różowiutki kolor, nie no wypas sisi ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przydałby mi się taki :)
    Ostatnio nawet oglądałam po ile są i tak się zastanawiam czy kupić :) czy bede z tego korzystać ...
    JustynaPolskaFashion&MakeupArtist

    OdpowiedzUsuń
  8. Super napisane :D Ja miałam kupić planer, ale w końcu kupiłam kalendarz za dyche z biedry. Oszczędnie a co ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak Cię kwiaty doniczkowe nie lubię? Nie rozumiem fenomenów plannerów, jakby zwykły kalendarz sie nie nadawał ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jakoś z plenerów korzystać nie umiem. Jestem za mało systematyczna, a nawet jak coś nabazgrolę w notatnitku to rzadko go otwieram :D
    Uwielbiam styl Twojego pisania!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jeszcze nigdy nie miałam własnego plannera, a szkoda, że Twój okazał się być mniejszy niż się spodziewałaś :c

    Mój blog - HELLO-WONDERFUL
    Pozdrawiam cieplutko:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Czasami jest taka potrzeba wyrażenia swojego zdania na jakiś temat🐲 a że w rozważaniach pojawia się czasem produkt bywa🐙 grunt że lżej człowiekowi. Pozdrawiam w ten zimny czas....

    OdpowiedzUsuń
  13. 3,90? Może powinnam zainwestować? :D
    Nie mam plannera, mam kalendarz, a to się chyba nie liczy :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam wszelkie plannery a potem zapominam z nich korzystać :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hyhy uwielbiam Cię.

    Pla"nn"er zapelniam tylko w styczniu- potem sluzy mi jako zwykly notatnik, kto by tam trzymal sie zapisków :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hyhy uwielbiam Cię.

    Pla"nn"er zapelniam tylko w styczniu- potem sluzy mi jako zwykly notatnik, kto by tam trzymal sie zapisków :)

    OdpowiedzUsuń
  17. heheheheeeee :) no dobry mózg by się przydał! Ze dwa kilo bym wzięła...
    Nigdy nie miałam plannera - ani przez jedno, ani przez dwa "n".

    OdpowiedzUsuń
  18. "Niezłe – obok mobilnego dysku taki zapasowy mózg w plecaku. Zachęcam, bo w sumie warto nabyć sobie taki dodatkowy rozumek." Cudne :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo rzadko z takiego czegoś korzystam. Robię to przez parę tygodni, a później rzucam w kąt..

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham Twój styl pisania! :)
    Moje życie też zwykło być rządzone przez chaos, jednak z roku na rok przekonywałam się do kalendarzy i tak, każdego zapisywałam w nich coraz więcej. W tym tak jak Ty postanowiłam zainwestować w Planner i choć nie był mega tani, to najtańszy ze wszystkich, jakie widziałam bo zamknął się w 70 zł. Jest piękny i go kocham - mam nadzieję, ze będę do niego zaglądać, bo szkoda wydanych złociszy :D
    Twój jest mega uroczy! Mimo rozmiaru mam nadzieję, że będzie Ci towarzyszył każdego dnia i ułatwi życie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. ja i planner to ewidentnie nie są dwie połówki jabłka ;p za to ja i chaos to wielka love:D

    OdpowiedzUsuń
  22. Jeżu ten mózg ajajaj, ja tam zawsze mam kalendarz, bez tego, jak bez ręki, przy moim wariackim życiu :D Uściski śniegowe :D

    OdpowiedzUsuń
  23. planner to kompletnie nie dla mnie rzecz :D żyję w chaosie

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochana, może plener mały ale czuję, że zapiszą się tam wielkie historie! :) tylko nie spuszczaj go z oka ;D

    OdpowiedzUsuń
  25. Uwielbiam Twoje wpisy. Buzia od początku do końca nie przestawała mi się uśmiechać :).

    Ja nie mam plannera ale wszystko co trzeba zapisuję sobie w kalendarzu :).

    OdpowiedzUsuń
  26. Ale tu dawno u Ciebie nie byłam! Ale sama stawiam na tradycyjny kalendarz :D

    OdpowiedzUsuń
  27. Też zafundowałam sobie mini-planer, ale póki co dalej jest pusty :P

    OdpowiedzUsuń
  28. Ja nawet jak kupię jakiś planner/kalendarz to.. zapominamdo niego wpisywać... ;p ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Wszystko ładnie, pięknie, mam w planach taki planner, a później i tak kończę z kalendarzem :) takim zwykłym z miejscem na notatki :)

    OdpowiedzUsuń