Gdy sunęła tym swoim erotycznym zygzakiem, jej pośladki podskakiwały jak dwa młode szczeniaki kotłujące się pod prześcieradłem.
Tyle James Bacon. Nie - nie o Malkontentce... niestety. To o Marilyn Monroe. Też ładna i wiadomo – dupki szczeniaczki i inne słodziaki. Ale jeśli już wkręcamy się w animalistyczne porównania, to w przypadku Malkontentki możemy mówić o koniu. A generalnie rzecz biorąc o starej szkapie… no cóż - życie…. A jaki koń jest każdy widzi. To samo tyczy Malkontentki. Jest taka, jaką ją Matka Natura w przypływie czarnego humoru wytworzyła i nic tego nie zmieni, ale… poprawić w sumie może… Skalpel dr Szczyta, igiełka dr Ambroziaka zapewne byłyby przydatne, jednak póki co są niedostępne dla Malkontentki z kilku mocno prozaicznych powodów, wśród których niezmiennie na pozycję złośliwego lidera wysuwa się permanentny brak czystej, żywej gotówki. Ale skoro nie kijem go, to pałką. Kosmetyki w jakimś celu na ten najlepszy ze światów zostały zesłane. A skoro są, to należy z nich korzystać. I Malkontentka korzysta. Jak szalona. Bez ładu i składu, ale z entuzjazmem. Nieumiejętnie, ale z pasją. Makijaż z efektem clownessy – czemu nie? Samoopalacz i łaciate nóżki - znaczy gigant podpory o umownym zarysie słoniowych nóg - z przyjemnością. A może totalna degradacja włosów i sławetny Organic Curl System – pewnie. Malkontentka zawsze niczym ochotnik na front… Ryzykowne. Większość nie wraca. No ale, czegóż się nie czyni pro publico bono, zwłaszcza że zmarnować nie bardzo jest co.
Tyle tytułem przynudnego wstępu, mającego - tak naprawdę - być usprawiedliwieniem dla zbyt pokaźnej zawartości kosmetyczki…
A o to i ona… Królowa łazienki. Kosmetyczka Malkontentki i jej bogate wnętrze. Ta dam:
Tyle James Bacon. Nie - nie o Malkontentce... niestety. To o Marilyn Monroe. Też ładna i wiadomo – dupki szczeniaczki i inne słodziaki. Ale jeśli już wkręcamy się w animalistyczne porównania, to w przypadku Malkontentki możemy mówić o koniu. A generalnie rzecz biorąc o starej szkapie… no cóż - życie…. A jaki koń jest każdy widzi. To samo tyczy Malkontentki. Jest taka, jaką ją Matka Natura w przypływie czarnego humoru wytworzyła i nic tego nie zmieni, ale… poprawić w sumie może… Skalpel dr Szczyta, igiełka dr Ambroziaka zapewne byłyby przydatne, jednak póki co są niedostępne dla Malkontentki z kilku mocno prozaicznych powodów, wśród których niezmiennie na pozycję złośliwego lidera wysuwa się permanentny brak czystej, żywej gotówki. Ale skoro nie kijem go, to pałką. Kosmetyki w jakimś celu na ten najlepszy ze światów zostały zesłane. A skoro są, to należy z nich korzystać. I Malkontentka korzysta. Jak szalona. Bez ładu i składu, ale z entuzjazmem. Nieumiejętnie, ale z pasją. Makijaż z efektem clownessy – czemu nie? Samoopalacz i łaciate nóżki - znaczy gigant podpory o umownym zarysie słoniowych nóg - z przyjemnością. A może totalna degradacja włosów i sławetny Organic Curl System – pewnie. Malkontentka zawsze niczym ochotnik na front… Ryzykowne. Większość nie wraca. No ale, czegóż się nie czyni pro publico bono, zwłaszcza że zmarnować nie bardzo jest co.
Tyle tytułem przynudnego wstępu, mającego - tak naprawdę - być usprawiedliwieniem dla zbyt pokaźnej zawartości kosmetyczki…
A o to i ona… Królowa łazienki. Kosmetyczka Malkontentki i jej bogate wnętrze. Ta dam:
Wygląda niepozornie, ale nie dajcie się omamić jej skromną posturą - to prawdziwie zaczarowana torba Mary Poppins. Zapraszam...
Cóż my tu mamy… Makijaż.. Sporo tego, jednak zrozumcie – malowanie twarzy z przodu głowy to już wyzwanie samo w sobie. Wymaga nakładów sił i środków. Oto środki…
Zatrzymywanie i ukrywanie kurzych stóp galopujących po obliczu to też potężna armata. Nie opyka się dwoma specjałami…
Ciało ma swoje wymagania. A im dalej w las, tym więcej drzew i cudownych preparatów na wszystko… szara maść w papuzich odmianach…
Włosy pomimo eksperymentów fryzjerskich wciąż są i chociaż w liczbie siedmiu, to nadal wymagają jakiejś tam pielęgnacji…
No i zapach… Ten konia może i nie jest zły – ot dla koneserów - ale postawmy raczej na boskiego Toma…
Rzecz jasna kosmetyczka jest materią żywą. Jej wnętrze podlega przemianom, zmianom, redukcji. Tyje, chudnie, cierpi na efekt jojo i zatrucie przeterminowanymi specjałami. Uczula i pięknieje. Ot… jak Malkontentka.
A efekt końcowy…
Znalazłam łazienkę. Kiedy spojrzałam w lustro, przestraszyłam się samej siebie. Moje włosy przypominały strąki wysuszonej fasoli, a granatowa maskara dotarła aż na policzki i kontrastowała wściekle z bladozieloną cerą. (E.Stec)
Cóż… bywajcie w zdrowiu i z uśmiechem.