Witajcie mili Goście w moich siermiężnych progach. Usiądźcie wygodnie, filiżanki w łapki i lecimy!
Dziś czwartkowy poranek umili nam bardzo tajemnicza postać.
Najbardziej szczupła - koniecznie zajrzyjcie na jej blog - będzie to interesujące doświadczenie i kto wie - może nawet motywacja do pracy nad sobą.
Zanim jednak rozkręcimy się na dobre, chciałabym powiadomić wszystkich - a w szczególności szanowną Autorkę, że odkąd Malkontentka stała się bohaterka posta, woda sodowa uderzyła jej do głowy i zachowuje się paskudnie. Łaskawie oświadczyła - a'propos poniższego tekstu - że jest zadowoloną Malkontentka, bo to żadna sztuka być niezadowoloną. A w jej przypadku mamy do czynienia z niejako wyższą szkołą malkontenctwa...
Dobra. Nie przedłużajmy - zapraszam do lektury opowieści Poli.
...
Moja głowa zazwyczaj pęka w szwach od pomysłów. Nie wyobrażasz sobie nawet jakie głupoty, a niekiedy i genialne rzeczy przychodzą do mojej małej blond głowy.
Jasne, przecież od kilku dni jesteś dyplomowanym inżynierem. Twoje myśli to przede wszystkim wspaniałe struktury i układy o których się nie śniło ani Le Corbusierowi ani Howardowi, o innych nie wspominając. A ja się tylko śmieję, bo głównie to mam ochotę pójść spać. Albo coś zjeść. Ksiądz w kościele w niedziele powiedział, że „człowiek potrzebuje jedzenia aby żyć, a nie żyje po to aby jeść”. Cóż, nawet lokalny kapłan musiał pojechać po moich poglądach. No ale takie jest życie, nie może być za cukierkowo. W każdym razie odeszłam za bardzo od tego co chciałam napisać, a chciałam napisać o tym, że nie mam pomysłu co napisać. Kobieca logika, poziom: blond.
Gdy moja droga, kochana, wspaniała, najlepsza Malkontentka, mam nadzieję, że dla Ciebie również bardzo droga, kochana, wspaniała i najlepsza, ogłosiła, że jest możliwość opublikowania czegoś na jej wspaniałej, pięknej, idealnej stronie to od razu z entuzjazmem zgłosiłam się słowami ‘CHCĘ!”. No bo jak mogłabym nie chcieć napisać czegoś od siebie na jednego z najlepszych blogów na jakiego miałam do tej pory trafić, no jak? Ha! Już o razu miałam sto pomysłów na minutę, ale zapytałam i tak autorki tegoż wspaniałego bloga czy jest coś konkretnego co powinnam poruszyć. W odpowiedzi dostałam wolną rękę, a wszystkie moje pomysły poleciały heeen do góry, niczym uwolnione baloniki w kształcie Hello Kitty na lokalnym festynie.
Zaczęłam zatem szukać pomysłu. Zalogowałam się więc na facebook’a, standardowo nic się tam nie dzieje poza tym, że znajomi których nie widziałam od 8 lat, z którymi i tak wówczas nie zamieniłam ani słowa, nagle się zaręczają, mają dzieci i myślą, że wygrają iPhone 6s jeżeli tylko udostępnią post. Tak. Czas skasować facebook’a. W każdym razie, inspiracji szukałam również na Onecie, WP, RP.PL, Wikipedii, Nonsensopedii, na Pudelku, w „Kuchennych Rewolucjach”, na stronie Teatru Narodowego, w repertuarze najbliższego kina, w gazetce Kauflandu, słuchając programu pierwszego Polskiego Radia, zajrzałam również do lodówki. Znalazłam nic. No dobra, nic poza Monte. Ale nie o deserze mleczno-orzechowym miałam pisać.
Z rozpaczy i niemocy zgooglowałam zatem hasło
‘malkontenctwo’, bo cóż innego mi pozostało. Zatem według Wikipedii to „postawa nacechowana ciągłym niezadowoleniem z życia, wynajdywaniem we wszystkim cech negatywnych”. Ale czy w takim, razie nasza droga Malkontentka jest prawdziwą wiecznie niezadowoloną malkontentką? HA! Nie! Chciałabym napisać, że włożyłam nadludzki wysiłek aby znaleźć dowody na to, że Malkontentka nie zawsze malkontentką jest, ale to by było okrutne kłamstwo. Było bardzo łatwo i nie trzeba się było nawet za mocno pogrążać w otchłanie tego wspaniałego bloga. A cytować nie będę, znajdź sobie sam drogi czytelniku oznaki zadowolenia Malkontentki. Pytanie jednak wisi już w powietrzu: czy jestem zawiedziona, że Malkontentka sama siebie nazywa malkontentką? Tak. Jestem ogromnie zawiedziona.
A teraz zupełnie serio, nie, nie jestem zawiedziona. Chociaż nie powiem, gdyby autorka nagle zaczęła siebie nazywać ‘najbardziej-zadowolona-kobieta-polskiej-blogosfery’ to chętnie ‘przytuliłabym’ sobie malkontencki przydomek. Ja - geniusz zła. A teraz już naprawdę serio, autorka pewnie ma powód dla którego nazywa się tak, a nie inaczej. Najważniejsze, że redaguje dobrego bloga, pisze szczerze o tym co myśli, a ja się cieszę, że jestem wierną czytelniczką i nie zwracam nawet uwagi na oznaki niezadowolenia. I nie chciałabym aby Malkontentka była w 100 procentach malkontentką, bo zdecydowanie N I K T nie zasługuje na to aby być ciągle niezadowolonym.
Reasumując, przeczytałam to co napisałam i zdecydowanie nie wiem o czym jest ten tekst. Pomieszanie z poplątaniem, na dodatek długie. W każdym razie udowodniłam, że można napisać obszernego posta na pół o niczym, a na drugie pół o właścicielce tego bloga, której bardzo dziękuję, za to, że umożliwiła mi publikację. Jako że jest Malkontentką, to zapewne będzie bardzo z tego tekstu niezadowolona, no ale cóż – już zgłaszając swoją kandydaturę byłam o tym przekonana.
Dziękuję.