Długo zastanawiałam się nad
tematem dzisiejszej opowieści… I w sumie nic nie wymyśliłam L. Nie mam ochoty
recenzować kolejnego kosmetyku – to nie ten dzień - dziś gruczoły jadowe mam
w zaniku, ostrze pióra wyraźnie stępiało pod przemożnym naporem zmęczenia, a poczucie humoru?? wrrr… a cóż to jest? Nie napiszę dziś recenzji filmu, bo jakoś ostatnio żaden mnie nie uwiódł.
O potworkach wydawniczych w stylu – „To nie książka”, „Zniszcz ten dziennik” – absolutnie wypowiadać się nie będę, bo marnie się dziś czuję i wolałabym nie podnosić sobie ciśnienia.
Na wylew - jeśli już muszę – to wolę zapracować w inny sposób ;) Żeby jednak nie było wątpliwości, co do mojego paskudnego stanowiska w tej sprawie – za wydawanie takich koszałków powinno się wsadzać do zakładu zamkniętego. Wstyd i hańba – tu grzmię! I gra słów, ze ta książka to nie książka
i inne tego typu podpuszczalskie fiki-miki nie przemawiają do mojej wyobraźni - być może cholernie ograniczonej, ale żyję z nią jakoś i to dość twórczo, nie odczuwając szczególnego ubóstwa ducha. A że z logiką u mnie nieźle, to zaprawdę powiadam wam obywatele – jeżeli do pobudzenia/odkrycia własnej kreatywności potrzeba wam poradnika/wskazówki tego rodzaju – kreatywnymi nie jesteście
i nigdy nie będziecie – zatem kupowanie wyżej wzmiankowanego sensu nijakiego nie ma. Kreatywnością nadzwyczajną wykazał się natomiast twórca badziewiaka i wybaczone mu nie będzie, bo świetnie wiedział, co czyni…ale to temat na inny post. np. "jak kreatywnie nabijać Współziemian
w butelkę”. Książek (nawet i również!) tych zwanymi nie-książkami niszczyć się nie godzi – to domena ludów prymitywnych. Więc kochani- nie plujemy, nie skrobiemy, nie umieszczamy czegoś „co kiedyś żyło” pomiędzy poszarpanymi przez nasze kły stronami, nie palimy na stosie (to już było i wiadomo do czego prowadzi). Nie robimy tego. I tyle! Nie dajmy się po raz kolejny wkręcić w tryby bezdusznej maszynki do mielenia mózgów i nie kupujmy kupy opakowanej w złocisty papierek…bo mimo opakowania i zapewnień, że to cacko- w środku wciąż tkwi …gówno! No to dygresyjka niewąska mi się narodziła… Wybaczcie, ze dziś krótko i bez polotu ale jakoś przy tym piąteczku wena mnie opuściła. Życzę Wam słonecznego weekendu a na poniedziałek planuję wielkie przebudzenie Malkontentki, bo coś się diablica ostatnio zbyt zadowolona zrobiła ;)
w zaniku, ostrze pióra wyraźnie stępiało pod przemożnym naporem zmęczenia, a poczucie humoru?? wrrr… a cóż to jest? Nie napiszę dziś recenzji filmu, bo jakoś ostatnio żaden mnie nie uwiódł.
O potworkach wydawniczych w stylu – „To nie książka”, „Zniszcz ten dziennik” – absolutnie wypowiadać się nie będę, bo marnie się dziś czuję i wolałabym nie podnosić sobie ciśnienia.
Na wylew - jeśli już muszę – to wolę zapracować w inny sposób ;) Żeby jednak nie było wątpliwości, co do mojego paskudnego stanowiska w tej sprawie – za wydawanie takich koszałków powinno się wsadzać do zakładu zamkniętego. Wstyd i hańba – tu grzmię! I gra słów, ze ta książka to nie książka
i inne tego typu podpuszczalskie fiki-miki nie przemawiają do mojej wyobraźni - być może cholernie ograniczonej, ale żyję z nią jakoś i to dość twórczo, nie odczuwając szczególnego ubóstwa ducha. A że z logiką u mnie nieźle, to zaprawdę powiadam wam obywatele – jeżeli do pobudzenia/odkrycia własnej kreatywności potrzeba wam poradnika/wskazówki tego rodzaju – kreatywnymi nie jesteście
i nigdy nie będziecie – zatem kupowanie wyżej wzmiankowanego sensu nijakiego nie ma. Kreatywnością nadzwyczajną wykazał się natomiast twórca badziewiaka i wybaczone mu nie będzie, bo świetnie wiedział, co czyni…ale to temat na inny post. np. "jak kreatywnie nabijać Współziemian
w butelkę”. Książek (nawet i również!) tych zwanymi nie-książkami niszczyć się nie godzi – to domena ludów prymitywnych. Więc kochani- nie plujemy, nie skrobiemy, nie umieszczamy czegoś „co kiedyś żyło” pomiędzy poszarpanymi przez nasze kły stronami, nie palimy na stosie (to już było i wiadomo do czego prowadzi). Nie robimy tego. I tyle! Nie dajmy się po raz kolejny wkręcić w tryby bezdusznej maszynki do mielenia mózgów i nie kupujmy kupy opakowanej w złocisty papierek…bo mimo opakowania i zapewnień, że to cacko- w środku wciąż tkwi …gówno! No to dygresyjka niewąska mi się narodziła… Wybaczcie, ze dziś krótko i bez polotu ale jakoś przy tym piąteczku wena mnie opuściła. Życzę Wam słonecznego weekendu a na poniedziałek planuję wielkie przebudzenie Malkontentki, bo coś się diablica ostatnio zbyt zadowolona zrobiła ;)