...Jest ciemno. Jest brudno. Krwawe szczątki leżą w kącie, a nad nimi unosi się stado spasionych much. Śmierć przechadza się korytarzem. Jest brudno. Brudno. Brudno. Brudno…
…Takie mniej więcej myśli i odczucia towarzyszą moim przeżyciom zawsze, gdy oglądam dzieła jednego z najwybitniejszych polskich artystów. Współczesnych. Niezatapialnych. Wielkich. Te prymitywne doznania to niewątpliwie kolejny dowód mojego braku wyrobienia, smaku i amatorszczyzny odbiorczej… bo chyba można być odbiorcą amatorem? Nieważne. Nawet jeśli nie jest to możliwe, bądź jest możliwe lecz zakazane czy obrazoburcze to ja owym amatorem, ba pierwotniakiem odbiorczym jestem. Dziś kochani kulturalny czwartek z postacią wielowymiarową i wybitną, której nie lubię… bardzo nie lubię. Zdzisław Beksiński. Malarz, rzeźbiarz, fotograf, rysownik. Artysta, który poprzez swoje prace rozgrzebuje najbardziej mroczne zakamarki mojej duszyczki i budzi paskudne instynkta. Widać czai się we mnie - ujarzmione i głęboko śpiące, ale jednak absolutne - zło. Ewentualnie tchórz śmierdzący...hmm... Kwestia interpretacyjna! Zawsze, gdy z niejasnym drżeniem w sercu przyglądam się pracom Beksińskiego, mam nadzwyczaj realistyczne wrażenie czyjegoś oddechu na karku. Prawdopodobnie stałam się modelowym produktem manipulacji twórczej artysty… tak ma właśnie być…
Bezwzlędna dłoń nadchodzącej ostateczności, którą Beksiński tak ochoczo posługiwał się w swojej twórczości zacisnęła się na jego gardle w zimowy dzień 2005 roku. Został zamordowany we własnym mieszkaniu tuż przed 76 urodzinami.
A teraz patrzymy… tzn. Wy patrzycie, ja nie - ja mam dreszcze… obcowanie z tego rodzaju sztuką rozwala mnie emocjonalnie i pozostawia bezbronną i odartą ze wszystkiego.
…Takie mniej więcej myśli i odczucia towarzyszą moim przeżyciom zawsze, gdy oglądam dzieła jednego z najwybitniejszych polskich artystów. Współczesnych. Niezatapialnych. Wielkich. Te prymitywne doznania to niewątpliwie kolejny dowód mojego braku wyrobienia, smaku i amatorszczyzny odbiorczej… bo chyba można być odbiorcą amatorem? Nieważne. Nawet jeśli nie jest to możliwe, bądź jest możliwe lecz zakazane czy obrazoburcze to ja owym amatorem, ba pierwotniakiem odbiorczym jestem. Dziś kochani kulturalny czwartek z postacią wielowymiarową i wybitną, której nie lubię… bardzo nie lubię. Zdzisław Beksiński. Malarz, rzeźbiarz, fotograf, rysownik. Artysta, który poprzez swoje prace rozgrzebuje najbardziej mroczne zakamarki mojej duszyczki i budzi paskudne instynkta. Widać czai się we mnie - ujarzmione i głęboko śpiące, ale jednak absolutne - zło. Ewentualnie tchórz śmierdzący...hmm... Kwestia interpretacyjna! Zawsze, gdy z niejasnym drżeniem w sercu przyglądam się pracom Beksińskiego, mam nadzwyczaj realistyczne wrażenie czyjegoś oddechu na karku. Prawdopodobnie stałam się modelowym produktem manipulacji twórczej artysty… tak ma właśnie być…
Bezwzlędna dłoń nadchodzącej ostateczności, którą Beksiński tak ochoczo posługiwał się w swojej twórczości zacisnęła się na jego gardle w zimowy dzień 2005 roku. Został zamordowany we własnym mieszkaniu tuż przed 76 urodzinami.
A teraz patrzymy… tzn. Wy patrzycie, ja nie - ja mam dreszcze… obcowanie z tego rodzaju sztuką rozwala mnie emocjonalnie i pozostawia bezbronną i odartą ze wszystkiego.
to ostatnie powalające i przerażające...
OdpowiedzUsuńpowiem szczerze, że na mnie też bardzo to działa..
OdpowiedzUsuńwow super te obrazy :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, Kochana jest to jedna z postaci mojego życia :) Kocham wszystko, co wyszło spod jego rąk, w zeszłym roku zaś pierwszy raz z drącym sercem byłam w Sanoku :)
OdpowiedzUsuńZauwazylam juz jakiś czas temu, ze lubisz i rozumiesz sztukę. To wspaniałe:)
UsuńNie dla mnie taka sztuka.....
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły... coś paskudnego :P
OdpowiedzUsuńświetny post ;)
OdpowiedzUsuńja nie patrze....też mam dreszcze :/
OdpowiedzUsuńmoim ulubiencem jest Hieronim Bosch:)
OdpowiedzUsuńobrazy jak z horroru...
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam czytać posta od razu wiedziałam, że będzie o Beksińskim. Już kiedyś o nim pisałam u Ciebie, nie będę się powtarzać. A tak się składa, że ten pierwszy obraz to mój najulubieńszy, samotność, bezgraniczna samotność ech...
OdpowiedzUsuńMnie natychmiast te obrazy kierują w strone wizji przemijania. Śmierci. Ale takiej brudnej, okrutnej. Bezbrzezny smutek.
UsuńAle czy świat nie jest właśnie taki zdeformowany? Czy śmierć i cielesność nie są naszym nieodłącznym elementem? Czyż każdego dnia nie przemijamy, nie zamieniamy bieżącej chwili w minioną? Nie są to przyjemne obrazy w stylu puszyste małe kotki, ale mi dają do myślenia... Ale ja zawsze miałam blisko do egzystencjalistów ;)
UsuńBardzo to pieknie napisałaś. I tak wlasnie wyglada zycie:(. Ja juz nie raz nosem zarylam... Moze dlatego tak bardzo czuję sie nieszczęśliwa patrząc na te obrazy.
UsuńMnie takie obrazy i trochę przerażają i trochę obrzydzają. Ale czasem też zastanawiam się, jak trzeba mieć namieszane w głowie albo co trzeba wcześniej wypić czy zapalić, żeby mieć takie jazdy.
OdpowiedzUsuń:). Uwielbiam Twoj radykalizm:). Nawet nie wiesz, jak bardzo lubie Twoje komentarze! Twardo, zdecydowanie! Mnie takie podejście natychmiast stawia na nogi!
UsuńPodobają mi się obrazy Beksińskiego. Lubię ten klimat. Byłam raz w Sanoku z zamysłem na muzeum i trafiliśmy na remont, ha. Muszę ponowić próbę:)
OdpowiedzUsuńA to mój ulubiony - http://i.pinger.pl/pgr346/0c7298ea000458974edca23b
Nie wiem ale chyba w głębi duszy jestem mistyczka. Albo ciemna babą naładowaną zabobonami. Jest mi zwyczajnie źle jak patrzę na te obrazy:(. Czuję sie nieszczęśliwa.
UsuńA tego z linku... Powaznie... nie miałam odwagi tu zamieścić:(
Usuń