Strony

sobota, 10 grudnia 2016

Gwałt niech się gwałtem...?

Opowiem Wam dziś historyjkę. Na dzień dobry, na dobranoc. Banalną bajeczkę o skręconym życiu. Do przemyślenia, do zapomnienia - jak tam sobie chcecie ... Posłuchajcie i ciii... Oto bajka...

Otóż była sobie dziewczyna. Nie żeby tam zaraz piękna, czy królewna. Raczej jakaś taka nijaka. Mistrzyni przeciętności. Niechciane dziecko bardzo odpowiedzialnych rodziców, którzy miłość ojcowską zredukowali do dyscypliny i kontroli... Karmili, ubierali, prowadzali do lekarza i pilnowali. Ot tak się zdarzyło. Widać więcej nie mogli dać śmiesznej kruszynie, która pojawiła się na świecie jako produkt uboczny pewnej gorącej, sierpniowej nocy... I rosła sobie nasza Nijaka - niepożądany objaw namiętności - pod nadzorem, starannie i rzeczowo hodowana. Chodziła do szkół, była grzeczna, bała się gniewu matki i rozczarowania ojca. 
Któregoś dnia zjadła pigułki. Żeby nie było kontroli, żeby nie było gniewu i rozczarowania. Ale nie ma lekko - w szpitalu, rura w żołądku wydobyła Nijaką z błogostanu nieskończoności. Ten jeden raz, zobaczyła Nijaka panikę w oczach rodziców. Ale nie, nie ma się co łudzić - panika nie była spowodowana strachem, że ich kruszyna nieomal zorganizowała sobie ostatnie pożegnanie, wieńce z napisem, pieśń o orszaku anielskim i kopczyk na górce, jeno wstydem... No bo co to ludzie powiedzą, że niby te pigułki... Przywrócona światu Nijaka z sińcami po życiodajnych kroplówkach była sobie na świecie dalej, kajając się za grzech zdenerwowania rodziców, którzy TYLE przez nią przeszli, TYLE dla niej zrobili, a ona wyrodna - TYLE im zawdzięcza a wdzięczną być nie umie. A za niewdzięczność jest kara - dla dobra skazanego rzecz jasna...
Oj, nie dla Nijakiej były prywatne lekcje angielskiego, korepetycje, obozy młodzieżowe czy nawet wieczorne dyskoteki. W ramach nauki - szkoda pieniędzy dla głupiego - nic z Nijakiej nie będzie, w ramach rozrywki - nie zasługuje na zabawę... Im bardziej żałosna wydawała się rodzicom ich Nijaka, tym większym szokiem była dla nich wiadomość, że ta beznadziejna córka (a działo się to w czasach konkurencji i ciężkich egzaminów na studia) dostała się na prestiżowy kierunek na dobrej uczelni. Jeszcze większym ciosem i siarczystym policzkiem okazała się informacja, że Nijaka na tej uczelni wyląduje nie sama, a z bękartem w brzuchu... Takie ziółko z Nijakiej... Ale jako że bękarta być nie może, to będzie ślub... Z księdzem i przysięgą, że można już na legalu...
Wiecie, jak czuje się kobieta idąca do ślubu z dzieckiem w brzuchu i gwałcicielem u boku? Ufam , że nie... cdn.

13 komentarzy:

  1. nie wiem co napisać.... mam nadzieje że nie dzieje sie to teraz bo coś mi przypomina.... czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
  2. myślę, że niestety podobnych rodziców o takim podejściu jest sporo na tym świecie

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż się boję, ale zapytam: czy to historia prawdziwa?

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ciekawa i z lekka karkołomna, zwłaszcza dla zaangażowanych:(

      Usuń
  5. Nie wiem co powiedzieć, może tylko tyle że niektórzy po prostu nie powinni być rodzicami

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, nie każdy powinien być rodzicem......straszne to ale prawdziwe :( czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
  7. Łoooo końcówka mocna i przerażająca..... czasami myślę że ludzie powinni przed posiadaniem dziecka powinni przechodzić badania i kurs - nie każdy powinien mieć dziecko.... ech mam nadzieję że to okrutna bajka nie przerażająca rzeczywistość

    OdpowiedzUsuń