Zerwana nić jak cienki włos,
Zwierciadło pęka w odłamków stos,
„Klątwa nade mną”, krzyczy w głos
Pani z Shalott.
Ano najwyraźniej klątwa jest. I to nie jedna. Ale jedna dobija szczególnie - ta włosowa... Chcecie bajki? Oto bajka! Posłuchajcie...
Pewnego niedopieczonego, sinego poranka stek najwymyślniejszych przekleństw niesionych dźwięcznie i wdzięcznie kominem wentylacyjnym, niczym tubą oratora, obudził mieszkańców odrapanego bloku na przedmieściach Casablanki... Cytować nie będę, bo być może czytają to małolaty, a o wizytach zbulwersowanych członków komitetów rodzicielskich, czy trojek obywatelskich jakoś nie marzę. Tak czy owak, słowa ziejące z mieszkania na poddaszu do najwykwintejszych nie należały, ale nie zwaliłyby z nóg mieszkańców obdartusa, którzy niejedno w życiu słyszeli, gdyby nie bezsporny fakt, że wyrzucała je z siebie Malkontentka. A jak wiadomo wszystkim zainteresowanym, należy ona do jednostek mało-awanturujących-się. Fakt - Kowalska mówiła, że wykupuje z kiosku namiętnie wodę brzozową, którą zapewne raczy się obficie w zaciszu kuchni, ale żeby po takim incydencie kiedykolwiek robiła rozpierduchę, to co to, to nie... Tyle lokalne plotkary. Domysłom na temat porannych wrzasków nie było końca - wraz z upływem czasu zaczęły przybierać coraz bardziej makabryczną formę, ale prawda nigdy nie wyszła poza zamknięte drzwi lokalu na poddaszu. Brzmi niczym horror, co?! I dobrze brzmi! Bo to jest horror!! Chcecie wiedzieć co wydarzyło sie w smutny, zimny poranek i spowodowało ferię mrożących krew w żyłach wrzasków? Otóż... Malkontentka umyła głowę! Ha, już samo w sobie to wydarzenie nosi znamiona doniosłości, ale powód rozpaczy był inny. Po prostu ilość włosów opuszczających przy tej okazji malkontencką czuprynę stała się niemożebna do zaakceptowania. Na głowie zaczęły pojawiać sie prześwity. I żadne tarczyce, anemie ani inne awitaminozy nie miały z tym nic wspólnego. Malkontentka zwyczajnie wykończyła swoich siedem włosów nieomal absolutnie. Klnąc smętnie i nadzwyczaj szpetnie, postanowiła działać... Fachowa lektura przyniosła wiele zaskakujących porad dotyczących wyeliminowania problemu raz na zawsze. Najskuteczniejszą wydawała się opcja zatrzymania exodusu preparatem do leczenia prostaty. Tu jednak pojawił sie zadzior. Malkontentka, mimo że z niej fajny chłop, prostaty nie posiada. Tym bardziej zepsutej wiec spożywanie leku nie do końca wydawało sie bezpieczne. Nie daj bogini jeszcze coś by tam w ramach tej prostaty Malkontence wyrosło...? Ryzyko wydało się zbyt duże. Ale skoro preparatem na bazie palmy sabałowej nie należy raczyć sie doflacznie, to może użyć by go zewnętrznie!? Ha! objawienie plus sklep trychologiczny szybko zaowocowały skumulowaną akcją, w ramach której w łazience Malkontentki pojawiło sie to!
Koncentrat energetyzujący MonRin, zawierający w swoim nobliwym wnętrzu wysokie stężenie tejże magicznej palmy prostatowej tfu... sabałowej!
Malkontentka z uwagi na wagę problemu - no bo na niebiosa łeb ma nieforemny, owłosienie wprawdzie liche, ale jakoś tam defekty maskuje - poczęła preparat wcierać... Uwaga - RE-GU-LAR-NIE! I co? Ano nie pstro. Po półtora miesiąca solidnego masowania pustej czachy sytuacja unormowała się zdecydowanie! Włosy nie wypadają niemal wcale. I są w bardzo dobrej formie! Takie jakieś fajne, zdrowo wyglądają. Jest moc. Koncentrat świetny i z pewnością Malkontentka zostanie z nim na dłużej, a nabyć go można tu:
Przy okazji - adres podaje z dobra serca. Koncentrat Malkontentka kupiła za własną, ciężko zarobioną kasę a właściciele sklepu nie pasą jej żadnymi dobrami, by piała tu jakieś hymny pochwalne. Sprawa jest czysta!