Strony

wtorek, 24 stycznia 2017

Parszywki 2016, czyli kosmetyczne koszmary Malkontetki

Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna. (Ch.Bukowski)
…a skoro dziś Szmira na dzień dobry, to mamy Malkontentkę w kiepskim humorze. A jeśli kiepski humor, to będziemy jadzić. Bo - zapamiętajcie - najskuteczniejszym lekarstwem na szajbicę jest maluchny trening w rękawicach bokserskich – no… może ewentualnie jakieś konkretne dupokopanko… Ale dziś delikatniuchno, bez jatki i flaków szarpania - tylko do pierwszej krwi… pojedziemy sobie kochani po całości… a właściwie po Parszywkach 2016 roku.
Zapraszam!

Parszywek nr 1 


To właściwie cała paskudniutka rodzinka. Tigi i Bed Head. Rodzinka nosi się po królewsku, kosztuje słono a tak naprawdę to zwykła brygada patoli z Casablanki. 
Pianka Totally Baked Foam - o konsystencji piany (skądinąd szlachetnego) Ludwika – porażka. Skleja włosy – li i tylko. W trakcie nakładania w żaden sposób nie daje się jej wetrzeć w owłosienie i za przeproszeniem (uwaga! – spożywający pokarm zamykają na chwilę oczy) głowa wygląda, jakby ktoś ją solidnie opluł. Kosz.
Balsam teksturujący Joyride – błahaha… potwór zostawiający na włosach biały nalot, coś w rodzaju łupieżu. Skrajna obrzydliwość. Kosz.
Odżywka S-Factor Stunning Volume. Aż żal wspominać. Ma robić volume - robi filcówę. Niech Was ręka bogini broni przed wylaniem sobie tego na głowę! Kosz. I kopniak.

Parszywek nr 2

Serum DermoFuture dołączone do zestawu z dermarollerem i żelem aloesowym. Ten produkt jest albo szkodliwy, albo trafiła mi się jakaś podróbka. Czy zapowiadane komórki macierzyste w nim siedzą, to nie wiem, ale w takim stężeniu promili żadna forma życia raczej nie przetrwa. Czysty spiryt – wali po oczach – typowo dla koneserów. Malkontentka do gorzałki nic nie ma, ale preferuje inną markę i drogę podania. Kosz.

Parszywek nr 3

Tu zapewne zaskoczenie. Krem Hada Labo silnie nawilżający. Ni to krem, ni to klej. Substancja przedziwna. W sumie – czort wie, co tam w pudełeczku siedzi, bo za diabła z tych krzaczków nie potrafię nic wyczytać. Tak czy owak specjał może znaleźć zastosowanie w gospodarstwie domowym przy łączeniu drobnych elementów. Uwaga – w trakcie smarowania można przykleić sobie dłoń do oblicza. Produkt absolutnie niewchłanialny. Kosz

Parszywek nr 4

Holika Holika ślimaczy preparat do zmywania oblicza. To jest dopiero badziewiak! Umycie twarzy zagraża zdrowiu - jeśli przypadkiem preparat dostanie się do oka – żre żywym ogniem. Podejrzewam, że większa ilość specjału wtarta w gałkę oczną może z delikwenta specjał użytkującego uczynić ślepca i to z nieestetycznym bielmem na oku. Pomijając groźbę utraty wzroku doznanie po zastosowaniu preparatu jest przerażające. Coś jakby paraliż. Twarz jest tak wybitnie ściągnięta, że z trudem daje się otworzyć usta – a skóra gładkością zahacza gdzieś o papier ścierny. Ten gruboziarnisty. Kosz.

Parszywek nr 5

Koński szampon. He he. Poniekąd nazwa adekwatna do działania – z włosów czyni siano. Koszmar i tragedia. Kosz! Ihaha.

Parszywek nr 6 to pozycja zarezerwowana dla Malkontentki w przypadku gdyby za bardzo się rozkręciła. Zatem, miłosiernie zakończymy na numerze 5, ba – następnym razem może pogadamy o fajerwerkach 2016. 
Niech Wam bogini sprzyja dobrzy ludzie.


46 komentarzy:

  1. Trochę się tego uzbierało :P Całe szczęście niczego nie znam :D Nie ma to jak koński szampon :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, a wyglądają tak zachęcająco...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kompletnie nic nie znam z tego zestawienia :P

    OdpowiedzUsuń
  4. uff, na szczęście żadnego koszmarku malkontentki nie znam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam żądnego z tych parszywków ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Malkontentka, tyle kasy do kosza:(
    Uśmiałam się a było tak poważnie hihi:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie posty też lubię... przynajmniej oszczędzają innym nietrafionych zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przekopałam się przez moje zapasy... Ufff... Nic z tego nie mam :) Ale mam nadzieję że reszta czarnej Holikowej rodzinki jest w porządku, mam u siebie miniaturki z Asianboxa.

    OdpowiedzUsuń
  9. z Bed Head miałam maskę, skład okropny, ale w działaniu ujdzie

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczęśliwie żadnego z zaprezentowanych przez Ciebie parszywków nie testowałam.
    Goszczę na Twoim blogu po raz pierwszy. Przeczytałam kilka ostatnich postów. Świetne!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Na szczęście nie znam żadnego z tych bubli nie znam :D Kiedyś na to serum z Dermofuture patrzyłam, ale dobrze, że ostatecznie nie wrzuciłam go do koszyka :D

    OdpowiedzUsuń
  12. o! Chętnie poczytam o fajerwerkach może i jakiś wspólny się znajdzie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytanie takiego posta to prawdziwa przyjemność, umiesz zainteresować czytelnika :-) Nie miałam żadnego z powyższych produktów.

    OdpowiedzUsuń
  14. Buahaha. Uwielbiam Twój język. Normalnie kocham go i bardzo mi go brakowało.
    A co do parszywek to moja ręka nie tknie niczego z tego parszywego grona.

    OdpowiedzUsuń
  15. nr 4 mnie aż skręcił od środka jak o nim czytałam:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Na szczęście nie znam tych produktów, ale i znać nie będę :-D

    OdpowiedzUsuń
  17. Boskie te Twoje parszywki,na szczęście ich nie miałam :P

    OdpowiedzUsuń
  18. dobrze wiedzieć od czego trzymać się z daleka!:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Tigi i Bed Head trafiły na moją wish listę i chyba jednak je wykopię :-D to już nie pierwsza zła opinia o tych produktach więc raczej sobie je odpuszczę :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Patole z Bed Head :D Miałam tej marki kiedyś bodaj jakiś mini lakier do kudłów odstających, był ok, ale przygoda na tym lakierze z marką jakoś się mi skończyła :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ha ha koński szampon, to do konia, patataj :D Ojacieee mam w zapasach parszywkę numer 2, buhaha, jestem ciekawa, jak u mnie się spisze :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Przyznmam że nie znam tych kosmetyków ;) ALe będę omijała .
    Bed Heada mój facet uwielbia ;) I bardzo sobie chwali ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. No to już wiem, czego omijać! Zresztą co do tych azjatyckich kosmetyków, to im więcej o nich czytam, tym mniej mnie kuszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. nie znam i mam nadzieję, ze dzięki tej Twojej liscie, nie poznam! super wpis! :)
    http://czynnikipierwsze.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. hahaha ten post tylko dla amatorów mocnych wrażeń ;p

    OdpowiedzUsuń
  26. nie testowałam nic z tego na szczęście, a jak gdzieś czytam że coś ma wspólnego ze ślimakiem to od razu mi niedobrze :D

    http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam <3 Jeśli Ci się spodoba - zaobserwuj :* Na pewno się odwdzięczę :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Z tego wszystkiego widzę tylko Twój kosz był zadowolony, bo co chwilę "karmiłaś" go jakimś specyfikiem hihi.

    OdpowiedzUsuń
  28. Szkoda, że krem Hada Labo to taki badziew. Mamy lotion tej firmy i bardzo go lubimy.

    OdpowiedzUsuń
  29. O cholera, a miałam na oku to ślimakowe coś od Holika Holika, może mi właśnie resztki wzroku uratowałaś!

    OdpowiedzUsuń
  30. Na szczęście nie miałam nic z tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. na szczęście nie miałam żadnego.
    Sandicious

    OdpowiedzUsuń
  32. Dobrze, że napisałaś o tych rzeczach. Całe szczęście, że żadnego z tych produktów nie miałam i nie zamierzam ich kupować.
    Zapraszam https://natalie-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  33. Na szczęście żadnego z nich nie znam

    OdpowiedzUsuń
  34. Na szczęście nie znam żadnego z tych produktów i nie mam zamiaru poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Na szajbicę najlepsze zakupy kosmetyczne :D No ale, co kto lubi...
    Ale że Holika, Holika?! W imię ojca i syna...

    OdpowiedzUsuń
  36. Na szczęście nie znam żadnego z tych produktów, a jeśli spotkam to będę unikać jak ognia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Opakowania całkiem fajne ale na tym się konczą atuty powyższych produktów :P

    OdpowiedzUsuń
  38. Mam nadzieję, że fajerwerek będzie więcej niż paskudów ;) Dobrze, że Ci trwałej krzywdy nie zrobiły....nic nie mam, nie miałam, nie kusi..

    OdpowiedzUsuń