Długość podróży każe mniemać, że się w końcu przybyło. (Monteskiusz)
Po dziesięciu godzinach spędzonych w małym busie podrygującym niczym podekscytowany podlotek mogę śmiało powiedzieć…. a i owszem. O bogini… Nie ma nic ponad jazdę w blaszanej puszce, gdzie pasażerowie upchnięci niczym sardynki, raczą się obficie trunkami wysokoprocentowymi. Jak to stało w Antyfonie do gorzałki?
Ciebie całe ludzkie plemię
Wielbi, ryjąc nosem ziemię.
Zapach rozlanego gdzieś piwa, wyziewy własne ukiszonych w sfermentowanych odorach podróżnych, no… bajka. Natłok i przymusowa bliskość rodzi wśród pasażerów coś na kształt więzi. Nikogo nie dziwi, że ktoś tam zasypia na czyimś ramieniu, ktoś inny opowiada o kłopotach małżeńskich – cóż... Czas życia krótki, kropnijmy wódki.
Tyle wstępu drogowego, bo dziś nie o podróży a o kosmetykach podróżnych. Będąc osobą przezorną, dodatkowo wiedziona bezcennymi – jak mi się wówczas wydawało – uwagami Malkontentki skomponowałam swój własny travel kit, który w zamierzeniu miał mi zapewnić fantastyczny wygląd, bez względu na niesprzyjające okoliczności przyrody…. Co z tego wyszło? Ano coś. Nie powiem, że szydło z worka, bo to niepolitycznie… ale wyszło wielkie TO czyli małe g...
Cóż za bezcenne skarby znalazły się w moim kuferku….? A może inaczej… co zdecydowanie nie powinno się w nim znaleźć….!? Dziś skupię się jedynie na produktach do włosów, bo bez takich ograniczeń post zrobi się nadmiar rozwlekły w czasoprzestrzeni, a tego wolałabym uniknąć. Zatem…
Pianka do włosów Wellaflex…. Hmmm… specjał ten miał utrwalić i co najważniejsze unieść w trybie natychmiastowym (sic) moje pióra. Nie mam wielkiego doświadczenia z tego rodzaju preparatami ale kochani toż to jest jakiś paskudek w złotym puzderku! Miast uniesionej bujnej czupryny, uzyskałam spektakularny stóg przesuszonego sianka… Kosz!
Lakier takoż Wellaflex – nawet nie będę opowiadać, bo krew mnie zalewa na samo wspomnienie – kosz!
Szampon w wersji travel - a jakże, alterra wersja z granatem. Zakupiony z dwóch powodów. Powód a) odżywka z takim samym obrazkiem na opakowaniu jest bardzo przyzwoita, powód b) tylko taki w miniaturze był dostępny w Rossie. W przeciwieństwie do swej siostry odżywki, uczynił z moich włosów siano. Nie tak dramatyczne w wyrazie jak pianka, powiedzmy średnie sianko. Na tyle jednak obmierzłe, że… kosz!
Dobra…. Jest jeszcze coś. Wstyd się przyznać, ale omamiona wizją loków uniesionych z pomocą pianki i przymurowanych lakierem na fest… zabrałam ze sobą … takie małe loki termiczne! Zaprawdę powiadam Wam maluchne takie…
Reszty chyba mówić nie muszę… Wiecie – dzicz, dzicy ludzie, dzikie zwierzęta, o braku zasięgu nie wspomnę… i ja w wałkach termicznych...tu się czerwienię niczym jabłuszko na wiosnę, ktore nota bene krąglością oblicza przypominam... Dobra wiem: Daj głupiemu tysiąc rozumów, a on będzie wolał swój własny. I z tą złota myślą Was zostawiam do kolejnej odsłony mojej opowieści - prawie że - prosto z trasy
ja tam generalnie pianek nie lubię :D też mam po nich busz :D a jak mi mówisz o tym zapachu piwa to mi się przypominają zjazdy do domu ze studiów... zawsze usiądzie obok mnie ktoś kto popija piwo! i nim śmierdzi :D nie to, że nie lubię piwa ale no... nie lubię gdy ktoś obok mnie nim śmierdzi, a ja go nie piję :D
OdpowiedzUsuńJa też lubię piwo ale smród piwa w samochodzie zmiksowany z odorem wódeczki...to daje...
UsuńJak widzę post u Ciebie, to idę zaparzyć herbaty, potem zasiadam i czytam :)
OdpowiedzUsuńNajlepsza rozrywka! Czyta się szalenie przyjemnie :)
Co raz wybuchając śmiechem
Dzięki!
Jak dobrze, że blog długo zawieszony nie powisiał.
O tak, tak :)
UsuńDziękuję serdecznie!!!!
Usuńzgadzam się z dziewczynami:)
Usuń:))))
UsuńWidzę Cię w tych wałkach na głowie w tej dziczy :))))))))
OdpowiedzUsuńByło... inaczej:)
UsuńOczai wyobraźni widzę Cię po zastosowaniu tych wszystkich cudów włosówych. Dobrze , że wylądowały w koszu :-)
OdpowiedzUsuńWyglądałam jakby mnie kto do prądu podłączył :)
Usuńhahahahaaaaa :)
OdpowiedzUsuńwałki termiczne to był genialny pomysł! Jak będę następnym razem wyjeżdżać w mazurską głuszę to też sobie zakupię :DDD
Koniecznie! I taki elektryczny turban żeby nakładać pod niego maski i odżywki :)
UsuńI własny agregator prądu - tak na wszelki wypadek jakby głusza elektryczności nie znała :D
UsuńNo to sie rozumie samo przez się! Nie gadaj, że podróżujesz bez własnej mini elektrowni?! :)
UsuńWałki termiczne, bombowo :)
OdpowiedzUsuńŚwiatowo wręcz ;)
Usuńtoś poszalała! ;D pianka, lakier i wałki to podstawowe wyposażenie w głuszy! :)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
Podstawa:). Tylko sauny do twarzy było mi zdecydowanie brak;)))) Doprawdy sama jestem sobą zaskoczona:))))
UsuńA ja nawet lubię te lakiery, ale używam ich rzadko. Wałki termiczne? Szalona jesteś Kasiu :)
OdpowiedzUsuńA co do jazdy w śmierdzącym busie - nienawidzę takich rzeczy, a od zapachu strawionego alko mam odruch wymiotny. Jak Ty to przetrwałaś? Podziwiam!
Kochana, ja jestem przyzwyczajona. Nawet gdy polali mi spodnie tonikiem siedziałam jakby to była czysta przyjemność podróżować w smrodzie i w mokrych portkach:)
UsuńO matko, toż to obóz przetrwania a nie delegacja :)
UsuńO tak komunikację publiczną w przeróżnych jej wymiarach przerabiałam chyba najbardziej na studiach, gdzie wojaże małe i duże nie były takie straszne. Już nie mówiąc o tym, że sama pewnego niefortunnego dnia wracałam strasznie skacowana do rodzinnego miasta i obudziłam się z głową u nieznajomego chłopaka a ramieniu. No cóż...bywa.
OdpowiedzUsuńCo do kosmetyków szkoda, ze takie to się potoczyło, ja lakier nawet lubię, no ale każde włosy inaczej reagują :)
A tak- też jeszcze! pamiętam takie czasy... ale wiesz, jak jest. Z wiekiem rosną wymagania:) Teraz marzy mi się podróż bez pijaków z boku, nieustannego lęku, że ktoś mnie czymś poleje/obwymiotuje etc. a gdyby jeszcze nogi dało się wyprostować... ech...
Usuń:D czyli dla jakiegoś autochtona warto było się pindrować skoro, żeś chciała się stroić jak księżniczka :D i nawet termo-mini-loczki ala trwała ondulacja sobie walnęłaś ;p
OdpowiedzUsuńNie było warto:). Widziałam jednego - był mocno nietrzeźwy... więc...
UsuńJaki nietrzeźwy - on był po prostu dobrze ZDEZYNFEKOWANY i gotowy przyjmować Twe wdzięki xD
UsuńPodoba mi sie ta interpretacja!
UsuńDziś byłam w Naturze w celu nabycia saszetki błotnrgo szamponu z Bielendy... niestety nie mieli toteż pofatygowałam sie do Rossmana mały szamponik kupić chciałam ale jednak chęci porzuciłam zdając sie na czuja. z tego co czytam widzę iż dobrze uczyniłam:)
OdpowiedzUsuńJeśli ten mały to ta Alterra to zdecydowanie słusznie:)
Usuńwidzę, że Twoje włosy przeszły armagedon :D ból "pianek" znam, bo sama ich nie cierpię i nie wiem jak to coś można w ogóle stosować tak, aby nie posklejać włosów :)
OdpowiedzUsuń