Dobra kochani, zbieramy dupki w garść i wyłazimy powoli z okopów. Na dobry początek, celem rozkręcenia przyśniedziałych zwojów, wrzucimy coś na ząb. A nawet na kieł… Dziś rozszarpiemy sobie bowiem na śniadanko produkt zaprawdę wyjątkowy. Oto moi Państwo król porażek. Badziewiak nad badziewiakami. Bubel kwartału a może nawet roku. Sesa. Kuracja dla włosów. Substancje odżywcze.
Malkontentka, poszukując jakiegoś specjału, który mógłby podratować jej upierzenie utrudzone niefortunnymi przygodami fryzjerskimi przeczytała, że magiczna Sesa nie dość, że niemożebnie odżywia cebulki, to jeszcze zapobiega wypadaniu i cuda czyni przy zerkaniu na pasioną tym dobrem czuprynę etc. Co się więc dziwić że nieboga wpadła w euforię i trzęsącymi się z pożądania łapkami sięgnęła po specyfik, wyasygnowawszy uprzednio na niego odpowiednią ilość złotych polskich…
I co? Ano pstro a nawet deczko poniżej pstro. Sesa reklamowana jest jako swoiste żarcie dla włosów – smarujemy łeb substancją białą wydobywającą się z pojemniczka zazdrośnie strzegącego zawartości (trza grubą siłą) a nasze cebulki rzucają się na to, co wsmarowane niczym żarłoczne piranie i… żrą, żrą, żrą stając się piękniejszymi, bujniejszymi z każdym – ujmijmy to - kęsem. Poza tym substancja biała ma nie przetłuszczać włosów i w ogóle wstając rano i patrząc w lustro mamy wyć w euforii i w zachwycie nad tym co uczyniło się przez noc z naszą czupryną. I tu by się akurat zgadzało. Wyjemy. Tyle że nie z euforii….
Malkontentka, jako testerka produktu, wysmarowała łepetynę zgodnie z instrukcją i udała się na zasłużony odpoczynek. Rano w radosnych podskokach młodego słoniątka przewaliła się z sypialni do łazienki zobaczyć swe nowe oblicze…. I cóż? Miast tarzać się z włosowego orgazmu po kaflach w łazience – zapłakała gorzko. Czupryna żałosna, przylizana, włos - umyty wieczorem - kapał tłuszczem obficie, a tu drodzy państwo trza kolejną dawkę aplikować. Smętnie westchnąwszy posmarowała głowę ponownie – odczekała (proces odczekiwania - jak głosi ulotka - jest nadzwyczaj istotny) uczesała włosy a właściwie tłuste strąki i udała się do pracy budząc w napotykanej ludności straszliwe podejrzenie, że znowu w ten piekielny upał wyłączono wodę. Jednak Malkontentka jest wytrwała i okazała się być odporną na pełne niesmaku spojrzenia - w swej naiwności wierzyła bowiem, że to tylko początkowy etap, że musi być źle, żeby było dobrze, że włosy jednak zrzucą z siebie niczym pękający kokon otłuszczoną brzydotę i zmienią się w lśniącą tafle. Nie zmieniły się! Nawet po miesiącu stosowania. No – może od tłuszczu trochę tak jakby lśniły? Grunt że nie wypadły, bo robiły wrażenie że zastrajkują, jako że ta akurat kuchnia im nie podchodzi. I żadnej karmy z Sesy żreć nie chciały. Prawdopodobnie w wyrazie protestu zaczęły tą karmę wydalać, bo cała skóra głowy pokryła się równomiernym czerwonym rzucikiem, który dość opornie schodził, na szczęście nie doprowadził do ostatecznego pozbycia się fryzury jako takiej. Tak czy owak po mojemu musiało to być ostre zatrucie pokarmowe delikatnych układów pokarmowych cebulek włosowych! Zatem….zmieniamy kucharza! A z tym specjałem – do kosza!
I co? Ano pstro a nawet deczko poniżej pstro. Sesa reklamowana jest jako swoiste żarcie dla włosów – smarujemy łeb substancją białą wydobywającą się z pojemniczka zazdrośnie strzegącego zawartości (trza grubą siłą) a nasze cebulki rzucają się na to, co wsmarowane niczym żarłoczne piranie i… żrą, żrą, żrą stając się piękniejszymi, bujniejszymi z każdym – ujmijmy to - kęsem. Poza tym substancja biała ma nie przetłuszczać włosów i w ogóle wstając rano i patrząc w lustro mamy wyć w euforii i w zachwycie nad tym co uczyniło się przez noc z naszą czupryną. I tu by się akurat zgadzało. Wyjemy. Tyle że nie z euforii….
Malkontentka, jako testerka produktu, wysmarowała łepetynę zgodnie z instrukcją i udała się na zasłużony odpoczynek. Rano w radosnych podskokach młodego słoniątka przewaliła się z sypialni do łazienki zobaczyć swe nowe oblicze…. I cóż? Miast tarzać się z włosowego orgazmu po kaflach w łazience – zapłakała gorzko. Czupryna żałosna, przylizana, włos - umyty wieczorem - kapał tłuszczem obficie, a tu drodzy państwo trza kolejną dawkę aplikować. Smętnie westchnąwszy posmarowała głowę ponownie – odczekała (proces odczekiwania - jak głosi ulotka - jest nadzwyczaj istotny) uczesała włosy a właściwie tłuste strąki i udała się do pracy budząc w napotykanej ludności straszliwe podejrzenie, że znowu w ten piekielny upał wyłączono wodę. Jednak Malkontentka jest wytrwała i okazała się być odporną na pełne niesmaku spojrzenia - w swej naiwności wierzyła bowiem, że to tylko początkowy etap, że musi być źle, żeby było dobrze, że włosy jednak zrzucą z siebie niczym pękający kokon otłuszczoną brzydotę i zmienią się w lśniącą tafle. Nie zmieniły się! Nawet po miesiącu stosowania. No – może od tłuszczu trochę tak jakby lśniły? Grunt że nie wypadły, bo robiły wrażenie że zastrajkują, jako że ta akurat kuchnia im nie podchodzi. I żadnej karmy z Sesy żreć nie chciały. Prawdopodobnie w wyrazie protestu zaczęły tą karmę wydalać, bo cała skóra głowy pokryła się równomiernym czerwonym rzucikiem, który dość opornie schodził, na szczęście nie doprowadził do ostatecznego pozbycia się fryzury jako takiej. Tak czy owak po mojemu musiało to być ostre zatrucie pokarmowe delikatnych układów pokarmowych cebulek włosowych! Zatem….zmieniamy kucharza! A z tym specjałem – do kosza!
O ja cię! Nie miałam tego produktu i pewnie mieć nie będę. Ostatnio użwałam wcierki Jantar i może włosy nie stały się nie wiem jak piękne, ale na pewno podrosły (twoje posty czyta się z prawdziwą przyjemnością)
OdpowiedzUsuńSzalenie mnie ta Sesa rozczarowała, tym bardziej że wcześniej używałam oleju i było ok.
UsuńSesa mi zrobiła kuku ... podrażniła niebotycznie;/
OdpowiedzUsuńMnie też :(
UsuńMam zapisane do zakupu słynny olej Sesa, ale z tym się nie spotkałam, widać na każdym włosku inaczej :)
OdpowiedzUsuńKochana - olej sprawdził się u mnie znakomicie ale TO... dramat!
UsuńSzkoda, że się nie sprawdziła ale sesę możesz komuś oddać myślę że ktoś się skusi aby ją przetestować ;) szkoda by było wyrzucać ja do kosza
OdpowiedzUsuńJuż poszła w świat- desperat szybko się znalazł:)
UsuńNo i bardz fajnie :) może komuś innemu lepiej się sprawdzi :)
UsuńSłyszałam o niej różniaste opinie, ja wolę nie ryzykować. Walcz Kochana z włoskami, a może odkryjesz coś wreszcie dobrego do żarełka ;)
OdpowiedzUsuńSesa olej mi pasowała. To jest takie mleczko- kurde coś naprawdę mocno specyficznego. Chyba muszę wrócić do najprostszej pielęgnacji:)
UsuńCzasami te najprostsze rozwiązania są najlepsze... Niestety my, baby, lubimy utrudniać sobie życie :)
UsuńNigdy nie widziałam tego produktu, ani o nim nie słyszałam...specjał do kosza, koniecznie :P
OdpowiedzUsuńTo jest nowość - wzięłam testowanie na klatę :)
Usuńdobrze, ze mnie nigdy nie kusiły produkty sesy ;)
OdpowiedzUsuńAle one generalnie nie są złe! :) To jakiś odmieniec.
UsuńMiałam kiedyś olejek sesa i nie żadnej szkody mi nie zrobiła :)
OdpowiedzUsuńZ olejku też byłam zadowolona!
UsuńTakiego produktu nei widziałam, ja to olejem sesą odżywiałam głowę. Śmeirdziało ale efekty zacne ;)
OdpowiedzUsuńJa też olej chętnie:) Ale mam wrażenie, że bardziej służył mi khadi.
Usuńpolecam dermatologa :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście aż tak źle nie jest:)
UsuńBiedne te Twoje cebulki włososwe. A może to anorektyczki są?
OdpowiedzUsuńWiesz... Ty możesz mieć rację! One mi tak właśnie na anoreksję wyglądają!
Usuńpierwszy raz widzę ten specyfik... a nieznajomość jego wielkiego spustoszenia w zyci moim nie czyni, bogatsza dzięki Tobie w wiedzę na jego temat unikać go będę omijając z daleka.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Unikaj i omijaj, bo zaprawdę spustoszenie uczynić jest zdolny:)
UsuńJa mam teorie Ty źle tych produktów używasz :) spróbuj np olejek do łebka używac do ciała a do ciała do łebka tak jak np niektórzy myja włosy płynem do higieny intymnej a szamponem ciapke ja np odzywke do włosów kłade do golenia na nogi coż ! wszsytko używam inaczej niż pisze i instrukcji i jest super:)
OdpowiedzUsuńKasia! To może być to:)
Usuńtylko tym specyfikiem nie myj sobie ciapki :D
Usuńee mogły by być ciekawe doznania;)
UsuńSama ostatnio eksperymentuję ze specyfikami do włosów i właśnie skaczę z radości, że nie doczekałam dnia, w którym dorwałam to "cudeńko". Będę omijać szerokim łukiem!
OdpowiedzUsuńJest poważnie groźne. Do dziś nie mogę się otrząsnąć:)
UsuńOlej sesa kocham, a o tym cudzie kosmetycznym pierwszy raz słyszę....
OdpowiedzUsuńOlej sesa kochana to jest inna inszość i ja też go uwielbiam!
UsuńSądząc po Twoim opisie działania to na pewna całkiem insza inszość :D
UsuńO Kochana bo to nie była sesa tylko sepsa dla Twojego owłosienia i tyle !
OdpowiedzUsuńSepsa! Masz rację! To sepsa!:)
Usuńna tym pisze food to trzeba zjeść!
Usuń:)))))))
Usuńo w mordę... wszystko dla mocnych włosów ale z tłustymi strąkami, i to jeszcze między ludzi, raczej nie odważyłabym się wyjść...
OdpowiedzUsuńNo mocno średnio to wyszło)
Usuńo kurcze ! Dobrze, że nigdy go nawet nie widziałam !
OdpowiedzUsuń"Miast tarzać się z włosowego orgazmu po kaflach w łazience – zapłakała gorzko."...brakowało mi Twoich wpisów! Ja ostatnio też byłam na dnie Rowu Mariańskiego(pomału się wygrzebuję)...nie spotkałam jednak ani Ciebie ani Franki, a szkoda, bo raźniej by było razem :]
OdpowiedzUsuńCo do kudełków, to Ci powiem, że im mniej używam takich różnych dziwnych specyfików, tym - paradoksalnie - w lepszym są stanie. Popijam teraz koniczynę pod kątem suplementacji i włosy mam w całkiem niezłej kondycji, a i pazurki mi się wreszcie udało mocne i silne wyhodować do gry na gitarze :) polecam ziółka :D
kurcze ja tez miałam ostatnio niskie loty jakis wirus blogowy?
Usuńno proszę i z takimi strączkami przez miesiąc chodziłaś do pracy? ale tak abstrahując to specyfiki na włosy trzeba używać przez trzy miesiące, żeby było widać efekt, gdyż proces rośnięcia włosa tyle trwa, wcześniej nie zobaczysz efektu już to sprawdziłam :)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
Przyznaję, że SESA obiła się wcześniej o moje uszy, ale nigdy specjalnie nie pragnęłam jej wypróbować u siebie! Czytając Twój wpis, jedynie się umocniłam w swoim przekonaniu! A Ciebie podziwiam za te eksperymenty :-D I przyznaję, że mimo Twych drastycznych przeżyć nie sposób nie uśmiechnąć się do monitora podczas lektury!
OdpowiedzUsuńwybacz, ale uśmiałam się niemiłosiernie, pomimo tragizmu sytuacji!
OdpowiedzUsuń