„Jeszcze kieliszeczek, a ja też
dla towarzystwa…
I kieliszeczek zagrał,
rozbłysnął w świetle księżyca, i kieliszeczek ten pomógł.”
Ano pomógł, raz drugi, dziesiąty…
…miłe złego początki - groziły
palcem nasze babcie i prawdopodobnie – co jest niezaprzeczalnym przywilejem i zaletą
babć – mały rację…
Otóż moi mili, dnia dzisiejszego - 27 marca, bladym świtem czy też
raczej ciemną nocą, kiedy wyruszałam do pracy, na klatce schodowej natknęłam
się na słodko chrapiącego pana. Miejsce odpoczynku – (półpiętro),
charakterystyczna woń oraz rozsiane wokół artefakty w postaci butelki po alkoholu
oraz smętnie cuchnących petów wskazywały, że pan zapadł w błogi sen po wypiciu
znacznej ilości alkoholu. Na tyle znacznej, że nie zatroszczył się ani o
załatwienie swych potrzeb fizjologicznych w miejscu do tego przeznczonym (plama
na odzieniu, podejrzana kałuża), ani o odpowiedniejsze lokum do nocnego
wypoczynku. Zaznaczam, że ogólny wygląd pana nie wskazywał, ze jest osobą
bezdomną i ubogą, dla której klatka schodowa może stać się schronieniem przed
chłodem nocy (nota bene 30 metrów dalej jest noclegownia, gdzie poza
możliwością godnego odpoczynku i kąpieli, sympatyczni ludzie poczęstują
posiłkiem i poratują odzieżą). Ta poranna przygoda zaszczepiła w mojej głowie
myśl, która kolebie mi się gdzieś między zwojami – czy jestem podatna na nałogi,
czy mam zainstalowany w sobie jakiś
mechanizm obronny, który sprawia że nie dopuszczam myśli o upijaniu się na
biedronkę i spaniu w posikanych gatkach gdzie popadnie? Czy to po prostu kwestia
przypadku albo przeznaczenia? Czy przy sprzyjających degeneracji
okolicznościach też radośnie i na maxa stoczyłabym się na samo dno, albo co
gorzej – jak u Leca – pukałabym w dno od spodu? Ha! Nie wiem i obym nie musiała
się dowiadywać, czort bowiem znajet, jak bym w obliczu takiej konfrontacji z
najbrzydszym kawałkiem swojego JA wypadła. Może słabo… Kochani, nie ma co
czarować, całe życie oszukujemy – siebie i świat - kreujemy swój obraz i
normalnym jest, że staramy się wypaść jak najlepiej, zapewniamy „nigdy bym tego
nie zrobiła”. A skąd do licha wiadomo? Ja coś podejrzewam, że pewnie bym
zrobiła i to nie jedno…
Wracając do nałogów. To nie tylko - jak mawiał klasyk - wprowadzanie elementu bajkowego do
rzeczywistości… Sprawa nie jest taka oczywista. Potocznie zamiennie używamy
słów nałóg/uzależnienie. Nic bardziej mylnego – to nie są zjawiska tożsame!
Skarbnica wszechwiedzy poucza – w nawiasach
i na tłusto moje uwagi - że nałóg to zakorzeniona
dysfunkcja sprawności woli przejawiająca się w chronicznym podejmowaniu
szkodliwych dla organizmu decyzji (chcę
odlecieć), które są sprzeczne z
przesłankami rozeznania intelektualnego (jak odlecę – spadnę i boleśnie stłukę sobie cztery litery). Uff… Nałóg wiąże się z przyzwyczajeniem
psychicznym i fizycznym do określonych zachowań, najczęściej jest to
wprowadzanie do organizmu szkodliwych substancji i trucizn (pijemy, ćpamy, wąchamy klej, rzucamy coś na
płuco) oddziałujących na układ
nerwowy (świrujemy, jesteśmy na
tripie, mamy wizje i objawienia różnej maści). Osoba ulegająca nałogowi jest w pełni świadoma istniejącej sytuacji
(wiemy, ze pędzimy do grobu a
producent używek gna przodem otwierając nam usłużnie drzwi), wie również o szkodliwości swoich czynów.
Uzależnienie zaś to nabyta silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności lub
zażywania jakiejś substancji, które zapewniają nam codzienną dawkę szczęścia (chlejemy pławiąc się w błogiej
nieświadomości). Zatem…
Przypadek pierwszy:
Kieliszeczek stuknął – jest miło, nazajutrz znów stuknął, bo powinno
być miło, kolejny dzień – kurka wodna, jest niemiło bez kieliszeczka, trzeba
się postarać żeby stuknął – UZALEŻNIENIE!
Przypadek drugi:
Kieliszeczek stuknął chociaż doktor powiedział, ze wątróbka już w
strzępach i bez zmiany trybu życia należy rozglądnąć się za notariuszem, żeby zapisać
rodzinie to, czego nie zjadł alkohol – to za zdrówko doktorka i na drugą nóżkę –
NAŁÓG!
Ale jest jeszcze trzecia przypadłość… POKUSA kochani! Pokusa, czyli wedle
cioci wiki nie mniej, ni więcej tylko trudne
do opanowania pragnienie - rzecz, która kusi, zwykle zakazana lub niewłaściwa…
Cóż, mimo że nałóg traktowany poważnie
praktykowany z całą świadomością i metodą, kryje w sobie wiele nie dających się
zaprzeczyć przyjemności (Chromański) to ja jednak po dogłębnej analizie zachowań
własnych stwierdzam, że wyznaje zasadę Wańkowicza - gdy na horyzoncie pojawia się pokusa, poddaje się jej natychmiast by
nie wystawiać swojej silnej woli i zasad na ewentualną porażkę… Póki co
żyje w krainie pokus… przez moment błąkałam się wprawdzie po bezdrożach ale żywię
nadzieję, ze po bardziej dosadne przyjemności sięgać nie będę, bo jak mawia
przysłowie cygańskie aby zapalić
papierosa, nie warto iść po ogień do piekła…
A wy moi drodzy? Macie nałogi, uzależnienia, pokusy…?
ja sie coraz poważniej zastanawiam czy aby nie jestem uzależniona od słodyczy!
OdpowiedzUsuńNo, ja mam ostry odwyk. Cierpię :(
UsuńPodziwiam! Mój odwyk równie szybko się kończy jak i zaczyna :-/ Gdyby tylko moja wola była odrobinę silniejsza i nie zwracała uwagi na moje zachcianki!
UsuńMoja wola zdecydowanie zmężniała, gdy ujrzała cyferki na wadze ;)
UsuńJa też zrobiłam sobie przerwę od słodyczy. ZERO. :P
UsuńNo wiosna idzie...;)
Usuńteż jestem na odwyku nie tylko od słodyczy ale też od fast foodów;)
UsuńFast foody mnie na szczescie nie pociągają;)
Usuńjam zależna od blogowania xd to chyba najstraszniejsze że mam wizję jak mi odcinają neta a ja wpadam w depresję bo nie mam jak tworzyć;p
OdpowiedzUsuńUuuu... To juz jest poważna sprawa;)
Usuńnie ma na to lekarstwa xd
Usuńcieszmy się więc i radujmy i blogi pisujmy:D
UsuńTylko z tymi tortami nie przesadzajmy ;)
UsuńMnie kusi czekolada, jak cholera kusi - szaleńcza obsesja :P A tak całkiem na poważnie, to ja raczej nałogów nie posiadam. Kiedyś miałam, ale... nie, jakoś nie uśmiecha mi się wracać do miętowej woni papierosów. Drobny, młodzieńczy bunt. Jestem mądrzejsza o te kilka lat :P A z alkoholu już dawno zrezygnowałam. Nie jest mi potrzebny do życia - może kilka razy do roku wypiję wino, ot co.
OdpowiedzUsuńZ alkoholu, jako minimalista absolutny spożywam wylacznie piwo. I to nie z kumplami pod budka;))). A Papierosy to słaby pomysł.
UsuńPalę i nie potafię przestać. Tyle razy próbowałam i nic...wystarczy, że coś mnie zdenerwuję i sięgam po paczkę.
OdpowiedzUsuńOj. To katastrofalne dla kieszeni i po płucu daje... Wiesz kiedyś przeczytałam takie zdanie, ze gdyby ludzie musieli nosić swoje płuca na zewnątrz, to w życiu by nie palili...
UsuńJa jestem uzależniona od słodyczy <3
OdpowiedzUsuńJa po ostatnim ważeniu slubowalam, ze nawet nie spojrzę na słodycze:)
UsuńZakupoholizm :(. Kosmetyki szczególnie:(
OdpowiedzUsuńNo to czyści portfel :).
UsuńOj Kasiu...na szczęście nie mam takiego nałogu, jak ten osobnik na klatce schodowej ;)
OdpowiedzUsuńInne uzależnienia ? na pewno wszelkie kosmetyki kuszą mnie zawsze ....
To tylko pokusa Bożenka wiec spokojnie ;), mam to samo;)
UsuńByłam uzależniona od słodyczy, ale wyszłam z uzależnienia. :D Wystarczyła dłuższa przerwa, by ponownie sięgnąć po batona i dojść do wniosku, że niedobre to, słodkie do porzygu i w ogóle ble.
OdpowiedzUsuńCo do alko...hehe ja często tak właśnie mawiam: "ja się nie upijam, tylko wprowadzam swoją duszę w stan baśniowy";D Lubię sobie wypić, ba, nawet solidnie. Rum, whiskey, winko, whatever. Ale mam nad tym kontrolę, tzn. nie ciągnie mnie jakoś specjalnie, choć od czasu do czasu za mną chodzi.
Fajnie piszesz:)
Dzieki i wzajemnie:)
UsuńOj, alkohol jest dla ludzi a w normalnych dawkach - mam tu na myśli rownież sporadyczne wyskoki- rzekłabym ma nawet zbawienne działanie ;)
Wszystko zaczyna się od tego co mamy w głowie, jest z Nami naprawdę źle jeżeli takie czynniki jak alkohol biorą nad Nami górę, nie chcę debatować i zarzekać się, że ja to nigdy, bo tego co będzie nie wie nikt, jednak prawdą jest, że dość się napatrzyłam na to co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem, nie lubię alkoholu i chyba raczej już się to nie zmieni, w końcu pod tę stronę powinniśmy już mądrzeć.
OdpowiedzUsuńSwiete słowa. Uwierz, ze tez sporo widziałam... Ale tak, jak mowisz- nigdy nie nalezy mowic "nigdy", bo nie wiemy, co czeka za zakrętem ...
UsuńJa wącham- ale zapaszki perfum, świruję jak widzę woski, świeczki, świeczunie, piję-dużo wody, fiu fiu nie tylko wody :D no to siup w ten głupi dziób :D:D:D
OdpowiedzUsuńRenia w tym kierunku jak najbardziej mozesz podążać... chyba ze puścisz rodzine z torbami przez te perfumy ;)
UsuńŚwietnie piszesz i dobrze się ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za dobre słowo:)
UsuńŻadne uzależnienie na szczęście mnie nie dopadło - papierosy nigdy nie przyciągały, a wręcz odpychały zapachem, którego nie mogę znieść; alkohol sporadycznie i w niewielkich ilościach; za słodyczami nie przepadam, chociaż uwielbiam piec wszelkiego rodzaju ciasta. Myślę, że na co dzień walczę raczej z pokusami; szczególnie gdy mam gorszy dzień nowy zakup wydaje się idealnym, choć oczywiście chwilowym, polepszaczem nastroju. Ale ratuje mnie przed tym to, że nie lubię spędzać czasu w centrach handlowych. Wydaje mi się, że najczęściej walczę ze sobą, żeby zmobilizować się do wyjścia z domu, bo straszny ze mnie kanapowiec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
http://www.surrealbutnice.pl
Oj tez mam zapędy do domatorstwa - zwłaszcza, gdy jestem przemęczona:(. Wówczas nawet na spacer idę, jak na ścięcie głowy toporem :(
Usuńpokusa... zmagam się z nią co dzień gdy tęsknię spoglądam na wyładowany po brzegi słodyczami barek ;)
OdpowiedzUsuńNiestety... Skad ja to znam...
UsuńZakupy :D
OdpowiedzUsuńOj rozumiem...;)
Usuń