Podobno lepiej mieć mieszane myśli, niż uczucia. Cóż… po ostatnich życiowych doświadczeniach Malkontentka niestety ma zmiksowane absolutnie wszystko. Uczucia i myśli zamieniły się w jedno wielkie kłębowisko szarego zmiętego i zdumionego ja. Jak to mówił klasyk: No koniem podjechać można, a na człowieku… się tylko potknąć… Ale nikt nie może tkwić wiecznie w odchłani szoku i patrzeć na świat z szeroko otwartymi ustami… Dobrzy ludzie, niemal przemocą wepchnęli Malkontentkę na właściwe tory, wskazali azymut i nadali napęd przyjacielskim kopniakiem w… plecy.
Efekt – dzisiejszy post.
Jak już zapewne zauważyliście, uczucia Malkontentki do koreańskich
produktów kosmetycznych są nadzwyczaj poetyckie. Wciąż nie potrafi zdecydować: Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
Z tymi specyfikami sprawa jest o tyle trudna, ze mają w sobie zaklętą moc. Moc
kusicielską. Piękne opakowanie, bajeranckie detale, niekiedy słodkie, niekiedy
urocze… a w środku – czasem hit a czasem ten, no… absolutny nie-hit… Dziś będzie
pieśń pochwalna. Zaśpiewa ją Malkontentka, nieco fałszując, swoim grubym głosem
na cześć kremu BB firmy It’s skin noszącego trudną do zapamiętania nazwę
Prestige Creme D’Escargot BB. Łatwo natomiast zapamiętać, że krem zawiera
ekstrakt ze śluzu ślimaka! Spokojnie! Nie robimy teraz gestów symulujących wymioty,
nie zastanawiamy się, jak taki ekstrakt jest pozyskiwany - kurde… właściwie to
jak?, nie przerywamy lektury a najlepiej zapominamy o śluzach roztartych na
obliczach… brr…
Krem, cokolwiek w nim nie siedzi (śluz ze ślimaka, śluz ze ślimaka tra
la la) jest mazidłem doskonałym. Doskonałym przynajmniej w odczuciu
Malkontentki. Obietnic producenta zwyczajowo nie czytała więc opowie o własnych
spostrzeżeniach…
Kremy BB są różne - tak jak różni bywają ludzie je stosujący i
generalnie wszystko w egzystencji itd. Jedne są skuteczne, inne nie. O co
chodzi z tym BB, a nie daj bogini CC to już Malkontentka nie wie, bo poczytywać
o takich zagadnieniach jej się nie chce, a sprawa - sądząc po długości
artykułów poświęconych wyżej wzmiankowanym - zapewne jest dość zawikłana i
niedostępna dla zwykłego rozumu. Ostatni, tak długi tekst stricte naukowy, jaki
Malkontentka czytała dotyczył scenariusza wystąpienia Black-out -u w całości obszaru
KSE, czyli podejrzewać należy że zagadnienie BB i CC jest nieco bardziej
skomplikowane niż awaria systemowa i utarta zasilania na Ziemi Ojczystej. Wracając
do tematu, krem BB o trudnej do zapamiętania nazwie sprawdza się znakomicie.
Poza nieustannym ćwiczeniem pamięci, co jest wartością dodaną oferuje nam cały
wachlarz właściwości upiększająco-pielęgnacyjnych. Nałożony (na twarz) z
powodzeniem zastępuje podkład – mimo że Malkontentka ma cerę kłopotliwą, krem radzi
sobie świetnie. Dość dziwnie się rozprowadza - początkowo rozmazuje się po
obliczu (pewnie ten śluz….) lecz wystarczy położyć dłonie na policzkach, żeby
genialnie się wchłonął (tylko co się dzieje ze śluzem?). Twarz po zastosowaniu
nabiera jednorodnego kolorytu, giną wszelkie zaczerwienienia i inne niedoskonałości
– doskonałości pozostają na swoim miejscu. Nie ma efektu maski – kurcze wcale
nie widać, ze jest się czymś wyciapkanym (jak nic ten śluz ze ślimaka). A poza
tym – jak powszechnie wiadomo – wynalazki „prosto z krzaka” w stylu – mleko oślicy,
śluz ze ślimaka, włos z ogona żyrafy, jajko z dupki kury - taa – robią generalnie
dobrze na wszystko! Więc smarujemy się miłe panie i nie rozmyślamy nad
szczegółami. A w sekrecie powiem, że najlepiej chyba w ogóle porzucić wszelkie
rozważania na rzecz epikurejskiego nurzania się w przyjemnościach. I jeszcze na
dowód zacytujmy ponownie klasyka: Mania,
od myślenia to tylko głowa boli, śpij prędzej, no!
sisi jak ja Cie lubie czytać :) Twoje recenzje są the best:) a azjatyckie bb kocham a ze śluzem jeszcze nie miałam i ten sluz generalnie mnie bardzo zaciekawił
OdpowiedzUsuńDla mnie - rewelacja. Tylko drogawy jest- chociaż z drugiej strony pojemność jest nieco większa niz naszych. Nieco... Prawie dwukrotnie ;)
UsuńCzy ja wiem, te bidne ślimaczki :D
OdpowiedzUsuńE moze jakos sympatycznie ten śluz się pozyskuje? Np łaskocząc ślimaka w nogę czy cos ;)
UsuńHihi :D No oby oby :D
Usuńśluz ze ślimaka , brzmi ciekawie :P
OdpowiedzUsuńI chyba działa!
UsuńNie miałam, ale czytałam o tym śluzie że dobrze działa :)) Może w końcu uda mi się go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie, że jest skuteczny. Naprawdę twarz wyglada super i co ważne - żadnych alergii nie wywołuje a ja uczulam sie niemal na wszystko
Usuń"włos z ogona żyrafy, jajko z dupki kury"- czytam i płaczę ze śmiechu :P
OdpowiedzUsuńI o to chodzi :). Tak naprawdę te kosmetyki sa tu najmniej ważne ;). Ale Ty to akurat czujesz :)
UsuńJa to aż 'poplułam' monitor ze śmiechu :D:D Tak, tak takie cuda " prosto z krzaka" są najlepszeeee, a kochana zapomniałaś jeszcze napisać że najlepsze są włosy z jąder krokodyla :D:D:D:D
UsuńRenia! No ze ja zapomniałam o tych jądrach! Nie wiem jak mogłam, wszak to podstawa właściwej pielęgnacji!
Usuńśluz ślimaka powiadasz... jakoś słabo mnie przekonuje ten składnik...
OdpowiedzUsuńNo brzmi oblesnie, co tu kryć...;)
UsuńOstatnio ten śluz stał się bardzo popularny ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie bez powodu. Mowię to z pewną ostrożnością ale mam wrazenie, ze rzeczywiscie jest skuteczny :)
UsuńRozbrajają mnie Twoje recenzje :D ja używam teraz kremu ze śluzu ślimaka :P
OdpowiedzUsuń;)))
Usuń